niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 31 - "Złudzenia"

- Więc wyjeżdżasz, tak? - Słysząc głos, Porylusica obróciła się. Przed wejściem do jej chatki stał Makarov. Spoglądał na nią spokojnie, trzymając ręce złożone z tyłu. - Będzie nam brakować twojej pomocy.
- Zrobiłam trochę lekarstw na zapas, dacie sobie radę - stwierdziła kobieta szorstko, wystawiając walizkę na zewnątrz. Zlustrowała spojrzeniem całą izbę, szukając rzeczy leżących nie na swoim miejscu, po czym wyjęła klucz i starannie zamknęła drzwi. - Poza tym wrócę po tym całym zamieszaniu. Odzwyczaiłam się od pracy na polu walki.
- Polu walki, mówisz? - Mistrz wbił w ziemię ponure spojrzenie.
- Nie mów, że jeszcze się nie zorientowałeś - powiedziała Porlyusica, odwracając się w jego stronę. W jej głosie słychać było zaskoczenie. - Musiałeś to zauważyć. Myślę, że wielu mieszkańców doskonale widzi do czego to wszystko zmierza - stwierdziła, spoglądając na ścianę lasu. - To i tak trwa wystarczająco długo. Ludzie, którzy mają dość tej całej sytuacji czekali już wystarczająco długo. Nie tylko magowie ale także zwykli mieszkańcy. Możemy tylko mieć nadzieję, że to Cień wykona pierwszy krok. Inaczej w całym kraju wybuchną niczym nie kontrolowane zamieszki. Nastanie chaos i ty dobrze o tym wiesz, Makarov.
Owszem, staruszek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co prędzej czy później musiało nastąpić. Wypowiedziana otwarcie Edvinowi wojna jak na razie nie niosła za sobą niemalże żadnych następstw. Patrole członków Cienia Ducha poznikały z Magnolii, tak samo jak ich wyżsi rangą wojownicy, z którymi Fairy Tail już nie raz walczyło. Nawet wysyłane przez zarządcę nagle przestały polować na członków gildii, zapewne za sprawą rozkazów wydanych przez ludzi będących na szczycie całej hierarchii sekty.
- Wprawdzie - odezwała się znowu Porlyusica, unosząc nieznacznie podbródek -  atmosfera w mieście stała się trochę bardziej do zniesienia, zapewne z powodu zniknięcia tych szarych duchów... Ale nie sądzę, żeby był to powód do radości. To jedynie cisza przed burzą, nic więcej - dodała, wypowiadając na głos to, co chodziło po głowie także Makarovowi. - Nie chcę siedzieć tu i czekać aż rozpęta się piekło.
Oboje milczeli przez moment. Widmo przebrzmiałej przeszłości zawisło między nimi przez moment, by zaraz ponownie rozpłynąć się w powietrzu.
- Cóż, mam nadzieję, że żadne z nas nie zapadnie nagle na jakąś rzadką, śmiertelnie niebezpieczną chorobę - powiedział staruszek, krzyżując ręce na wątłej piersi. - Inaczej bez ciebie w pobliżu będzie z nami krucho.
- Nawet najlepszy lekarz nie może nic zrobić, kiedy brakuje mu składników do robienia lekarstw - odparła Porlyusica, biorąc do ręki stojącą tuż obok jej nóg torbę. - Może i nie lubię przebywać w pobliżu walki ale nie uciekam z Magnolii tylko z tego powodu. Nie lubię siedzieć bezczynnie i patrzeć na ludzi, którym nie mogę pomóc, bo jakiś głupi dziadek przekonał mnie do pozostania w mieście, w którym sklepy zielarskie są tak drogie co nieliczne.
Mistrz uśmiechnął się.
- Uważaj na siebie.
- Mogłabym ci powiedzieć to samo - cień uśmiechu przemknął przez twarz kobiety, jednak zaraz znikł, pozostawiając po sobie jedynie surowy wyraz. - Mówię poważnie, Makarov. Pamiętaj, że cię ostrzegałam. To już nie są czasy, w których możesz z jednej bitwy przeskakiwać w drugą. Walkę zostaw młodszym, sam spróbuj zadbać o siebie.
- Wiesz, że nigdy mi to nie wychodziło.
- Dlatego nie przekonuję cię to zrobienia sobie wakacji, chociaż to byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie.
Staruszek spochmurniał i pokręcił głową.
- Nie... Jeszcze nie teraz.
Porlyusica obserwowała go jeszcze przez chwilę, po czym ruszyła ścieżką prowadzącą w głąb lasu.
- Pomyśl o tym, jak już to wszystko się skończy - powiedziała, mijając Makarova. - Czas, żebyś oddał Fairy Tail komuś młodszemu.
- Akurat! - Mistrz odwrócił się gwałtownie, prychając. - Prędzej umrę niż oddam stołek któremuś z tych pyskatych młokosów. Póki żyję, nie pozwolę na przejęcie posady Mistrza nikomu! Nawet nie próbuj mnie do tego namawiać!
- Uważaj, bo ciśnienie ci skoczy - odpowiedziała Porlyusica, patrząc na niego z irytacją. - Porywczy jak zawsze. Nic się nie zmieniłeś. Cóż - dodała, po raz kolejny zbierając się do odejścia - postaraj się nie umrzeć zanim nie wrócę. Popsujesz mi reputację.
- To moja kwestia - mruknął tamten. - Uciekać z miasta będącego pod opieką najsilniejszej gildii w tym kraju... Kto by wpadł na taki pomysł!
Tym razem jednak mógł zobaczyć jedynie skrawek uśmiechniętej twarzy przyjaciółki. Porlyusica ruszyła do przodu, zostawiając za sobą dom i Makarova. Uniosła jeszcze rękę w pożegnalnym geście, jednak nie odwróciła się więcej.
*
Motor pędził jak szalony.
Utwardzona droga, której powierzchni nie pokrywał bruk jak w miastach, niezbyt nadawała się do tego typu jazdy; maszyna co chwilę podskakiwała na mniejszych kamieniach bądź dziurach. Zmuszała w ten sposób Avis do ciągłego oglądania się do tyłu w celu sprawdzenia, czy pasażer nadal przebywa tam gdzie powinien, to jest przypięty pasami do siedzenia z tyłu. Nawet jednak kiedy motor nie sprawiał jej tego typu problemów, dziewczyna rzucała nieprzytomnemu Natsu krótkie, zdenerwowane spojrzenie zdecydowanie częściej, niż wymagała tego sytuacja. Magia, której użyła powinna była działać, nie popełniła żadnego błędu, który mógłby ją pogrążyć, dodatkowo jeszcze miała przewagę w postaci choroby lokomocyjnej chłopaka. Mimo to nie potrafiła się rozluźnić. Smoczy Zabójca, nawet jeśli nieprzytomny i ogłuszony napawał ją niepokojem, zmuszając do ciągłego sprawdzania, czy aby na pewno się nie obudził.
Częściej Avis spoglądała chyba tylko na zegarek. Cała akcja zajęła jej więcej czasu niż powinna, toteż w żaden sposób nie miała szans zdążyć na pociąg odjeżdżający z Magnolii w stronę miejscowości przy której znajdował się Kamieniołom. Musiała złapać go na następnej stacji. Trochę przy tym ryzykowała, jednak nie miała wyjścia. Czas w którym powinna dostarczyć Dragneela był jasno określony przez Hilla, a nie był on osobą, dla którego spóźnienie się na pociąg byłoby wytłumaczeniem.
Dziewczyna mocniej zacisnęła ręce na kierownicy motoru.
Och, jak ona go szczerze nienawidziła! Już kiedy zetknęli się na początku jej oszałamiającej kariery jako namiestnik Cienia Ducha wydawał jej się jakiś dziwnie niepokojący. Teraz jednak miała żywą ochotę udusić go gołymi rękami. Nikt jej nigdy tak nie poniżył, tak owinął sobie wokół palca jak on. Nawet Wyrocznia była dla niej bardziej znośna. Wprawdzie nieobecna i traktowana jak bóstwo ale najwyraźniej rozumiała układ zabójca-zleceniodawca. Albo ludzie, którymi się w tej sprawie wysługiwała rozumieli. Samą Wyrocznię bowiem dziewczyna zobaczyła może raz. Teraz jednak kobieta-bóstwo zeszła na dalszy plan, a stery w sekcie przejął Hill. On teraz był tym, który rozdaje karty i przestawia pionki. I trzeba mu to przyznać, wychodziło mu nieźle.
"To już ostatnie" powiedziała do siebie w myślach Avis. "To już ostatnie zadanie i zmywam się stąd. Gdzieś daleko, najlepiej do innego kraju."
Miała dość Fiore. Bardzo źle jej się kojarzyło. Pieniądze, które miała otrzymać za przywiezienie Smoczego Zabójcy powinny wystarczyć nawet na wyjątkowo daleką podróż. Już wystarczająco się nacięła, angażując się w całe to bagno. Teraz jednak mogła zniknąć. Nikt w Magnolii już nie usłyszy o Avis Grellar, płatnym zabójcy.
Myśl o tym nieco poprawiła jej humor. Spojrzała na zegarek - wszystko wydawało się być w porządku. Jeśli wszystko pójdzie tak jak należy, wsiądzie do pociągu na pierwszej stacji za Magnolią.
Mocniej przekręciła rączkę, żeby przyspieszyć.
*
- I jak poszło?
Hill nawet nie musiał się odwracać. Po tylu latach spędzonych w Cieniu Ducha umiał rozpoznawać głosy kilkanaścioro swoich najbliższych współpracowników. Charles nie należał do wyjątków. Doskonale wiedział kto stał w wejściu do jednej z grot Kamieniołomu, która w przeciwieństwie do większości z pozostałych mogła się pochwalić czymś jeszcze oprócz zimna i wilgoci. Niewielka jaskinia była wyposażona w kilka foteli oraz biurek wraz z krzesłami - czasami służyła za salę kształcenia, częściej stała pusta, chyba że ktoś z Cienistych miał ochotę zagłębić się w fascynującą historię organizacji do której miał szczęście należeć.
- Co mogę ci powiedzieć? - zapytał w odpowiedzi, przewracając kartę starej, opasłej księgi, którą trzymał na kolanach. - Nic nie przychodzi od razu, na wyniki trzeba będzie poczekać. Zbyt wielki pośpiech może oznaczać problemy.
Charles uśmiechnął się. Zdecydowanie, Hill należał do osób, które mają wszystko dokładnie zaplanowane. W obmyślonej przez niego strategii najwyraźniej nie było miejsca na wahania czy też porażkę. "Zbyt wielki pośpiech może oznaczać problemy", właśnie. Problemy, nie klęskę.
Mężczyzna podszedł bliżej, po drodze chwytając jedno z krzeseł i przysuwając je do biurka, przy którym siedział Najsilniejszy. Obrócił je przodem do siebie i usiadł na nim okrakiem, opierając ręce na oparciu.
- A co z tobą? - Hill spojrzał na niego kątem oka.
- Stwierdziłem, że zawierzenie osobie cieszącej sie u Wyroczni takim szacunkiem i zaufaniem może przynieść korzyść nie tylko jej ale całemu Cieniowi Ducha.
Uśmiech na twarzy Hilla poszerzył się. Właśnie na taką odpowiedź liczył.
- Zresztą nie tylko ja tak uważam - ciągnął dalej Charles, bawiąc się zawieszonym na szyi fioletowym kryształem. - Wielu z Silnych i Silniejszych ma dość tego zawieszenia w nicości. Nie chcą dalej czekać aż Wyrocznia wreszcie coś zobaczy. Dla nich czas na konfrontację nadszedł już dawno, a teraz to tylko zwyczajne odwlekanie w czasie tego, co i tak ma nastąpić. Za to zwykli członkowie...
- Oni mnie nie obchodzą - przerwał mu Hill, zamykając księgę. - Już niedługo cała magia jaką dysponują prawdopodobnie zniknie... Dlatego kluczowi są w tym momencie ci, którzy potrafią jej używać bez pomocy lacrym.
- Tak myślałem.
- Nawet jeśli większość, że tak powiem, zwykłych członków zdecyduje się stanąć po stronie Wyroczni, nie stanowią dla nas żadnego zagrożenia. Bez niej nie są w stanie nic zrobić. Ona z kolei nie jest w stanie zrobić niczego bez swoich wizji - Hill obrócił się w jego stronę z uśmiechem. - Więc jak na razie są uziemieni.
- Oprócz naszej dwójki wśród najsilniejszych mamy Stellę, Grova i Shadę ze Spectrą - mówił Charles, odginając kolejne palce. - Stella prędzej umrze niż odstąpi od Wyroczni, jej zapatrzony braciszek Gary z pewnością poleci za nią... Shada i Spectra prawdopodobnie też. To dziwaczki, można się po nich spodziewać wszystkiego. A Grov...
- Grov od roku przebywa w jakiejś głuszy - uzupełnił Hill, opierając głowę na dłoni. - Nawet nie brał udziału w tym całym zmieszaniu. Może się wreszcie zdecyduje wrócić, o ile oczywiście wie co się dzieje. Ten gość potrafi zakopać się w ziemi na rok, bez żadnego kontaktu ze światem.
Charles zamyślił się. Grov... Grov również był bardzo potężny. Posługiwał się magią na długo zanim przystąpił do Cienia Ducha. Nie należał także do osób, które były gotowe ślepo podążać za Wyrocznią nie patrząc przy tym na własne korzyści. Jakby się tak zastanowić, Grov był bardzo podobny do Hilla.
"W sumie" pomyślał "po co ci wszyscy ludzie wstępują do Cienia, jeśli nie są w stanie traktować Wyroczni jako jedynej ostoi prawdy i boskości?".
Hill spojrzał na niego pytająco. Mężczyzna jednak nie odzywał się, uśmiechając się zagadkowo.
Cóż, on nie był w tej kategorii najlepszym przykładem.
*
Pociąg właśnie odjeżdżał.
Przeciągły gwizd przeciął powietrze sygnalizując wszystkim, iż ci, którzy do tego czasu nie zdążyli wsiąść do któregoś z wagonów mogą jedynie odżałować wydane pieniądze lub próbować wskakiwać do pociągu w biegu. Pasażerowie wymieniali ostatnie słowa pożegnania, maszynista nawoływał wszystkich do zamknięcia drzwi i okien. Maszyna powoli, ociężale ruszała się z miejsca, z każdą sekundą przyspieszając i zostawiając w tyle dworzec Magnolii.
Levy przez chwilę patrzyła na oddalający się za oknem budynek dworca i gładką powierzchnię peronu. To miała być jej pierwsza wizyta w Kamieniołomie. Do tej pory musiała się zadowalać opowieściami innych, teraz faktycznie miała na własne oczy zobaczyć dzieło tajemniczego Acalina, którego postacią zajmowała się przez ostatni miesiąc. Miała nadzieję, że podróż do jego siedziby wniesie coś więcej do całego śledztwa. Nie mogła być tego pewna ale była to jej ostatnia deska ratunku. Przeczytała wszystkie książki, przeszukała wszelkie możliwe źródła. Jeśli istniały jakieś zapiski na jego temat, to prawdopodobnie można je było znaleźć tylko tam lub w pałacu w Krokusie, a dotarcie do tego drugiego było obecnie bardziej niż niemożliwe.
Oderwawszy się wreszcie od okna, spojrzała na siedzącą na przeciwko niej Lucy. Dziewczyna opierała głowę o szybę, patrząc w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Wydawała się być myślami gdzie indziej.
- To trochę niepokojące, jechać tam bez Natsu, prawda? - odezwała się czarodziejka, pochylając się do przodu. - Miejmy nadzieję, że nic takiego się nie stanie.
- Zastanawiam się... Czy z Natsu wszystko dobrze? - odezwała się tamta. Zdawała się nie słyszeć głosu przyjaciółki. - Nigdy nie przepuściłby okazji na wycieczkę do bazy Cienia Ducha.
- Za dużo się martwisz, Lucuś - próbowała ją pocieszyć Levy, zaciskając pięści. - Wszystko będzie dobrze! Mistrz pozwolił nam jechać we dwójkę, to znaczy, że w nas wierzy!
- Ale to jego nagłe zniknięcie... - Lucy zmarszczyła brwi, zaciskając dłonie na krawędzi szortów. - Nie podoba mi się to.
Smoczy Zabójca nie stawił się o umówionej godzinie na spotkanie. Nie pojawił się także ani piętnaście minut później, ani też pół godziny po upłynięciu czasu. Mimo że został on ustalony z dużym wyprzedzeniem (Lucy przewidywała podobną sytuację), wskazówki zegara na ratuszu coraz bardziej zbliżały się do godziny oznaczającej odjazd pociągu ze stacji w Magnolii. Znudzone czekaniem ale również odrobinę zaniepokojone dziewczęta postanowiły wrócić do gildii, by spytać Mistrza o radę. Ten kazał im niezwłocznie udać się na peron.
 - Znając życie, znowu wdał się w jakąś bójkę - stwierdził Makarov, siedząc po turecku na barze i marszcząc czoło w gniewnym grymasie. - Ten chłopak niczego nie bierze na poważnie.
- W takim razie może powinnyśmy na niego zaczekać? - zasugerowała Lucy, stukając o siebie wskazującymi palcami. - Bez niego, ja i Levy... Jakoś tak... - Nie miała najmniejszej ochoty wybierać się do Kamieniołomu bez Smoczego Zabójcy. Mimo że nie uważała się za osobę słabą, nie była pewna swoich umiejętności na tyle, by bez strachu udawać się do miejsca gdzie aż się roi od członków Cienia Ducha.
- Jedźcie - nakazał Mistrz, kiwając głową. - Myślę, że jesteście w stanie dać sobie radę z dwoma czy trzema słabeuszami.
- Dwoma czy trzema? - szepnęła Levy do ucha przyjaciółki. - Tam ich będzie co najmniej setka!
- Poza tym - mówił dalej staruszek - kiedy tylko ten bachor znów się pojawi, wyślemy go pierwszym pociągiem do was. Oczywiście po tym, jak dam mu solidnie w skórę - dodał. Lucy zadrżała ze strachu. Jego głos brzmiał naprawdę groźnie. - Przeczekajcie do jutra rana. Jeśli Natsu się znajdzie, porozumiemy się z wami za pomocą lacrymowizji. Jeśli nie, będziecie musiały poradzić sobie same.
- Mistrzu, jesteś tego pewien? - Levy postąpiła krok do przodu, rozkładając ręce. - My...
- Wierzę w was - przerwał jej Makarov. - Jesteście silne i macie głowy na karku. Wierzę, że sobie poradzicie.
"Nawet jeśli tak powiedział..." pomyślała Levy  "to czy na pewno będzie w porządku?"
Lucy w tym czasie zastanawiała się nad czymś innym. Wprawdzie Smoczy Zabójca nie należał do osób, o które można by się martwić pod względem siły, ale... Porywczy, nierozsądny i na dodatek obdarzony zbyt dużym instynktem walki stanowił nieraz nie lada problem. Poza tym, Lucy miała złe przeczucia. Czy teraz, kiedy na magów zewsząd czyha niebezpieczeństwo w postaci Cienia Ducha, bagatelizować takie zniknięcia było dobrym pomysłem?
- Ech? - ocknęła się dziewczyna, wyglądając ze zdziwieniem przez okno. - Dlaczego zwalniamy?
- Dotarłyśmy do pierwszej stacji, Lucy - odpowiedziała Levy, uśmiechając się szeroko. -Tak się zamyśliłaś, że nie zauważyłaś?
- Nie, to znaczy... Jakoś tak dziwnie... Co? - przerwała nagle czarodziejka, podrywając się z miejsca i wpatrując się w peron.
- Coś nie tak, Lucuś? - zapytała przyjaciółka, patrząc na nią z niepokojem.
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała, nadal przeczesując wzrokiem betonową powierzchnię. Roiło się na niej od wsiadających i wysiadających ludzi, toteż szukanie kogokolwiek w tych warunkach było utrudnione. Pociąg stał na stacji przez chwilę, po czym znów ruszył. Lucy jeszcze próbowała szukać znajomej twarzy wśród tłumu, jednak nigdzie nie znalazła szukanej osoby.
- Mogłabym przysiąc, że go widziałam - mruknęła, siadając z powrotem na miejscu. - Wydawało mi się, że widziałam Natsu - wyjaśniła Levy, która patrzyła na nią pytająco.
- Może ci się tylko wydawało?
- Może... - stwierdziła Lucy z powątpiewaniem.
Włosów tego koloru nie widuje się na co dzień.

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że Avis nie uda się dostarczyć Natsu do Kamieniołomu.
    *TEAM LUCY* Dalej Lucy! Wierz swoim przeczuciom i odbij Natsu! ;D
    Kiedy moje oczarowanie kolejnym, wspaniałym rozdziałem minęło mogę zabrać się za trochę mniej chaotyczną część komentarza : Niedobrze, że Fairy Tail tracą swoje zaplecze medyczne, miejmy nadzieję że Wendy wystarczy :) Sama nie wiem dlaczego, ale bardziej przypadła mi do gustu postać Charlesa niż Hilla i bardzo zaciekawiła mnie postać Grova. Zaczynam nawet trochę współczuć wyroczni, skoro nasz podstępny Hill robi ją w balona.
    Przepraszam jeśli zanudziłam kogoś długością komentarza :)
    Bardzo się cieszę, że rozdziały są dodawane tak szybko.
    Wspaniałej autorce przesyłam mnóstwo, mnóstwo Pana Wena :*
    Graska

    OdpowiedzUsuń
  2. No no no, widzę bynajmniej, droga Julizo, iż praca wre. Zazdroszczę, zazdroszczę szczerze mówiąc, bo Kfeszti się w wakacje KOMPLETNIE nic nie chce. Zero weny na cokolwiek, już mnie tylko ludzie przymuszają, żebym napisała gdzieś kiedyś post/opowiadanie/recenzję/notatkę/pocieszenie/ocenę czyjegoś zdrowia psychicznego, skreślić niepotrzebne... Taaaak ptysie, też was kocham... Nawet sobie wymyśliłam, żeby w razie ostatecznej brakowenowatości spiknąć się z kilkoma osobami i napisać parę opowiadań na jeden temat z Fairy Taila, przykładowo, każdy od siebie jedno pod "Pięć sposobów na zabicie (tutaj najbardziej nielubiana, wybrana w plebiscycie postać)" XD
    ...O kurde! Czy ja ci właśnie zaczęłam zanudzać o przysłowiowej dupie Maryni? O.o Przepraszam, przepraszam, gomene, ale cierpię na ataki samotności =.=' Wiem, żałosne. W związku z bieżącym (tak też chyba niegramatycznie, ale lubię to stwierdzenie) - poziom pisania trzymasz niezły, zresztą jak zwykle. Pierwsza reakcja po przeczytaniu rozdziału - "o cholibka, Leviś! *piiiiisk, padnięcie na łóżko, wywalenie laptopa*". Możesz być pewna, Julizo droga, że jeżeli pokażesz moją najukochańszą Levy jako malutką pierdółkę, która sobie sama w życiu nie poradzi (jak to zwykł pan Mashima robić), złapię cię i... e... złapię cię! [Żałość...=.= - dopisek Laxusa] ...A ty co, znowu chcesz pożyczyć tampony? Nie no, facet, po co ci tampony? Co ty sobie chcesz zat... A no dobra, nie pytam, to pewnie plus 18, a to porządny blog...
    Kfest przeprasza, strasznie jej odwala. Nie jestem w stanie skupić się na treści bloga i jakoś tak kompletnie... Argh, szlag. Po prostu życzę najlepszego, dużo weny, miłego spędzenia reszty wakacji i złotej kaczki na łańcuszku ^^ Wiedz również, droga Julizo, iż nawet niźli nie napiszę swego zacnego, tłustomięsnego komentarza, twoją twórczość i tak czytuję. Tag więc...
    *nagły, rozdzierający wrzask, urwanie wpół zdania i rozrysowane dramatycznie pod spodem, krwią litery*
    "WRÓCI JAK ZNORMALNIEJE"

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne!!!. Lucy powinna przespacerować się po pociągu w celu znalezienia tego narwańca :D

    OdpowiedzUsuń