Coś
było nie tak. Coś zdecydowanie było nie tak jak powinno.
Wyrocznia
to czuła. Potrafiła wyczuć to całą swoją osobą. Tę różnicę, tę zmianę, której
nie dało się opisać zwykłymi, ludzkimi słowami. Tę dziwną inność, z którą
musiała zmagać się już od dobrych kilkunastu dni.
Chociaż
jakby się zastanowić, to na razie wszystko było nie tak.
Wyrocznia
zacisnęła palce w pięści. Komnata była pusta - nie było tam nikogo oprócz niej
samej. Nie żeby było to coś nowego - nawet wcześniej, kiedy nie miała tylu
problemów co teraz, jej spokój naruszano jedynie w szczególnie ważnych
przypadkach, może kilka razy dziennie. Jej nakaz niemalże całkowitego
wyludnienia Kamieniołomu przestał już obowiązywać - któryś z Dostojników musiał
zadziałać mimo jej woli i go znieść. Ona jednak nie dbała o to. Nie dbała o
samowolkę, o to, że gdzieś tam nad jej komnatą przemieszczają się ludzie. W
sumie nawet się cieszyła. Nie, to było kiepskie określenie... Czuła niejaką
ulgę wiedząc, iż nie jest sama. Całkiem sama.
Jej
długie, całkiem czarne włosy opadły na siedzisko tronu, kiedy poruszyła się na
nim lekko. Zebrała grube fałdy materiału tworzące jej szatę i podciągnęła nogi
pod brodę tak, by mogła objąć je rękami. Zdawała sobie doskonale sprawę, iż
takie gesty uwłaczają jej godności i tytułowi najwyższej kapłanki, jednak w tej
pozycji czuła się nieco lepiej. Nie czuła się jak bóstwo. Czuła się jak
człowiek, któremu nagle wyszarpnięto z rąk wszystkie karty i zmuszono do
podjęcia gry samemu.
Dotychczas
Arcymag - jej as w rękawie i niejako podstawa wszystkich jej ruchów był zawsze
przy niej. On, a raczej wizje o nim; kolejne punkty planu, który skrupulatnie
wypełniała. Każdy jej rozkaz, każde działanie było podporządkowane właśnie tym
wizjom. To dzięki nim była Wyrocznią. Tylko z tego jednego powodu.
Teraz,
gdy wizje nagle się urwały na obrazie Smoka, który powinien stanąć po jej
stronie, myśli krążyły jej w kółko. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Laxus Dreyar
się opiera. Dlaczego nie podporządkowuje się jej tak jak dotychczas
rzeczywistość podporządkowywała się Arcymagowi, a co z tym idzie - jej
przepowiedniom. Próbowała na różne sposoby - wszystkie zawodziły. Myśl o tym,
iż jedna osoba blokuje jej wizje pozostawiając ją bezradną, doprowadzała ją do
wściekłości. Co powinna zrobić, ile jeszcze czekać, żeby wszystko mogło się
spełnić? Po to przecież istnieje, po to żyje - by to wszystko doprowadzić do
ostatecznego końca. Po to właśnie została Wyrocznią, dlatego właśnie wyrzekła
się swojej rodziny. Wyrzekła się, dość łagodne określenie. Odrzuciła, lepiej.
Choć i tak żadne z nich w pełni nie oddaje tamtych wydarzeń z przed lat. Jest
jedno takie słowo: pozby...
Wyrocznia
wbiła paznokcie w skórę tak mocno, że zostawiła na niej głębokie, czerwone
ślady. Nie może się teraz wycofać. Tylko jedna rzecz, prawda? Załatwi tę jedną
sprawę i już wszystko będzie dobrze, prawda? Znów będzie potrafiła
przewodzić... Wszystko będzie w porządku, prawda? Bo przecież musi...
-
Hill! - krzyknęła, podrywając gwałtownie głowę. Imię maga odbiło się echem od
ścian. Jej głos był piskliwy, jakby przestraszony. Zupełnie nie pasował do
spokojnego, poważnego tonu kapłanki. Musi się opanować. Inaczej straci
wszystko, co uzyskała do tej pory. - Gdzie jest Hill? - spytała spokojniej
osobę, która natychmiast pojawiła się w drzwiach komnaty. Starała się brzmieć
władczo, jednak niezbyt jej się to udawało.
-
Pani... - nie potrafiła rozpoznać klęczącego przed nią człowieka. Nie miała
pojęcia kto to. Nic dziwnego, przecież imperium, które zbudowała było tak
liczne... - Pan Hill obecnie przygotowuje się do spotkania. Jeśli rozkażesz
Pani, mogę niezwłocznie...
-
Nie trzeba - przerwała mu Wyrocznia, prostując się na tronie. Zdążyła się już
doprowadzić do porządku; nogi opuściła na posadzkę, a nieco pognieciona szata
znów spływała falami wzdłuż tronu. - Nie przerywaj mu. Chcę wiedzieć, co z
Natsu Dragneelem.
-
Natsu Dragneelem? - mężczyzna musiał być zaskoczony, bo uniósł głowę. Zaraz
jednak opamiętał się i znów wbił wzrok w płytki. - Jakie informacje o Natsu
Dragneelu mam zdobyć, Pani?
-
O jakich informacjach mówisz? - zniecierpliwiła się Wyrocznia, pochylając się
do przodu. Jej głos znów stał się o dwa tony wyższy. - Chciałam Natsu
Dragneela. Chciałam, żeby mi go tu przyprowadzono! - wpadała w panikę. Każda
chwila, każdy dzień zwłoki napawał ją przerażeniem. Czuła się, jakby z każdą
minutą jej kontrola nad całą sytuacją malała. - Nic nie wiesz na ten temat?
-
Niezwłocznie spróbuję się czegoś dowiedzieć - obiecała klęcząca osoba, gnąc się
w jeszcze bardziej uniżonym ukłonie.
Po
raz pierwszy od niepamiętnych czasów Wyrocznia uważniej przyjrzała się
służącemu jej człowiekowi. Kim jest? Jaką jest osobą? Czy może zaufać mu na
tyle, by powierzyć mu jakiekolwiek zadanie? Co o niej myśli, dlaczego
przystąpił do Cienia?
"Czemu
myślę o takich rzeczach?" przemknęło jej przez głowę. To faktycznie było
tajemnicze. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiała. "To pewnie przez
ten cały stres..."
Mężczyzna
odszedł, znów została sama. Po raz tysięczny przymknęła oczy, w myślach
błagając Arcymaga o jakiś znak. Po raz nie wiadomo który przywołała w myślach
ostatnią wizję, szukając szczegółu, który mogła przeoczyć, kluczowego elementu
decydującego o powodzeniu całego przedsięwzięcia. Nic się jednak nie stało. Jej
rozmyślania zakończyły się fiaskiem. Po raz kolejny.
Długi,
blady palec przesunął się po kuli umieszczonej w podłokietniku. Przedmiot
błysnął wszystkimi odcieniami fioletu, przez moment rozświetlając komnatę jasnymi
refleksami. Jasna dłoń szarpnęła nerwowo za grzywkę, jakby chcąc ukryć przed
światem przestraszone, patrzące z niepokojem oczy.
-
Szybciej - szepnęła Wyrocznia sama do siebie, znów podkurczając nogi. - Zanim
skończy się czas...
*
Hill
spojrzał z zadowoleniem na zebrany tłum. W Sali Głównej Kamieniołomu już dawno
nie było tyle ludzi. Ostatni raz chyba z miesiąc temu, tuż przed planowanym
atakiem na rodzinę królewską. Wprawdzie ludzie zebrani dzisiaj nie mogli
konkurować z ówczesną liczbą wierzycieli zgrupowaną w siedzibie Arcymaga,
jednak i tak było ich dostatecznie dużo, by jego mowa mogła odnieść skutek. W
większości byli to ci, których zdanie liczyło się w jego planach - Pion Bojowy,
czyli Silni, Silniejsi i Najsilniejsi, oraz niemalże cały Pion Służebny w
postaci Najwyższych, Dostojników i ich podwładnych. Dodatkowo w sali zebrała
się również pokaźna liczba zwykłych, szarych członków. Większość z nich jednak
przebywała obecnie na całym terenie Fiore, czekając na kolejne decyzje
Wyroczni.
Hill
uśmiechnął się szerzej. Przechodząca obok wierzycielka spojrzała na niego ze
strachem, ukłoniła się i uciekła, wyraźnie zaniepokojona jego nagłą zmianą
wyrazu twarzy. Kolejna decyzja Wyroczni, ciekawe. Mag zastanawiał się często,
czy zapadnie ona kiedykolwiek. Będąc ostatnio najbliżej Kapłanki widział jak na
dłoni, jak po omacku stara się znaleźć sposób na przywrócenie sobie i Cieniowi
równowagi, którą zachwiał nagły zastój w wizjach od Arcymaga. Nawet jeśli
wydawała jakieś rozkazy, były to jedynie próby dopasowania świata do ostatniej
przepowiedni, która za nic nie chciała się spełnić.
-
Wszystko już gotowe - obwieścił suchym głosem jeden z Najwyższych, podchodząc
do Hilla stojącego u wejścia na mównicę. W jego oczach widać było niechęć, a
usta zaciśnięte były w wąską kreskę. W gruncie rzeczy mężczyzna spodziewał się
tego. Zbliżając się do Wyroczni, niejako odsuwał Radę od ich obowiązków. Nikt
nie lubi, jak ktoś go siłą spycha ze stołka. - Mów co masz mówić i skończmy już
z tym - dodał.
Hill
skinął głową, posyłając mu swój zwykły uśmiech, który z niewiadomych powodów
wielu ludzi tak bardzo irytował. Również Najwyższy spojrzał na niego wilkiem po
czym oddalił się, lekko szurając nogami po ziemi. Jego ton i słowa zupełnie nie
pasowały do wizerunku kapłana budowanego przed społecznością. Jakkolwiek
wszyscy próbowaliby udawać uduchowionych, nadal byli ludźmi. Wszyscy tutaj byli
ludźmi. Nawet Wyrocznia. Nawet Arcymag.
Mag
odchrząknął lekko, po czym wstąpił na schody prowadzące na coś w rodzaju
mównicy. Szum panujący w Sali zaczął powoli cichnąć, gdy Hill tylko pokazał się
na górze. Zwykli członkowie milkli natychmiast, pochylając z szacunkiem głowy,
natomiast ci obejmujący wyższe stanowiska szturchali się, wymieniając cichcem
ostatnie uwagi. Kilkoro posłało w jego stronę nieprzyjazne spojrzenia.
Mężczyzna dojrzał w tłumie Stellę - ta z kolei wyglądała, jakby właśnie
obmyślała najbardziej bolesną i fantazyjną śmierć zadawaną w dwudziestu
czterech aktach z użyciem pięćdziesięciu dwóch trucizn i trujących gazów.
Obejmując całą salę wzrokiem, Hill napotkał zaciekawiony wzrok Charlesa - stał
pod ścianą, niedbale o nią oparty i najwidoczniej czekał na rozwój wypadków.
Zrobiło
się już zupełnie cicho. Mag nabrał powietrza w płuca. Należało zaczynać.
-
Witam wszystkich zebranych - zaczął, nie próbując nawet powściągnąć cisnącego
się na usta uśmiechu. - Tych, którzy teraz przeszywają mnie morderczymi
spojrzeniami, a w myślach przeklinają mnie i moją rodzinę trzy pokolenia
wstecz, chciałbym przeprosić. Przeprosić za to, iż mam możliwość stania tutaj z
tak zgoła nieprzyjemnej i niezbyt satysfakcjonującej przyczyny. Chciałbym móc
oznajmić wam coś, co moglibyśmy razem świętować ku czci Najwspanialszej
Wyroczni. Chciałbym móc powiedzieć wam na przykład, iż w tej właśnie chwili
dokonuje się egzekucja wszystkich magów Fairy Tail wraz z czekającymi na swoją
kolej członkami gildii Blue Pegasus - w tym miejscu po Sali przeszedł pomruk
aprobaty. Najwyraźniej niechęć lub wręcz nienawiść do gildyjnych nadal
jednoczyła Cień Ducha. - Niestety, moi drodzy, nie mogę. Nie mogę wam obwieścić
nic, co mogłoby was, a co z tym idzie i mnie, uradować. To co teraz powiem, nie
jest przyjemne dla ucha. Jestem pewien, że dla niektórych będzie to cios w samo
serce. Pewne rzeczy jednak muszą zostać powiedziane bez względu na wszystko.
Pewne rzeczy - tutaj Hill podniósł głowę i wyprostował się, by podkreślić wagę
swoich słów - nie mogą pozostawać w ukryciu. Pewne rzeczy zasługują na to, by
zostać podane do wiadomości tym, których dotyczą.
Mag
przerwał na chwilę, łapiąc oddech. Te kilka sekund wykorzystał na to, by
przelecieć szybko wzrokiem po zebranych. Na ich twarzach widział niepokój ale
też zaintrygowanie. Uśmiechnął się szerzej. W porządku. Był niemalże pewien, że
jego plan się powiedzie. Informacje, które zebrał w tym celu jedynie to
potwierdzały.
Posłał
Najwyższemu przepraszające spojrzenie. Biedny facet. Znając go słowa Hilla
bardzo ale to bardzo mu się nie spodobają. Już teraz jego oczy ciskały
błyskawice, cały niemalże dyszał nienawiścią. Mag jednak nie przejmował się nim
w ogóle. Na tym etapie, Pion Służebny już nic nie mógł mu zrobić.
-
Mam nadzieję - podjął w końcu, starając się mówić głośno i wyraźnie - że
wszyscy wiedzą o ostatnich zawirowaniach w przepowiedniach Wyroczni...
*
Atak
nastąpił niemalże natychmiast.
Avis
najwyraźniej nie zamierzała tracić czasu. Nie można jednak powiedzieć, że Natsu
się tego nie spodziewał - odskoczył na tyle szybko, by z łatwością udało mu się
uniknąć rzuconych w jego stronę krótkich ostrzy. Dziewczyna chyba nawet nie
próbowała go zaskoczyć - kiedy noże z brzękiem uderzyły o bruk, na jej twarzy
nie zauważył zdziwienia czy choćby cienia niezadowolenia.
-
Pazur Ognistego Smoka! - ryknął w odpowiedzi, posyłając w stronę przeciwniczki
dwie długie fale płomieni, które jednak jedynie odrobinę liznęły ubranie
zabójczyni. Jakimś sposobem udało jej się zrobić unik.
Natychmiast
również przystąpił do kontrataku - zanim Natsu zdążył się zorientować, jego
nadgarstek oplatał łańcuch, którego drugi koniec znajdował się w rękach Avis.
Ta pociągnęła go mocno tak, że poleciał do przodu, po czym doskoczyła do niego,
próbując bezpośredniego ataku.
-
Żelazna Pięć Ognistego Smoka! - Korzystając z niewielkiego dystansu, Dragneel
wymierzył dziewczynie cios w brzuch, posyłając ją prosto na ścianę sąsiedniego
budynku. Dziewczyna osunęła się po nim bezwładnie wraz z opadającym tynkiem.
Zaraz jednak wstała, sycząc tylko z bólu.
-
Co jest z tobą? - zapytał kpiąco Smoczy Zabójca, kręcąc barkiem i przygotowując
się do kolejnego ciosu. - W ogóle się dzisiaj nie starasz!
-
Spokojnie - odpowiedziała tamta, rzucając mu spojrzenie spod limonkowej
grzywki. - Dziecku trzeba dać się pobawić. Spełniam swój obowiązek.
Nie
zależało jej na szybkiej wygranej. Z kimś takim jak stojący przed nią Ognisty
Smoczy Zabójca trzeba postępować ostrożnie. Znała jego siłę, nie mogła dawać mu
powodów do jej zwiększania. Zresztą nie o walkę tu chodziło, tylko o sposób.
Jeśli uda jej się go wywabić z miasta...
Avis
gwałtownie rozłożyła ręce i niemalże natychmiast jej postać spowił biały, gęsty
dym. Dragneel stracił ją z oczu niemalże natychmiast.
-
Uciekasz?! - krzyknął.
Zaraz
jednak poczuł jak drobne pociski uderzają w jego ciało. Sekundę później również
on stał w chmurze dymu. Ten był jednak inny. Czerwony, gryzący. Natsu
zakaszlał, ocierając załzawione oczy. Rzuciła dwoma garściami pocisków naraz,
sprytna cholera. Odwróciła jego uwagę rzucając sobie kilka z nich pod nogi tak,
że nie zauważył tych lecących w jego stronę.
-
Wracaj tu! - wrzasnął, wybiegając z chmury i rozglądając się dookoła. Którędy
mogła pójść? Jeśli faktycznie chciałaby uciec, wtedy jej cała akcja z
zatrzymaniem go i inicjowaniem walki nie miałaby sensu. Nie, ona nie jest aż
tak głupia. Jej celem musiało być coś innego.
-
Ta dzisiejsza młodzież! - usłyszał z boku zrzędliwy, skrzeczący głos.
Chodnikiem szła drobna, pochylona staruszka, spoglądająca z poirytowaniem na
drogę przed nią, jakby to ona była winna tej katastrofie wychowawczej. - Bomby
podkładają, po dachach skaczą... Co to za czasy nastały... - dodała, postukując
laską dla dodania sobie animuszu. - A ci magowie to już w ogóle! - dodała,
spoglądając na Natsu spod zmarszczonych brwi.
-
Dachach?! - Dragneel spojrzał w górę, taksując wzrokiem górne części
okolicznych budynków. Na jednym z nich zauważył niewielką kucającą postać.
Poderwała się natychmiast, gdy Smoczy Zabójca na nią spojrzał. - Tu jesteś! -
stwierdził z zadowoleniem Natsu, podbiegając nieco i wybijając się w górę przy
pomocy buchających z rąk płomieni. Z łatwością wylądował na dachu i ruszył w
pościg za oddalającą się sylwetką dziewczyny. Była całkiem szybka.
-
Już masz dosyć?! Walcz! - rozkazał chłopak, przystając na moment i nabierając
powietrza w płuca. - Ryk Ognistego Smoka! - tuż nad budynkami przemknęła wielka
kula ognia, z ogromną prędkością zmierzająca w stronę Avis. Ta obróciła się
błyskawicznie i spojrzała na pocisk szeroko otwartymi oczami.
"Nie
uniknę tego!" stwierdziła w myślach z obawą, obserwując jak płomienie
zbliżają się coraz bardziej. "Ale...!"
Stojący
kilka dachów przed nią Natsu po raz kolejny zauważył jak dziewczyna próbuje
użyć magii, szepcząc jakieś słowa. Tym razem jednak skrzyżowała również ręce w
ten sposób, że palce prawej dłoni lekko dotykały lewego barku i odwrotnie.
Tylko tyle zdołał dojrzeć - po chwili kula ognia uderzyła w nią z impetem,
odrzucając do tyłu i niemalże powodując upadek na kamienną powierzchnię ulicy.
-
Tak! - Natsu zacisnął dłoń w pięść, uśmiechając się z satysfakcją. - Masz za
swoje!
Zabójczyni
jednak nie spadła. Jakimś cudem udało jej się złapać rynny, po której gładko
zjechała w dół, niemalże taranując rozstawiony obok straganik. Ledwo jej stopy
dotknęły bruku, znów puściła się biegiem, wymijając przechodzących ludzi jak
pachołki.
-
Co...?! - Dragneel wpatrywał się w mknącą naprzód sylwetkę zaskoczony. - Mój atak...
nie zadziałał?
Mógłby
przysiąc, że płomienie, które wypuścił dosięgły Avis i to bezpośrednio -
potwierdzał to jej krótki lot i upadek, którego jakimś dziwnym trafem uniknęła.
Powinna odnieść poważne obrażenia, a tymczasem biegła w najlepsze i to szybciej,
niż jeszcze przed minutą.
Natsu
zacisnął zęby i ponownie ruszył w pościg. To nie był czas na rozmyślania
zwłaszcza, że ubrana na czarno postać oddalała się coraz bardziej. Nie potrafił
na razie zrozumieć co się właśnie stało, jednak podczas walki z pewnością
jeszcze będzie miał czas, by się tego dowiedzieć.
Biegnąca
przed nim dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z zaskoczenia, które
prawdopodobnie wywołała. Prawda, przecież nie zdradziła jeszcze nikomu z Fairy
Tail czego dotyczy jej magia. Tak na razie powinno pozostać. Dawało to jej
nieznaczną przewagę - Kontrola Zmysłów miała ograniczenia czasowe i zwykle
nadawała się do użycia jedynie przez chwilę. Także teraz, gdy przetestowała
jedno z zaklęć na sobie, zdawała się słyszeć uporczywe tikanie zegara we
własnej głowie. Ma mało czasu. Musi to załatwić szybko, nie może pozwolić na
dalsze ciągnięcie się tej walki. Musi zdążyć zanim czas minie, a ból powróci.
Na
szczęście znajdowali się dość blisko granic miasta. Tamto miejsce było już
niedaleko.
Nie
minęło zbyt wiele czasu, jak stali naprzeciwko siebie na moście, przez który
prowadziła jedna z dróg wylotowych Magnolii. Avis lustrowała wzrokiem
otoczenie. Powinno się udać. Musi się udać.
-
Długo się tak jeszcze będziemy bawić w kotka i myszkę? - zapytał jej
przeciwnik, pochylając się nieco. Jego dłonie płonęły, a w oczach widać było
żywe pragnienie walki. - Może wreszcie przestaniesz uciekać i zaczniemy walczyć
na poważnie?
- Wspaniała propozycja
- stwierdziła Avis, również przyjmując pozycję bojową. - Stwierdziłam po
prostu, że to miejsce będzie o niebo lepsze od tłuczenia się na środku ulicy.
- Cóż, mnie to mało
obchodzi - odparł Natsu, szczerząc się. Dziewczyna widziała, jak napina
wszystkie mięśnie, szykując się do ataku. - Ale skoro jesteśmy już w
odpowiednim miejscu...! - nie dokończył, ruszając gwałtownie przed siebie,
płonące ręce trzymając z tyłu. - Skrzydła Ognistego Smoka! - krzyknął,
odskakując do tyłu i wyrzucając przed siebie dwie wijące się wstęgi ognia,
które zaczęły pędzić w kierunku Avis.
- Za wolno! - po raz
kolejny tego dnia dziewczyna pokazała, jaki użytek potrafi zrobić z przypiętych
do nadgarstków łańcuchów. Zanim Natsu się zorientował, słupy płomieni uderzyły
w most, uszkadzając go mocno, natomiast Avis w ułamku sekundy znalazła się za
nim. Silne kopnięcie posłało go do rzeki płynącej pod konstrukcją.
- Ty cholerna...! -
wymamrotał, wynurzając się i stając na nogi. Woda sięgała mu jedynie do pasa.
- To jeszcze nie
koniec! - zawołała tamta, uśmiechając się. Wreszcie zaczęła czerpać przyjemność
z tej walki. Młokos był doskonałym przeciwnikiem.
Nie czekając aż tamten
się pozbiera, cisnęła w niego czterema kołami, przypominającymi nieco koła
zębate od zegarków. Przedmioty z głośnym pluskiem uderzyły w wodę, znikając w
niej.
- Chyba nie bardzo
umiesz celować! - zakpił Dragneel, szykując się do wyskoku. - Może czas sprawić
sobie okulary?
- Może innym razem.
Na powierzchni wody
pojawiły się niewielkie bąbelki. Ich ilość szybko się zwiększała, aż wreszcie
cała rzeka zdawała się wrzeć. Natsu obrócił się zdezorientowany?
- Co to...? - nie
dokończył. Woda wokół niego zaczęła gwałtownie marznąć tak, że po chwili cała
rzeka skuta była lodem. Wraz z uwięzionym w środku Smoczym Zabójcą. - Co to ma
być?! - zdenerwował się chłopak, uderzając pokrywę lodową pięścią. - Co ty
jesteś, Gray?!
- Magia Przemiany
Fizycznej - odpowiedziała Avis, obracając w palcach jedno z kół. - Dość prosta,
by można zakląć ją w przedmiotach. W sumie nie były tanie ale chyba warto było
- stwierdziła z zadowoleniem, patrząc na szamoczącego się Dragneela.
- Teraz to mnie
wkurzyłaś! - wrzasnął mag, ponownie zapalając płomienie na dłoniach. Tym razem
były jednak większe niż poprzednio. - Nie ważne jak to zrobiłaś, po prostu to
stopię!
- Jesteś pewien, że
zdążysz? - zapytała zabójczyni, przykucając. - Ja nadal tu jestem! - dodała.
Jej ciało niemalże wystrzeliło w kierunku przeciwnika. W dłoniach zalśniły dwa
sztylety.
W następnej chwili
kilka rzeczy stało się jednocześnie. Ciało Natsu zmieniło się w jeden wielki
płomień. Woda z rzeki wystrzeliła w górę niczym gejzer, tworząc niepowtarzalną
mieszankę wszystkich trzech stanów skupienia - gazowego, ciekłego i stałego. Avis
rzuciła obydwoma sztyletami.
Przez kilka sekund nic
nie było widać. Cała wzburzona przed Dragneela woda opadła w dół niczym
wodospad, wylewając się z koryta. Zabójczyni osłoniła głowę rękami, chroniąc
się przed spadającymi odłamkami lodu. Nie była w stanie zauważyć Smoczego
Zabójcy, który korzystając okazji dopadł jej i uderzył z pięści, wkładając w
cios ogromną siłę. Tak ogromną, że posłana na ziemię Avis zastanawiała się, czy
będzie potrafiła wstać.
Całe jej ciało drżało,
kiedy próbowała podnieść się do pozycji siedzącej. Kontrola Zmysłów, której
użyła na sobie wcześniej przestała działać - ból wtedy odniesionych ran wrócił
ze zdwojoną siłą. Była słaba. Teraz, gdy nawet własna magia ją zawiodła, nie
była w stanie go pokonać.
- Cholera - syknęła
przez zęby, podnosząc się. - Cholera.
Stał przed nią z tą
swoją nieustępliwą miną. Też oberwał. Cóż, przynajmniej tyle dobrego. Nie
mogłaby znieść widoku maga, który po walce z nią nie miałby nawet zadrapania.
Ten tutaj miał dwa większe cięcia na ramionach - zapewne po tych sztyletach,
które rzuciła. Miło, że przynajmniej jeden z jej ataków odniósł efekt.
- To już koniec, co?
Był poważny. Był
poważny jak cholera. Ale czego się spodziewała? Tacy jak on zawsze walczą na
poważnie. Zawsze dają z siebie wszystko. Nie to co ona. Ona, która podczas
swojej ostatniej misji miała ochotę kląć na wszystko i wszystkich. Którą
interesowało wszystko oprócz walki. Przeklęte Fairy Tail. Przeklęta Rewolucja.
Przeklęta Magnolia.
Nadal tam stał. Avis
zacisnęła pięści na ziemi tak, że niemalże wryła się w nią paznokciami.
Grała nie fair. Jej
plan obejmował tak nieczystą zagrywkę, że nawet jej było niedobrze na myśl o
jej zastosowaniu. Nawet jej - najemniku, pracującym tylko dla pieniędzy.
A on wciąż milczał.
Powoli sięgnęła do
zawieszonego na łańcuszku kryształu. Lśnił lekkim fioletowym blaskiem. Sam jego
widok tak ją irytował, że miała ochotę roztrzaskać go o najbliższą skałę. Myśl,
że ma go użyć, przyprawiał ją o mdłości.
Zacisnęła na nim palce.
Przeklęty Cień.
Cholerny Hill.
Cholerne pieniądze.
*
-
Świetnie ci poszło.
Hill
zatrzymał się w pół kroku. Na końcu schodów prowadzących z mównicy na korytarz
stał oparty o ścianę Charles. Stał z założonymi rękami, niemalże w takiej samej
pozycji, w jakiej mężczyzna widział go minutę wcześniej, tyle że na Sali
Głównej. Jakim cudem udało mu się nagle znaleźć tutaj, nie miał pojęcia ale też
nie zamierzał pytać. Utarło się, że Najsilniejsi zwyczajnie potrafią takie
rzeczy. Tak już było. Nikt nie zadawał niepotrzebnych pytań - w końcu to
Najsilniejsi.
-
Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem. - Cóż, pewne rzeczy po prostu musiały
zostać powiedziane. Ja jedynie spełniłem swój obowiązek.
-
Oczywiście - odparł tamten. Hill doskonale zdawał sobie sprawę, że nie wierzy
mu ani trochę i wcale nie próbuje tego ukryć. On natomiast nie zamierzał
ukrywać, iż jego podejrzenia są jak najbardziej słuszne. - Możemy darować sobie
tę farsę? - zapytał, prostując się i ruchem ręki zachęcając Hilla do wspólnej
wędrówki korytarzem. Obecnie niemalże cała społeczność Kamieniołomu znajdowała
się jeszcze w Sali Głównej, więc można było spokojnie porozmawiać. - O co chodzi
z tą Wyrocznią?
-
Dziwny brak szacunku jak na jednego z czołowych członków Cienia Ducha - stwierdził
mężczyzna. Nie mając jednak ochoty droczyć się dalej, przeszedł do sedna sprawy.
- Cóż, można powiedzieć, że źródło jej przepowiedni i mądrości uschło i nie bardzo
potrafi sobie z tym poradzić.
-
Doskonała okazja na zdobycie odrobiny władzy - skwitował Charles, uśmiechając się.
- Kto by pomyślał, że taki z ciebie karierowicz. A może mierzysz wyżej? Cały Krokus?
Magnolia? Fiore? - jego ton mógł sugerować, że żartuje, jednak oczy były poważne.
Uważnie badały każdy ruch Hilla, każde drgnienie twarzy.
-
To wszystko zależy od warunków.
-
Co jest twoim celem? - Charles zatrzymał się, zagradzając mu drogę. - Wiesz, do
czego doprowadzi twoje przemówienie? Chcesz podzielić Cień?
-
Chcę wreszcie ruszyć się z miejsca. Tylko tyle - odpowiedział Hill. Uśmiech jak
zawsze przyklejony był do jego twarzy. - I jeśli uda mi się przy tym coś zyskać,
to nie będę narzekał.
-
Otwarcie o tym mówisz - jeden z kącików ust maga uniósł się lekko. Zaraz jednak
odwrócił się, nasłuchując. W korytarzu rozległy się inne głosy. - Będę czekał na
twój dalszy ruch - stwierdził, kierując się w stronę przeciwną do źródła głosów.
- Chociaż... - zatrzymał się jeszcze na moment, obracając głowę w kierunku Hilla.
Mężczyzna dojrzał błysk w jego oku. - Prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu trochę się
nudzę.
Hill
uśmiechnął się szerzej. Podniósł rękę w geście pożegnania.
-
Miejmy nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo.
~*~
Powróciłam do przybytku szybkiego łącza i zgodnie z obietnicą wstawiam rozdział. Prawdę mówiąc, jestem z niego dość zadowolona, jednak to już nie mnie oceniać.
Wraz z rozdziałem trzydziestym wkraczamy w drugi już rok istnienia tego bloga! Szczerze powiedziawszy, gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że będę obchodzić rocznicę trzystu sześćdziesięciu pięciu dni istnienia, zaśmiałabym się ktosiowi w twarz ( tak, słomiany zapał Julizy jest tak wielki, że nawet ona sama nie jest w stanie go ignorować!). Mimo wszystko cieszę się, że opowiadanie nadal jest kontynuowane i mam nawet grono stałych czytelników :) Mam nadzieję, że wytrwamy razem do końca.
Kolejny rozdział już za tydzień! Do wakacyjnego tempa sprzed roku nie uda mi się dobić (rozdziały w odstępach trzydniowych... Kim ja byłam?), ale wypada [mi] jakoś przyspieszyć.
Zapraszam do mojego bloga trochę innej historii Nalu :)Połączenie One Piece i Fairy Tail :)
OdpowiedzUsuńhttp://nalufairytailxonepiece.blogspot.com/
Walka Natsu z Avis po prostu genialna!!! Ale zapewne laska zagra nieczysto i jakoś go pokona...
OdpowiedzUsuń