Ciemno
jak cholera.
Tyle
udało mu się ustalić w pierwszej chwili, gdy już odzyskał jaką taką zdolność
myślenia i postrzegania rzeczywistości. Nic nie widział. W gruncie rzeczy nie
miał pojęcia czy to dlatego, że tam gdzie się znajdował nie było nawet
promienia światła, czy też zwyczajnie miał zamknięte oczy. W głowie kręciło mu
się tak, jakby jakiś sadysta wrobił go w dziesięciogodzinną jazdę na karuzeli.
Nie był w stanie stwierdzić czy coś go boli, czy ma zamknięte oczy i czy
właściwie może nadal śpi? Nie wiedział tego. Nie pamiętał też co się działo.
Ani jak się otwierało oczy. O ile oczywiście miał je zamknięte, bo tego też nie
wiedział.
W
sumie nie wiedział nic.
Strasznie
go to irytowało.
Nie
miał wyboru, jak tylko leżeć spokojnie (chociaż tego czy leży, stoi, siedzi czy
lata również nie był za bardzo pewien) i czekać aż to nieznośne kręcenie ustanie
i znów będzie mógł w miarę doprowadzić się do porządku.
"
W sumie..." pomyślał Natsu w jakiejś nagłej chwili świadomości "...to
co się stało?".
Tak,
tym należałoby się zająć najpierw. Próbując uspokoić rozszalałe myśli i
informacje, chłopak zastanowił się co robił przez ostatni czas. Pamiętał, że
miał iść na misję. Pamiętał, że kogoś spotkał. Tę dziwną laskę od Cienia Ducha,
co już mu parę razy za skórę zalazła. Walka... Walczyli? Chyba tak. Chyba ją
stłukł, nie? Chyba... A może przegrał?! I dlatego teraz leży jak ostatnia
ofiara nie mogąc ustalić wreszcie gdzie jest góra, gdzie dół i jak się
poruszało mięśniami?
Myśl
o tym była tak nieznośna, że z wrażenia aż poderwał się do góry, przełamując
wreszcie tę dziwną barierę trzymającą go w miejscu. Zaraz jednak z powrotem
gruchnął o ziemię, uderzając głową o ziemię. Bolało. Ale teraz przynajmniej
wiedział, że leży.
Powoli,
jedna po drugiej wracały do niego wszystkie te umiejętności, na które nigdy nie
zwracał uwagi, a których brak okazał się tak upierdliwy. Po jakimś czasie był w
stanie podnieść się do pozycji siedzącej i otworzyć oczy, które - jak się
okazało - jednak miał zamknięte. Mimo to nadal niewiele widział. Pomieszczenie,
w którym się znalazł nie było oświetlane w żaden sposób - jedynie przez wąską szparę
w skale wpadało parę promieni słonecznych, tworząc na kamiennej posadzce jasną
plamę światła. Dragneel mógł stwierdzić, że znajduje się w jaskini;
nieregularna faktura skalnych ścian i wilgoć jasno na to wskazywały. Ale
dlaczego tu się znalazł...?
Natsu
nabrał powietrza w płuca.
-
Halo! - wydarł się najgłośniej jak potrafił, a jego głos odbił się echem po
jaskini. - Słyszy mnie kto?! Halo! - Kolejne słowa pomknęły w ciemność, by
zaraz ucichnąć. Krzyk nie przyniósł żadnego odzewu. Kiedy tylko echo ucichło,
dookoła znów zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
-
Nikogo tu nie ma? - Smoczy Zabójca próbował się rozejrzeć, jednak brak światła
znacznie mu to utrudniał. Nie wiedział nawet jakiej wielkości jest grota, w
której miał nieszczęście się znaleźć. - No cóż, trzeba radzić sobie samemu -
stwierdził, uderzając pięścią w otwartą dłoń i przyklękając. - Żelazna Pięść
Ognistego Smoka!
Minęło
parę sekund. Jaskinia, która z chwilą wypowiedzenia ostatnich głosek powinna
rozjarzyć się światłem tysiąca płomieni była tak samo ciemna jak chwilę temu.
Jedynie spod pięści Natsu wyskoczyło parę bladych iskierek, które zresztą zaraz
zgasły.
-
Co to ma być? - Dragneel wstał, ze zdumieniem patrząc na majaczący w ciemności
kształt swojej dłoni. - Nic się nie stało...
To
zdecydowanie nie było normalne. Jego magia, która do tej pory z łatwością
osmalała wrogów, spopielała liczne miasta i budynki oraz wyrzucała w powietrze
wszystko to, co stanęło jej na drodze, jakby zniknęła. Żaden z jego ataków,
których próbował użyć w następnej kolejności nie zadziałał, ba! Nie potrafił
nawet zapalić zwykłego płomienia na dłoni. Tak jakby cały jego ogień zgasł.
-
Grrr... - zawarczał z wściekłości, zaciskając pięści. - Co to ma być do
ciężkiej cholery?!
-
...cholery...lery...ery...y... - odpowiedziało mu echo.
Natsu
słuchał go przez moment. Skoro dźwięk może odbijać się w taki sposób, to chyba
znaczy, że gdzieś tam jest wyjście? A jak nie wyjście, to chociaż dalsza część
tej przeklętej jaskini.
Doszedłszy
do takiego wniosku, Dragneel wymacał najbliższą ścianę, po czym zaczął iść
wzdłuż jej krawędzi, wodząc po zimnej skale palcami. Krok za krokiem przesuwał
się do przodu, coraz bardziej oddalając się od plamy światła, przy której
obudził się na początku. Dzięki temu wiedział, że jego podejrzenia okazały się
słuszne, ale... W sumie była to jedyna informacja, jakiej był pewien. Dookoła
panowała nieprzenikniona ciemność, nie miał pojęcia w którą stronę idzie. W
końcu promień padający na posadzkę z tyłu zniknął mu całkowicie z pola
widzenia.
A
on szedł dalej.
Nie
potrafił określić jak długo spacerował wzdłuż ściany, potykając się co chwila o
wystające z posadzki kamienie i odłamki skał. Chyba całkiem długo, bo kiedy
wreszcie doszedł do czegoś, co można nazwać końcem, był piekielnie głodny. Ściana,
której się trzymał zakręciła nagle, tworząc ślepą uliczkę. Pod palcami Natsu
wyczuł coś w rodzaju kamiennych krat - niestety odstępy były zbyt małe, by się
przez nie przecisnąć.
-
Cholera - mruknął. - Pułapka?
W
momencie, w którym się odezwał, z przodu za kratami rozbłysło blade, białe
światło. Dragneel zmrużył oczy - przesiadywał w ciemności wystarczającą ilość
czasu, by jego oczy odzwyczaiły się od jasności. Dopiero po chwili mógł
zobaczyć, iż światło dawała przymocowana do ściany lacrymo-lampa, rozjaśniając nieco
mrok korytarza i jaskini za kratami.
Natsu
rozejrzał się pobieżnie dookoła. W momencie, kiedy jego wzrok padł nieco niżej,
cofnął się gwałtownie, przeklinając pod nosem.
-
Ko ty...? - wykrztusił, wpatrując się w zjawisko.
Po
dłuższym przyglądaniu się zjawisko okazało się być czymś na kształt człowieka.
Musiał kucać, gdyż w przeciwnym razie jego wysokość nie wyniosłaby więcej jak
pół metra. Długie, czarne, opadające na twarz włosy leżały połowicznie na ziemi,
pokrywając szatę okrywającą liche kształty istoty. Wyglądające zza kosmyków
grzywki oczy w panującym półmroku wydawały się być zupełnie czarne, co
kontrastowało z niemalże białą cerą. Człowiek, najprawdopodobniej dziewczyna
wpatrywała się w Smoczego Zabójcę, napawając go swego rodzaju niepokojem. Palce
istoty zaciskały się na kamiennych kratach oddzielających ich od siebie.
-
Dlaczego mi przeszkadzasz? - odezwała się dziewczyna, dziwnie wysokim,
wibrującym głosem, powoli zbliżając twarz do krat. - Po co się wtrącasz, Natsu
Dragneelu?!
*
-
Sprawia dość... ponure wrażenie - stwierdziła Levy, kiedy razem z Lucy
wychodziły z tunelu. Poprzedni, wykopany przez Virgo ponad miesiąc temu został
zakopany. Wprawdzie Gwiezdny Duch zasugerował również samoczynne zawalenie
(jednocześnie proponując natychmiastowe ukaranie za niekompetencję), jednak
biorąc pod uwagę solidność jej konstrukcji było to raczej niemożliwe. Obie
czarodziejki podejrzewały użycie magii, mimo braku widocznych śladów.
Levy
była tu po raz pierwszy - dlatego teraz stała z zadartą głową, przyglądając się
ogromnej konstrukcji. Z zewnątrz Kamieniołom wyglądał jak wielka, skalna góra.
Całość psuły jedynie rozsuwane drzwi, które z chwilą ich podejścia na nowo
rozpoczęły koncert trzasków i grzmotów wydawanych przez uderzające o siebie
kamienne ściany. Gdyby nie one, cała konstrukcja nie miałaby w sobie nic
podejrzanego. Kto by pomyślał, jaką tajemnicę skrywa?
-
Wcale nie mam ochoty tam wchodzić - stwierdziła Lucy, obejmując ramiona i
pocierając je. Miała niezbyt tęgą minę. - Ostatnim razem prawie zostałam
zmiażdżona. Poza tym wcale mi się nie śpieszy do tych wszystkich pułapek. Brrr
- prychnęła, spoglądając niepewnie na pokryte znakami wrota. Połowa kurtki,
którą tam ostatnio zostawiła dziwnym trafem zniknęła.
-
Nie możemy dłużej czekać - odpowiedziała Levy, stojąc przed przyjaciółką i
opierając ręce na biodrach. - Mistrz powiedział, że da nam znać, jak tylko
Natsu się znajdzie. Nikt się nie odezwał ani wczoraj, ani dziś, więc musimy dać
sobie radę same. Trochę szkoda, z kimś takim jak Natsu zawsze czujesz się
odrobinę pewniejsza, prawda? - zapytała, uśmiechając się lekko.
-
Masz rację - odparła Lucy, odwzajemniając uśmiech. Zaraz jednak na jej twarz
powrócił niespokojny wyraz. Właśnie, Natsu. Od jego zniknięcia minęła prawie
cała doba, a on nadal się gdzieś szwenda. Albo walczy... Albo...
Pokręciła
szybko głową, pozbywając się niechcianych myśli. Nie może się nad tym
zastanawiać. Natsu jest silny, o wiele silniejszy od niej. Na pewno sam sobie
poradzi. Po prostu wplątał się w jakąś dłuższą awanturę, nic więcej. Nie ma
powodów do obaw. A tamta sytuacja na peronie pewnie po prostu jej się
przyśniła. Zresztą teraz nie ma czasu na tego typu rozterki. Ma misję i musi ją
wykonać jak najlepiej.
-
Niesamowite - odezwała się Levy, która tymczasem przystąpiła do dokładniejszych
oględzin będących niemalże cały czas w ruchu "drzwi". - Ten cały
Arcymag musiał używać naprawdę silnej magii. Że to się nie rozpadło przez tyle
lat...
-
Słucham? - ocknęła się z zamyślenia Lucy, podchodząc bliżej. - Co powiedziałaś?
-
Przecież gdyby było na to nałożone tylko zaklęcie poruszające całą pułapką,
całe te ściany rozpadłyby się już dawno - wyjaśniła dziewczyna. - Pal licho
magię, praw fizyki nie da się oszukać. Gdybyś wystarczająco długo uderzała
dwoma kamieniami o siebie, w końcu by się rozpadły. Tutaj to działa tak samo, a
i moc jest większa.
-
Teraz jak o tym wspomniałaś... - Lucy przyjrzała się uważniej trzaskającym
ścianom. Trudno było coś zauważyć podczas tych krótkich momentów, w których
stykały się ze sobą. Czarodziejka nie dostrzegła żadnych wyraźnych śladów
kruszenia. Słowa Levy dały jej do myślenia. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi.
- Po takim upływie czasu powinny być już chyba zniszczone...?
-
Albo w ogóle nie istnieć - uzupełniła przyjaciółka, rozkładając ręce przy akompaniamencie
kolejnego huku. - Arcymag czy też Acalin musiał to przewidzieć, dlatego nałożył
także zaklęcie konserwujące.
-
I ono wciąż działa? - Lucy otworzyła szeroko oczy.
-
O to mi chodziło. To musiała być niesamowicie silna magia - skwitowała Levy. - Chciałabym
spróbować odczytać te znaki... - dodała.
-
To chyba niemożliwe - odparła druga z czarodziejek. - Nie da się ich zatrzymać
w żaden sposób, nawet Gray z Natsu nic tutaj nie zdziałali. Jeśli będziemy stać
w bezruchu to pozostaną rozsunięte.
-
Szkoda - westchnęła Levy, tęsknie spoglądając na schowane ściany. - Może innym
razem.
Tym
razem wejście do Kamieniołomu nie zajęło im tyle czasu co poprzednio drużynie
Natsu. Dziewczyny nie musiały rozszyfrowywać całego mechanizmu jak poprzednio
Lucy z Erzą. Wystarczyło jedynie przyzwać odpowiedniego Gwiezdnego Ducha, by
móc przekroczyć wrota tajemniczej siedziby Arcymaga. Tym razem jednak Lucy była
o wiele ostrożniejsza - przyzwanie Virgo wprawdzie zużyło jej więcej magii ale
przynajmniej nie było niebezpieczeństwa, że nagle dostanie drgawek.
Prawdę
mówiąc, Lucy bardzo obawiała się momentu wkroczenia do Kamieniołomu. Teraz, gdy
doskonale zdawała sobie sprawę, iż dalsze jaskinie są pełne członków panującej
obecnie organizacji, a cała konstrukcja znajduje się pod ich kontrolą, znacznie
trudniej było jej opanować strach. Zastanawiała się czy gdy wrota zatrzasną się
już za nimi, z ciemności nie wyskoczą nagle ubrani w fioletowe szaty magowie,
atakując znienacka.
Nic
takiego się jednak nie stało. Po zatrzaśnięciu się drzwi obie dziewczyny
natychmiast ogarnął mrok. Nie było słychać nic oprócz ich własnych kroków i
oddechów.
-
Trochę tu ciemno - stwierdziła Levy, wyczarowując jeden ze swoich magicznych
napisów. Słowo "Shine" niemal natychmiast rozbłysło światłem wystarczającym
do odgonienia ciemności z niemal wszystkich zakamarków jaskini, w której
znalazły się dziewczyny. Czytelne stało się również "słowo wstępne"
od Arcymaga, które nadal było na swoim miejscu, niemiłosiernie kpiąc z
czytających. Tak samo jak ostatnim razem.
-
Ten facet musiał mieć niesamowite poczucie humoru - stwierdziła Levy. Doskonale
znała użyty alfabet, dlatego skończyła czytanie jeszcze przez Lucy, która
również postanowiła go sobie przypomnieć.
-
Kiedy byliśmy tu pierwszy raz, Natsu omal nie rozsadził całego Kamieniołomu -
stwierdziła Lucy, chichocząc. - Strasznie nie lubi, jak się go nie docenia.
-
A co na to Erza?
-
Erza... - Lucy zamyśliła się przez chwilę, po czym zadrżała. - Erza była
przerażająca jak zwykle.
-
Tak czy siak to nie wygląda mi dobrze - stwierdziła Levy, z powątpiewaniem
spoglądając w wylot korytarza. - Gray wspominał coś o klasie S...
-
Faktycznie, łatwo nie będzie ale mamy tę przewagę, że pamiętam większość
pułapek - odparła zadowolona Lucy, odwracając się tyłem do wejścia. - Poza tym
mamy moje duchy i twoją magię. No i nie musimy przechodzić całego tego
labiryntu.
-
Skąd u ciebie tyle zapału? - Levy przekrzywiła głowę, spoglądając na
przyjaciółkę. - Przed wejściem nie wyglądałaś na taką pewną siebie.
-
Wiesz... - Lucy splotła ręce i utkwiła w nich wzrok na moment. - Kiedy już
wiesz, że nie ma odwrotu, trochę łatwiej ci to wszystko zaakceptować -
skwitowała, uśmiechając się.
-
Rozumiem - Levy odwzajemniła uśmiech. - W każdym razie ruszamy, co?
-
Pewnie.
Kiedy
Lucy zrobiła pierwszy krok, serce w niej zamarło. Kamień, na którym postawiła
stopę podejrzanie ustąpił, z cichym szczękiem wsuwając się w skalną posadzkę. Z
okrągłej szczeliny pozostałej po nim zaczęło powoli wydobywać się fioletowe
światło.
-
Lucuś, co się dzieje? - Levy była tuż za nią. Również wbiła wzrok w jaśniejący
ślad po kamieniu.
-
Nie mam pojęcia - odparła czarodziejka, cofając się o kilka kroków. Nie
odrywała wzroku od szczeliny. - Nie pamiętam, żeby była tu jakaś pułapka.
Pierwsze były dopiero w tamtym korytarzu - dodała, wskazując wylot palcem.
Tymczasem
światło coraz bardziej przybierało na sile, powoli oślepiając je obie.
Dziewczęta cofały się, dopóki ich plecy nie przylgnęły do ścian, które
zatrzasnęły się za nimi jeszcze przed chwilą. Niepokój, na chwilę odegnany,
powrócił z nową siłą. Teraz już żadna z nich nie była pewna co się dzieje.
Wraz
ze zgaśnięciem fioletowego światła w całej grocie rozległ się potężny huk, od
którego cały Kamieniołom zdawał się zatrząść w posadach. Podłoga, jeszcze przed
chwilą tak solidna, skruszała w jednej chwili, przybierając formę samodzielnych
głazów.
-
Aaaaa! - Lucy usłyszała krzyk Levy. Zanim jednak zdążyła choćby zorientować się
z której strony dobiega, sama poczuła, że spada. Roztrzaskana pod wpływem
wybuchu skalna posadzka zawaliła się, nie dając już więcej oparcia ich nogom.
Teraz obie spadały, osłaniając twarze i głowy przed drobniejszymi kawałkami
skał.
-
Nie wierzę, że coś takiego spotkało nas już na samym początku! - krzyknęła
Lucy, w locie próbując dosięgnąć przypiętych do pasa kluczy. - Otwórzcie się
Wrota Barana! Aries!
-
Przepraszam! - rozbrzmiał jeszcze wysoki głos.
Parę
sekund później skały trzasnęły o ziemię.
Kamieniołom
zatrząsł się po raz kolejny.
*
Wszyscy
patrzyli na nią z pogardą.
Takie
przynajmniej miała wrażenie.
Starała
się iść jak najszybciej, nie rozglądając się na boki. Niemalże czuła na sobie
ukłucia spojrzeń pełnych wzgardy, niechęci i utajonej agresji. Tak, w
Kamieniołomie nie miała co liczyć na chociażby cień szacunku tutaj
stacjonujących. Dla nich była jedynie zabójcą, najemnikiem, którego w chwili
nagłego zaćmienia umysłu zatrudnili ich przełożeni. Nie była Uświadomiona, nie
wyznawała kultu Wyroczni, była nikim. Niżej byli chyba tylko gildyjni.
Ewentualnie ludzie nie potrafiący posługiwać się magią.
Avis
miała serdecznie dość całej tej szopki. Nie marzyła o niczym innym, jak tylko o
zwolnieniu z umowy i wyniesieniu się jak najdalej stąd. Ostatnia robota,
pieniądze, miło było, dziękuję za współpracę, mam nadzieję, że nie spotkam was
nigdy więcej. A potem jakiś przytulny pusty przedział w pociągu jadącym cholera
wie dokąd.
Swoje
zadanie wykonała, choć nie mogła powiedzieć, że wszystko poszło jak po maśle.
Wprawdzie spóźnienia się na pociąg nie miała w planach, jednak później
dziękowała niebiosom za to lekkie obsunięcie w czasie, jednocześnie wyzywając
się od najgorszych kretynek. To trafiła, w jednym pociągu z dziewczynami, z
którymi miał iść na misję! Mogła się domyślić, że coś jest nie tak, zwłaszcza,
że większość zadań została ostatnimi czasy zawieszona. Kiedy zauważyła, że
jedna z nich, blondynka, rozgląda się za nią, krew niemalże zastygła jej w
żyłach. Tak mało brakowało, żeby wszystko przepadło! Oczywiście mogła z nimi
walczyć, powinna sobie poradzić ale nie była pewna, czy udałoby jej się to bez
postawienia na nogi całego pociągu. No i wtedy pewnie wszystko wyszłoby na jaw.
Cieniści mieliby kolejny powód by traktować ją na równi z bezdomnymi kotami, a
i nie wiadomo jakby się miała jej sytuacja po doniesieniu o wszystkim Hillowi.
Ten wiecznie uśmiechnięty facet nie sprawiał wrażenia osoby, która wyrozumiale
poklepie po plecach i jeszcze pocieszy po doznanej porażce.
Skręcając
w jeden z korytarzy po raz kolejny wpadła na Charlesa. Niemalże zaklęła w
myślach, widząc platynową, zasłaniającą jedno z oczu grzywkę i ironiczne
spojrzenie zielonych oczu. Bogowie, los czy co tam innego rządziło tym światem
mieli zdecydowanie sarkastyczne poczucie humoru. Mało znalazłoby się osób,
których nie lubiła bardziej od niego. Nadal pamiętała ich pierwsze spotkanie, nadal
czuła złość na samą myśl o nim.
-
Witam, Panno Grellar - odezwał się uprzejmie mężczyzna, cofając się o krok. -
Czyżby nadeszła nareszcie ta wspaniała chwila, w których widzę ją po raz
ostatni?
-
Nawzajem - odpowiedziała zabójczyni, posyłając mu słodziutki uśmiech. Jedyną
bronią przeciw jego docinkom był natychmiastowy kontratak. - Powiem Panu w
tajemnicy, że rzucam tę pracę tylko po to, by Pana więcej nie spotkać - dodała,
mocno akcentując wszystkie zwroty grzecznościowe. Aż skręcało ją w środku z obrzydzenia.
-
Żal rozdziera moje serce - mag szybko odbił piłeczkę. - Przyjemnie nam się
skądinąd pracowało. Oczywiście wyłączając chwile, w której zapominałaś kto ci
płaci.
-
Tak to już niestety bywa - odpowiedziała Avis, ze wszystkich sił starając się
zachować spokój. Mimo to wszystko się w niej gotowało. Powinna pójść na jakiś
kurs znoszenia obrażliwych uwag. Taka umiejętność bardzo by się przydała w
zetknięciu z innymi bezczelnymi dupkami, których mogła spotkać w przyszłości. -
Wie Pan, wielki świat wzywa.
Uśmiech
mężczyzny poszerzył się nieco.
-
Widać, że Panna Grellar brała lekcje prowadzania rozmowy. Brawo, koleny krok w
stronę cywilizacji i pohamowania swojego barbarzyństwa - zakończył. Minął ją,
nie czekając na odpowiedź i unikając wściekłego spojrzenia złotych oczu, które
zamieniły się w wąskie szparki.
-
Nie pozwalaj sobie - syknęła przez zęby Avis, zaciskając pięści. To już nawet
nie była szermierka słowna, tylko słowny pokaz artylerii. - Może odchodzę ale
to wcale nie znaczy, że nie wrócę, żeby dać ci nauczkę - dodała groźnie,
obracając lekko głowę.
Charles
zatrzymał się na moment.
-
Będę czekał - odpowiedział równie cicho, uśmiechając się pod nosem. - Niemniej
szkoda, że Panna Grellar nas opuszcza - dodał głośniej, odwracając się do niej
bokiem. Przechodzący właśnie Cienisty obrzucił ich ciekawskim spojrzeniem. -
Akurat teraz, kiedy zaczyna się robić ciekawie.
-
Nie wątpię - mruknęła Avis i ruszyła do przodu, nie czekając na kolejne słowa
Najwyższego.
Uwolnienie
się od niego było jedną z niepodlegających dyskusjom zalet zakończenia
współpracy z Cieniem Ducha. Skandal, jak często ostatnimi czasy musiała znosić
jego irytującą obecność. I te docinki budzące w niej żywą chęć natychmiastowego
mordu. Gość otwarcie ją lekceważył, nie okazując najmniejszego nawet szacunku.
Zabójczyni nadal żałowała, iż nie miała szansy zmierzyć się z nim w otwartej
walce. Może by się bezczel czegoś nauczył.
Ale
miał rację.
Trochę
denerwujące ale to co mówił, było szczerą prawdą. Właściwy etap toczącej się na
terenie Fiore rozgrywki między Cieniem Ducha a Fairy Tail i resztą gildii
dopiero się zaczynał. Zabawne ale dopiero w momencie rozszerzenia się wpływów
Hilla cała zabawa zaczęła nabierać tempa. Zupełnie jakby poprzedni miesiąc był
jedynie przygotowaniem, preludium. Opierające się jedynie na przepowiedniach
rozkazy Wyroczni nie miały szans doprowadzić całej organizacji do
zadowalającego końca. W momencie gdy jej wizje natrafiły na przeszkodę,
kapłanka nagle straciła cały swój dowódczy potencjał, odwlekając w
nieskończoność nieuniknione. Może i brzmiało to absurdalnie, ale w tej sytuacji
Wyrocznia była największym sojusznikiem Fairy Tail. Tylko ona hamowała zapędy
Najwyższego.
Hill
czekał na nią tam gdzie ostatnio. Grota, w której otrzymała swoje ostatnie
zlecenie nie kojarzyła jej się zbyt dobrze. Tym razem jednak zamiast małego
stolika stało tam ogromne, zawalone papierami i książkami biurko, stanowiące
jeden z niewielu sprzętów znajdujących się w jaskini. Oprócz niego tkwił tam
jeszcze duży, ciężki fotel i krzesło, które zajmował Najwyższy, zajęty
studiowaniem jakiejś księgi. Mimo najszczerszych chęci, Avis nie mogła
rozszyfrować jej tytułu. W przeciwieństwie do ostatniego razu, pomieszczenie
nie było obstawione również magami mającymi pilnować jej posłuszeństwa. W
pewien sposób ją to rozjuszyło. Zupełnie jakby Hill uważał, że nie stanowi dla
niego żadnego zagrożenia.
-
Nadrabiamy braki w edukacji? - odezwała się dziewczyna, przekraczając próg.
Mimo że już na wstępie była porządnie zdenerwowana, ugryzła się w język. Ze
złośliwościami powinna poczekać do chwili otrzymania pieniędzy. - Podobno
chciałeś mnie widzieć.
Mag
spojrzał na nią bez zbytniego zainteresowania. No tak, przecież była
przeterminowanym towarem. Najwidoczniej nie zamierzał tracić swojej cennej
energii na ludzi, którzy nie byli mu już potrzebni.
-
A, to ty - odkrył, uśmiechając się lekko. Wyszło mu to tak naturalnie, jakby
pół swojego życia spędził za biurkiem sekretarki. - Zadanie wykonane,
gratuluję. Problemy?
-
Najmniejszych - zaprzeczyła szorstko Zabójczyni, podchodząc bliżej. - Co z moją
zapłatą?
-
Spokojnie, moja droga - mężczyzna podniósł dłoń. - Najpierw wspomagacz, który
ci dałem.
-
Ach, mówisz o tym? - zapytała Avis, wyciągając kryształ na łańcuszku z kieszeni
kurtki. - Spokojnie, oddam. Tylko najpierw mi zapłać.
-
Najpierw to.
-
Najpierw kasa... - dziewczyna urwała nagle, spoglądając na pustą dłoń. Siedzący
jeszcze przed sekundą Hill teraz stał niespełna metr od niej, przyglądając się
jarzącemu się na fioletowo klejnotowi.
-
Używany - stwierdził, posyłając rozzłoszczonej Avis szeroki uśmiech. - Tak
myślałem, że danie ci go będzie dobrym pomysłem.
-
Słucham? - Zabójczyni zmarszczyła brwi.
-
Nie zrozum mnie źle - odparł Hill, odwracając się tyłem i wracając do biurka. -
Wierzę w twoje umiejętności. Jesteś świetna jeśli chodzi o zajmowanie się
cywilami i pomniejszymi magami ale Smoczy Zabójca to co innego. Nie twoja liga,
że tak powiem.
-
Powtórz to - zażądała Avis przez zaciśnięte zęby. Ugięła lekko kolana,
pochylając się do przodu, a w jej dłoni zalśnił sztylet. Pal licho pieniądze.
Facet otwarcie ją obrażał, a ona nie miała zamiaru puszczać mu tego płazem.
Nikt jeszcze nie śmiał podważać jej kompetencji w tak obrzydliwy sposób.
-
Nie musisz się denerwować - odezwał się tamten. - Bardzo nam się przydałaś, ale
teraz twoje zdolności zabójcy są bezużyteczne. Wykonałaś swoje zadanie. Tutaj
nasza współpraca się kończy.
-
Powtórz to, co powiedziałeś - Avs nie miała zamiaru odpuszczać.
-
Widzę, że się nie rozumiemy - Hill westchnął ciężko, jakby zadała mu cios w samo
serce.
Dziewczynie wydawało się, jakby na chwilę zacisnął
palce na krysztale, lacrymie, którą przed chwilą jej zabrał. Sekundę później wyczuła
czyjąś obecność. Krótkie rozejrzenie się na boki potwierdziło podejrzenia - po lewej
i prawej stronie, a także za nią, stali magowie w jasnofioletowych szatach.
-
Możemy walczyć, jak chcesz - zapewnił ją mag, opierając się o stojące za nim biurko.
Wydawał się być bardzo zadowolony z siebie. - Ale to raczej nie byłoby ci na rękę,
prawda? Nie patrz na mnie z taką nienawiścią - powiedział, przekrzywiając głowę.
- Nic ci nie zrobią, tylko spokojnie wyprowadzą na powierzchnię. Damie nie wypada
samej szukać wyjścia.
-
Przeklęty sukinsyn - warkneła Avis, prostując się powoli. Nie miała zbytnio szansy
na wygraną, w tych warunkach.
-
Miło nam się pracowało - powtórzył Hill, nie zwracając uwagi na obelgę. - A to zapłata
za ostatnią misję - dodał, rzucając jej pod nogi niewielką torbę.
Zabójczyni
wzięła porządny zamach i posłała pakunek kopniakiem prosto w przeciwległą ścianę.
Dyszała wściekłe i aż dygotała ze złości. W życiu nie została jeszcze tak upokorzona.
W życiu nie czuła takiej nienawiści do kogokolwiek innego. Mogła zostawić Dragneela
w spokoju i iść w cholerę. Po co ona się godziła na tamto zadanie? Po co w ogóle
mieszała się w interesy tej pierdzielonej sekty? Jak teraz na to spojrzeć, gra ani
przez chwilę nie była warta świeczki.
Zastanawiała
się nad tym całą drogę do wyjścia. Ile musiała znieść, ile musiała wycierpieć tylko
z powodu głupiej umowy zawartej z jednym z Dostojników. Pieniądze, które dostawała
nijak nie równoważyły obelg i bólu które musiała znosić choćby ze strony Stelli.
Ile to razy została potraktowana jako królik doświadczalny dla jej kolejnej diabelskiej
mikstury? Nie miała nawet szansy na odegranie się, bo dookoła wciąż kręcił się jej
cholerny braciszek. A Charles? Za każdym razem gdy go widziała, miała ochotę wydłubać
mu oczy. A ci ścigający ją Cieniści? A...
Musiała
to przyznać, dała się potraktować jak szmata. Mimo że na początku wszystko wydawało
się być w jak najlepszym porządku, potem już nic nie tłumaczyło jej uległości. Czuła
pogardę dla samej siebie. Zaczęła nawet żałować tych wszystkich razy, kiedy występowała
przeciw Fairy Tail. Jakby na to spojrzeć, chyba żadne z ich członków nie potraktowało
jej gorzej niż własni pracodawcy.
A
teraz idzie w stronę sekretnego wyjścia z Kamieniołomu, prowadzona przez trzech
magów o miernych umiejętnościach, by zostać wywalona na zbity pysk z tego przybytku
absurdu i nienawiści. Jak cielę...
Żaden
z Silnych nie zauważył momentu, gdy prowadzona przez nich dziewczyna nagle zniknęła.
Nie zdążyli nawet zarejestrować tego zjawiska, gdyż po chwili leżeli nieprzytomni
na ziemi, bez żadnego czucia. Najemniczka, która miała tego dnia zniknąć z historii
Cienia Ducha pomknęła korytarzami, klucząc i dziękując sobie w duchu za przestudiowanie
niemal całej konstrukcji.
Niedoczekanie
ich.
Tak
łatwo się jej nie pozbędą.
~*~
Poślizg dość znaczny ale za to rozdział prawie o stronę dłuższy niż zwykle (niesamowita rekompensata, czyli spróbujmy-w-to-uwierzyć-zanim-dotrze-do-nas-że-to-bez-sensu). Miałam duże problemy z napisaniem tego rozdziału. Miejmy nadzieję, że z następnymi pójdzie lepiej...
Och, opowiadanie na podstawie "Fairy Tail". <3
OdpowiedzUsuńGenialne!!! Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń