czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 32 - "Początek gry"

Ciemno jak cholera.
Tyle udało mu się ustalić w pierwszej chwili, gdy już odzyskał jaką taką zdolność myślenia i postrzegania rzeczywistości. Nic nie widział. W gruncie rzeczy nie miał pojęcia czy to dlatego, że tam gdzie się znajdował nie było nawet promienia światła, czy też zwyczajnie miał zamknięte oczy. W głowie kręciło mu się tak, jakby jakiś sadysta wrobił go w dziesięciogodzinną jazdę na karuzeli. Nie był w stanie stwierdzić czy coś go boli, czy ma zamknięte oczy i czy właściwie może nadal śpi? Nie wiedział tego. Nie pamiętał też co się działo. Ani jak się otwierało oczy. O ile oczywiście miał je zamknięte, bo tego też nie wiedział.
W sumie nie wiedział nic.
Strasznie go to irytowało.
Nie miał wyboru, jak tylko leżeć spokojnie (chociaż tego czy leży, stoi, siedzi czy lata również nie był za bardzo pewien) i czekać aż to nieznośne kręcenie ustanie i znów będzie mógł w miarę doprowadzić się do porządku.
" W sumie..." pomyślał Natsu w jakiejś nagłej chwili świadomości "...to co się stało?".
Tak, tym należałoby się zająć najpierw. Próbując uspokoić rozszalałe myśli i informacje, chłopak zastanowił się co robił przez ostatni czas. Pamiętał, że miał iść na misję. Pamiętał, że kogoś spotkał. Tę dziwną laskę od Cienia Ducha, co już mu parę razy za skórę zalazła. Walka... Walczyli? Chyba tak. Chyba ją stłukł, nie? Chyba... A może przegrał?! I dlatego teraz leży jak ostatnia ofiara nie mogąc ustalić wreszcie gdzie jest góra, gdzie dół i jak się poruszało mięśniami?
Myśl o tym była tak nieznośna, że z wrażenia aż poderwał się do góry, przełamując wreszcie tę dziwną barierę trzymającą go w miejscu. Zaraz jednak z powrotem gruchnął o ziemię, uderzając głową o ziemię. Bolało. Ale teraz przynajmniej wiedział, że leży.
Powoli, jedna po drugiej wracały do niego wszystkie te umiejętności, na które nigdy nie zwracał uwagi, a których brak okazał się tak upierdliwy. Po jakimś czasie był w stanie podnieść się do pozycji siedzącej i otworzyć oczy, które - jak się okazało - jednak miał zamknięte. Mimo to nadal niewiele widział. Pomieszczenie, w którym się znalazł nie było oświetlane w żaden sposób - jedynie przez wąską szparę w skale wpadało parę promieni słonecznych, tworząc na kamiennej posadzce jasną plamę światła. Dragneel mógł stwierdzić, że znajduje się w jaskini; nieregularna faktura skalnych ścian i wilgoć jasno na to wskazywały. Ale dlaczego tu się znalazł...?
Natsu nabrał powietrza w płuca.
- Halo! - wydarł się najgłośniej jak potrafił, a jego głos odbił się echem po jaskini. - Słyszy mnie kto?! Halo! - Kolejne słowa pomknęły w ciemność, by zaraz ucichnąć. Krzyk nie przyniósł żadnego odzewu. Kiedy tylko echo ucichło, dookoła znów zrobiło się cicho jak makiem zasiał.
- Nikogo tu nie ma? - Smoczy Zabójca próbował się rozejrzeć, jednak brak światła znacznie mu to utrudniał. Nie wiedział nawet jakiej wielkości jest grota, w której miał nieszczęście się znaleźć. - No cóż, trzeba radzić sobie samemu - stwierdził, uderzając pięścią w otwartą dłoń i przyklękając. - Żelazna Pięść Ognistego Smoka!
Minęło parę sekund. Jaskinia, która z chwilą wypowiedzenia ostatnich głosek powinna rozjarzyć się światłem tysiąca płomieni była tak samo ciemna jak chwilę temu. Jedynie spod pięści Natsu wyskoczyło parę bladych iskierek, które zresztą zaraz zgasły.
- Co to ma być? - Dragneel wstał, ze zdumieniem patrząc na majaczący w ciemności kształt swojej dłoni. - Nic się nie stało...
To zdecydowanie nie było normalne. Jego magia, która do tej pory z łatwością osmalała wrogów, spopielała liczne miasta i budynki oraz wyrzucała w powietrze wszystko to, co stanęło jej na drodze, jakby zniknęła. Żaden z jego ataków, których próbował użyć w następnej kolejności nie zadziałał, ba! Nie potrafił nawet zapalić zwykłego płomienia na dłoni. Tak jakby cały jego ogień zgasł.
- Grrr... - zawarczał z wściekłości, zaciskając pięści. - Co to ma być do ciężkiej cholery?!
- ...cholery...lery...ery...y... - odpowiedziało mu echo.
Natsu słuchał go przez moment. Skoro dźwięk może odbijać się w taki sposób, to chyba znaczy, że gdzieś tam jest wyjście? A jak nie wyjście, to chociaż dalsza część tej przeklętej jaskini.
Doszedłszy do takiego wniosku, Dragneel wymacał najbliższą ścianę, po czym zaczął iść wzdłuż jej krawędzi, wodząc po zimnej skale palcami. Krok za krokiem przesuwał się do przodu, coraz bardziej oddalając się od plamy światła, przy której obudził się na początku. Dzięki temu wiedział, że jego podejrzenia okazały się słuszne, ale... W sumie była to jedyna informacja, jakiej był pewien. Dookoła panowała nieprzenikniona ciemność, nie miał pojęcia w którą stronę idzie. W końcu promień padający na posadzkę z tyłu zniknął mu całkowicie z pola widzenia.
A on szedł dalej.
Nie potrafił określić jak długo spacerował wzdłuż ściany, potykając się co chwila o wystające z posadzki kamienie i odłamki skał. Chyba całkiem długo, bo kiedy wreszcie doszedł do czegoś, co można nazwać końcem, był piekielnie głodny. Ściana, której się trzymał zakręciła nagle, tworząc ślepą uliczkę. Pod palcami Natsu wyczuł coś w rodzaju kamiennych krat - niestety odstępy były zbyt małe, by się przez nie przecisnąć.
- Cholera - mruknął. - Pułapka?
W momencie, w którym się odezwał, z przodu za kratami rozbłysło blade, białe światło. Dragneel zmrużył oczy - przesiadywał w ciemności wystarczającą ilość czasu, by jego oczy odzwyczaiły się od jasności. Dopiero po chwili mógł zobaczyć, iż światło dawała przymocowana do ściany lacrymo-lampa, rozjaśniając nieco mrok korytarza i jaskini za kratami.
Natsu rozejrzał się pobieżnie dookoła. W momencie, kiedy jego wzrok padł nieco niżej, cofnął się gwałtownie, przeklinając pod nosem.
- Ko ty...? - wykrztusił, wpatrując się w zjawisko.
Po dłuższym przyglądaniu się zjawisko okazało się być czymś na kształt człowieka. Musiał kucać, gdyż w przeciwnym razie jego wysokość nie wyniosłaby więcej jak pół metra. Długie, czarne, opadające na twarz włosy leżały połowicznie na ziemi, pokrywając szatę okrywającą liche kształty istoty. Wyglądające zza kosmyków grzywki oczy w panującym półmroku wydawały się być zupełnie czarne, co kontrastowało z niemalże białą cerą. Człowiek, najprawdopodobniej dziewczyna wpatrywała się w Smoczego Zabójcę, napawając go swego rodzaju niepokojem. Palce istoty zaciskały się na kamiennych kratach oddzielających ich od siebie.
- Dlaczego mi przeszkadzasz? - odezwała się dziewczyna, dziwnie wysokim, wibrującym głosem, powoli zbliżając twarz do krat. - Po co się wtrącasz, Natsu Dragneelu?!
*
- Sprawia dość... ponure wrażenie - stwierdziła Levy, kiedy razem z Lucy wychodziły z tunelu. Poprzedni, wykopany przez Virgo ponad miesiąc temu został zakopany. Wprawdzie Gwiezdny Duch zasugerował również samoczynne zawalenie (jednocześnie proponując natychmiastowe ukaranie za niekompetencję), jednak biorąc pod uwagę solidność jej konstrukcji było to raczej niemożliwe. Obie czarodziejki podejrzewały użycie magii, mimo braku widocznych śladów.
Levy była tu po raz pierwszy - dlatego teraz stała z zadartą głową, przyglądając się ogromnej konstrukcji. Z zewnątrz Kamieniołom wyglądał jak wielka, skalna góra. Całość psuły jedynie rozsuwane drzwi, które z chwilą ich podejścia na nowo rozpoczęły koncert trzasków i grzmotów wydawanych przez uderzające o siebie kamienne ściany. Gdyby nie one, cała konstrukcja nie miałaby w sobie nic podejrzanego. Kto by pomyślał, jaką tajemnicę skrywa?
- Wcale nie mam ochoty tam wchodzić - stwierdziła Lucy, obejmując ramiona i pocierając je. Miała niezbyt tęgą minę. - Ostatnim razem prawie zostałam zmiażdżona. Poza tym wcale mi się nie śpieszy do tych wszystkich pułapek. Brrr - prychnęła, spoglądając niepewnie na pokryte znakami wrota. Połowa kurtki, którą tam ostatnio zostawiła dziwnym trafem zniknęła.
- Nie możemy dłużej czekać - odpowiedziała Levy, stojąc przed przyjaciółką i opierając ręce na biodrach. - Mistrz powiedział, że da nam znać, jak tylko Natsu się znajdzie. Nikt się nie odezwał ani wczoraj, ani dziś, więc musimy dać sobie radę same. Trochę szkoda, z kimś takim jak Natsu zawsze czujesz się odrobinę pewniejsza, prawda? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Masz rację - odparła Lucy, odwzajemniając uśmiech. Zaraz jednak na jej twarz powrócił niespokojny wyraz. Właśnie, Natsu. Od jego zniknięcia minęła prawie cała doba, a on nadal się gdzieś szwenda. Albo walczy... Albo...
Pokręciła szybko głową, pozbywając się niechcianych myśli. Nie może się nad tym zastanawiać. Natsu jest silny, o wiele silniejszy od niej. Na pewno sam sobie poradzi. Po prostu wplątał się w jakąś dłuższą awanturę, nic więcej. Nie ma powodów do obaw. A tamta sytuacja na peronie pewnie po prostu jej się przyśniła. Zresztą teraz nie ma czasu na tego typu rozterki. Ma misję i musi ją wykonać jak najlepiej.
- Niesamowite - odezwała się Levy, która tymczasem przystąpiła do dokładniejszych oględzin będących niemalże cały czas w ruchu "drzwi". - Ten cały Arcymag musiał używać naprawdę silnej magii. Że to się nie rozpadło przez tyle lat...
- Słucham? - ocknęła się z zamyślenia Lucy, podchodząc bliżej. - Co powiedziałaś?
- Przecież gdyby było na to nałożone tylko zaklęcie poruszające całą pułapką, całe te ściany rozpadłyby się już dawno - wyjaśniła dziewczyna. - Pal licho magię, praw fizyki nie da się oszukać. Gdybyś wystarczająco długo uderzała dwoma kamieniami o siebie, w końcu by się rozpadły. Tutaj to działa tak samo, a i moc jest większa.
- Teraz jak o tym wspomniałaś... - Lucy przyjrzała się uważniej trzaskającym ścianom. Trudno było coś zauważyć podczas tych krótkich momentów, w których stykały się ze sobą. Czarodziejka nie dostrzegła żadnych wyraźnych śladów kruszenia. Słowa Levy dały jej do myślenia. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi. - Po takim upływie czasu powinny być już chyba zniszczone...?
- Albo w ogóle nie istnieć - uzupełniła przyjaciółka, rozkładając ręce przy akompaniamencie kolejnego huku. - Arcymag czy też Acalin musiał to przewidzieć, dlatego nałożył także zaklęcie konserwujące.
- I ono wciąż działa? - Lucy otworzyła szeroko oczy.
- O to mi chodziło. To musiała być niesamowicie silna magia - skwitowała Levy. - Chciałabym spróbować odczytać te znaki... - dodała.
- To chyba niemożliwe - odparła druga z czarodziejek. - Nie da się ich zatrzymać w żaden sposób, nawet Gray z Natsu nic tutaj nie zdziałali. Jeśli będziemy stać w bezruchu to pozostaną rozsunięte.
- Szkoda - westchnęła Levy, tęsknie spoglądając na schowane ściany. - Może innym razem.
Tym razem wejście do Kamieniołomu nie zajęło im tyle czasu co poprzednio drużynie Natsu. Dziewczyny nie musiały rozszyfrowywać całego mechanizmu jak poprzednio Lucy z Erzą. Wystarczyło jedynie przyzwać odpowiedniego Gwiezdnego Ducha, by móc przekroczyć wrota tajemniczej siedziby Arcymaga. Tym razem jednak Lucy była o wiele ostrożniejsza - przyzwanie Virgo wprawdzie zużyło jej więcej magii ale przynajmniej nie było niebezpieczeństwa, że nagle dostanie drgawek.
Prawdę mówiąc, Lucy bardzo obawiała się momentu wkroczenia do Kamieniołomu. Teraz, gdy doskonale zdawała sobie sprawę, iż dalsze jaskinie są pełne członków panującej obecnie organizacji, a cała konstrukcja znajduje się pod ich kontrolą, znacznie trudniej było jej opanować strach. Zastanawiała się czy gdy wrota zatrzasną się już za nimi, z ciemności nie wyskoczą nagle ubrani w fioletowe szaty magowie, atakując znienacka.
Nic takiego się jednak nie stało. Po zatrzaśnięciu się drzwi obie dziewczyny natychmiast ogarnął mrok. Nie było słychać nic oprócz ich własnych kroków i oddechów.
- Trochę tu ciemno - stwierdziła Levy, wyczarowując jeden ze swoich magicznych napisów. Słowo "Shine" niemal natychmiast rozbłysło światłem wystarczającym do odgonienia ciemności z niemal wszystkich zakamarków jaskini, w której znalazły się dziewczyny. Czytelne stało się również "słowo wstępne" od Arcymaga, które nadal było na swoim miejscu, niemiłosiernie kpiąc z czytających. Tak samo jak ostatnim razem.
- Ten facet musiał mieć niesamowite poczucie humoru - stwierdziła Levy. Doskonale znała użyty alfabet, dlatego skończyła czytanie jeszcze przez Lucy, która również postanowiła go sobie przypomnieć.
- Kiedy byliśmy tu pierwszy raz, Natsu omal nie rozsadził całego Kamieniołomu - stwierdziła Lucy, chichocząc. - Strasznie nie lubi, jak się go nie docenia.
- A co na to Erza?
- Erza... - Lucy zamyśliła się przez chwilę, po czym zadrżała. - Erza była przerażająca jak zwykle.
- Tak czy siak to nie wygląda mi dobrze - stwierdziła Levy, z powątpiewaniem spoglądając w wylot korytarza. - Gray wspominał coś o klasie S...
- Faktycznie, łatwo nie będzie ale mamy tę przewagę, że pamiętam większość pułapek - odparła zadowolona Lucy, odwracając się tyłem do wejścia. - Poza tym mamy moje duchy i twoją magię. No i nie musimy przechodzić całego tego labiryntu.
- Skąd u ciebie tyle zapału? - Levy przekrzywiła głowę, spoglądając na przyjaciółkę. - Przed wejściem nie wyglądałaś na taką pewną siebie.
- Wiesz... - Lucy splotła ręce i utkwiła w nich wzrok na moment. - Kiedy już wiesz, że nie ma odwrotu, trochę łatwiej ci to wszystko zaakceptować - skwitowała, uśmiechając się.
- Rozumiem - Levy odwzajemniła uśmiech. - W każdym razie ruszamy, co?
- Pewnie.
Kiedy Lucy zrobiła pierwszy krok, serce w niej zamarło. Kamień, na którym postawiła stopę podejrzanie ustąpił, z cichym szczękiem wsuwając się w skalną posadzkę. Z okrągłej szczeliny pozostałej po nim zaczęło powoli wydobywać się fioletowe światło.
- Lucuś, co się dzieje? - Levy była tuż za nią. Również wbiła wzrok w jaśniejący ślad po kamieniu.
- Nie mam pojęcia - odparła czarodziejka, cofając się o kilka kroków. Nie odrywała wzroku od szczeliny. - Nie pamiętam, żeby była tu jakaś pułapka. Pierwsze były dopiero w tamtym korytarzu - dodała, wskazując wylot palcem.
Tymczasem światło coraz bardziej przybierało na sile, powoli oślepiając je obie. Dziewczęta cofały się, dopóki ich plecy nie przylgnęły do ścian, które zatrzasnęły się za nimi jeszcze przed chwilą. Niepokój, na chwilę odegnany, powrócił z nową siłą. Teraz już żadna z nich nie była pewna co się dzieje.
Wraz ze zgaśnięciem fioletowego światła w całej grocie rozległ się potężny huk, od którego cały Kamieniołom zdawał się zatrząść w posadach. Podłoga, jeszcze przed chwilą tak solidna, skruszała w jednej chwili, przybierając formę samodzielnych głazów.
- Aaaaa! - Lucy usłyszała krzyk Levy. Zanim jednak zdążyła choćby zorientować się z której strony dobiega, sama poczuła, że spada. Roztrzaskana pod wpływem wybuchu skalna posadzka zawaliła się, nie dając już więcej oparcia ich nogom. Teraz obie spadały, osłaniając twarze i głowy przed drobniejszymi kawałkami skał.
- Nie wierzę, że coś takiego spotkało nas już na samym początku! - krzyknęła Lucy, w locie próbując dosięgnąć przypiętych do pasa kluczy. - Otwórzcie się Wrota Barana! Aries!
- Przepraszam! - rozbrzmiał jeszcze wysoki głos.
Parę sekund później skały trzasnęły o ziemię.
Kamieniołom zatrząsł się po raz kolejny.
*
Wszyscy patrzyli na nią z pogardą.
Takie przynajmniej miała wrażenie.
Starała się iść jak najszybciej, nie rozglądając się na boki. Niemalże czuła na sobie ukłucia spojrzeń pełnych wzgardy, niechęci i utajonej agresji. Tak, w Kamieniołomie nie miała co liczyć na chociażby cień szacunku tutaj stacjonujących. Dla nich była jedynie zabójcą, najemnikiem, którego w chwili nagłego zaćmienia umysłu zatrudnili ich przełożeni. Nie była Uświadomiona, nie wyznawała kultu Wyroczni, była nikim. Niżej byli chyba tylko gildyjni. Ewentualnie ludzie nie potrafiący posługiwać się magią.
Avis miała serdecznie dość całej tej szopki. Nie marzyła o niczym innym, jak tylko o zwolnieniu z umowy i wyniesieniu się jak najdalej stąd. Ostatnia robota, pieniądze, miło było, dziękuję za współpracę, mam nadzieję, że nie spotkam was nigdy więcej. A potem jakiś przytulny pusty przedział w pociągu jadącym cholera wie dokąd.
Swoje zadanie wykonała, choć nie mogła powiedzieć, że wszystko poszło jak po maśle. Wprawdzie spóźnienia się na pociąg nie miała w planach, jednak później dziękowała niebiosom za to lekkie obsunięcie w czasie, jednocześnie wyzywając się od najgorszych kretynek. To trafiła, w jednym pociągu z dziewczynami, z którymi miał iść na misję! Mogła się domyślić, że coś jest nie tak, zwłaszcza, że większość zadań została ostatnimi czasy zawieszona. Kiedy zauważyła, że jedna z nich, blondynka, rozgląda się za nią, krew niemalże zastygła jej w żyłach. Tak mało brakowało, żeby wszystko przepadło! Oczywiście mogła z nimi walczyć, powinna sobie poradzić ale nie była pewna, czy udałoby jej się to bez postawienia na nogi całego pociągu. No i wtedy pewnie wszystko wyszłoby na jaw. Cieniści mieliby kolejny powód by traktować ją na równi z bezdomnymi kotami, a i nie wiadomo jakby się miała jej sytuacja po doniesieniu o wszystkim Hillowi. Ten wiecznie uśmiechnięty facet nie sprawiał wrażenia osoby, która wyrozumiale poklepie po plecach i jeszcze pocieszy po doznanej porażce.
Skręcając w jeden z korytarzy po raz kolejny wpadła na Charlesa. Niemalże zaklęła w myślach, widząc platynową, zasłaniającą jedno z oczu grzywkę i ironiczne spojrzenie zielonych oczu. Bogowie, los czy co tam innego rządziło tym światem mieli zdecydowanie sarkastyczne poczucie humoru. Mało znalazłoby się osób, których nie lubiła bardziej od niego. Nadal pamiętała ich pierwsze spotkanie, nadal czuła złość na samą myśl o nim.
- Witam, Panno Grellar - odezwał się uprzejmie mężczyzna, cofając się o krok. - Czyżby nadeszła nareszcie ta wspaniała chwila, w których widzę ją po raz ostatni?
- Nawzajem - odpowiedziała zabójczyni, posyłając mu słodziutki uśmiech. Jedyną bronią przeciw jego docinkom był natychmiastowy kontratak. - Powiem Panu w tajemnicy, że rzucam tę pracę tylko po to, by Pana więcej nie spotkać - dodała, mocno akcentując wszystkie zwroty grzecznościowe. Aż skręcało ją w środku z obrzydzenia.
- Żal rozdziera moje serce - mag szybko odbił piłeczkę. - Przyjemnie nam się skądinąd pracowało. Oczywiście wyłączając chwile, w której zapominałaś kto ci płaci.
- Tak to już niestety bywa - odpowiedziała Avis, ze wszystkich sił starając się zachować spokój. Mimo to wszystko się w niej gotowało. Powinna pójść na jakiś kurs znoszenia obrażliwych uwag. Taka umiejętność bardzo by się przydała w zetknięciu z innymi bezczelnymi dupkami, których mogła spotkać w przyszłości. - Wie Pan, wielki świat wzywa.
Uśmiech mężczyzny poszerzył się nieco.
- Widać, że Panna Grellar brała lekcje prowadzania rozmowy. Brawo, koleny krok w stronę cywilizacji i pohamowania swojego barbarzyństwa - zakończył. Minął ją, nie czekając na odpowiedź i unikając wściekłego spojrzenia złotych oczu, które zamieniły się w wąskie szparki.
- Nie pozwalaj sobie - syknęła przez zęby Avis, zaciskając pięści. To już nawet nie była szermierka słowna, tylko słowny pokaz artylerii. - Może odchodzę ale to wcale nie znaczy, że nie wrócę, żeby dać ci nauczkę - dodała groźnie, obracając lekko głowę.
Charles zatrzymał się na moment.
- Będę czekał - odpowiedział równie cicho, uśmiechając się pod nosem. - Niemniej szkoda, że Panna Grellar nas opuszcza - dodał głośniej, odwracając się do niej bokiem. Przechodzący właśnie Cienisty obrzucił ich ciekawskim spojrzeniem. - Akurat teraz, kiedy zaczyna się robić ciekawie.
- Nie wątpię - mruknęła Avis i ruszyła do przodu, nie czekając na kolejne słowa Najwyższego.
Uwolnienie się od niego było jedną z niepodlegających dyskusjom zalet zakończenia współpracy z Cieniem Ducha. Skandal, jak często ostatnimi czasy musiała znosić jego irytującą obecność. I te docinki budzące w niej żywą chęć natychmiastowego mordu. Gość otwarcie ją lekceważył, nie okazując najmniejszego nawet szacunku. Zabójczyni nadal żałowała, iż nie miała szansy zmierzyć się z nim w otwartej walce. Może by się bezczel czegoś nauczył.
Ale miał rację.
Trochę denerwujące ale to co mówił, było szczerą prawdą. Właściwy etap toczącej się na terenie Fiore rozgrywki między Cieniem Ducha a Fairy Tail i resztą gildii dopiero się zaczynał. Zabawne ale dopiero w momencie rozszerzenia się wpływów Hilla cała zabawa zaczęła nabierać tempa. Zupełnie jakby poprzedni miesiąc był jedynie przygotowaniem, preludium. Opierające się jedynie na przepowiedniach rozkazy Wyroczni nie miały szans doprowadzić całej organizacji do zadowalającego końca. W momencie gdy jej wizje natrafiły na przeszkodę, kapłanka nagle straciła cały swój dowódczy potencjał, odwlekając w nieskończoność nieuniknione. Może i brzmiało to absurdalnie, ale w tej sytuacji Wyrocznia była największym sojusznikiem Fairy Tail. Tylko ona hamowała zapędy Najwyższego.

Hill czekał na nią tam gdzie ostatnio. Grota, w której otrzymała swoje ostatnie zlecenie nie kojarzyła jej się zbyt dobrze. Tym razem jednak zamiast małego stolika stało tam ogromne, zawalone papierami i książkami biurko, stanowiące jeden z niewielu sprzętów znajdujących się w jaskini. Oprócz niego tkwił tam jeszcze duży, ciężki fotel i krzesło, które zajmował Najwyższy, zajęty studiowaniem jakiejś księgi. Mimo najszczerszych chęci, Avis nie mogła rozszyfrować jej tytułu. W przeciwieństwie do ostatniego razu, pomieszczenie nie było obstawione również magami mającymi pilnować jej posłuszeństwa. W pewien sposób ją to rozjuszyło. Zupełnie jakby Hill uważał, że nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia.
- Nadrabiamy braki w edukacji? - odezwała się dziewczyna, przekraczając próg. Mimo że już na wstępie była porządnie zdenerwowana, ugryzła się w język. Ze złośliwościami powinna poczekać do chwili otrzymania pieniędzy. - Podobno chciałeś mnie widzieć.
Mag spojrzał na nią bez zbytniego zainteresowania. No tak, przecież była przeterminowanym towarem. Najwidoczniej nie zamierzał tracić swojej cennej energii na ludzi, którzy nie byli mu już potrzebni.
- A, to ty - odkrył, uśmiechając się lekko. Wyszło mu to tak naturalnie, jakby pół swojego życia spędził za biurkiem sekretarki. - Zadanie wykonane, gratuluję. Problemy?
- Najmniejszych - zaprzeczyła szorstko Zabójczyni, podchodząc bliżej. - Co z moją zapłatą?
- Spokojnie, moja droga - mężczyzna podniósł dłoń. - Najpierw wspomagacz, który ci dałem.
- Ach, mówisz o tym? - zapytała Avis, wyciągając kryształ na łańcuszku z kieszeni kurtki. - Spokojnie, oddam. Tylko najpierw mi zapłać.
- Najpierw to.
- Najpierw kasa... - dziewczyna urwała nagle, spoglądając na pustą dłoń. Siedzący jeszcze przed sekundą Hill teraz stał niespełna metr od niej, przyglądając się jarzącemu się na fioletowo klejnotowi.
- Używany - stwierdził, posyłając rozzłoszczonej Avis szeroki uśmiech. - Tak myślałem, że danie ci go będzie dobrym pomysłem.
- Słucham? - Zabójczyni zmarszczyła brwi.
- Nie zrozum mnie źle - odparł Hill, odwracając się tyłem i wracając do biurka. - Wierzę w twoje umiejętności. Jesteś świetna jeśli chodzi o zajmowanie się cywilami i pomniejszymi magami ale Smoczy Zabójca to co innego. Nie twoja liga, że tak powiem.
- Powtórz to - zażądała Avis przez zaciśnięte zęby. Ugięła lekko kolana, pochylając się do przodu, a w jej dłoni zalśnił sztylet. Pal licho pieniądze. Facet otwarcie ją obrażał, a ona nie miała zamiaru puszczać mu tego płazem. Nikt jeszcze nie śmiał podważać jej kompetencji w tak obrzydliwy sposób.
- Nie musisz się denerwować - odezwał się tamten. - Bardzo nam się przydałaś, ale teraz twoje zdolności zabójcy są bezużyteczne. Wykonałaś swoje zadanie. Tutaj nasza współpraca się kończy.
- Powtórz to, co powiedziałeś - Avs nie miała zamiaru odpuszczać.
- Widzę, że się nie rozumiemy - Hill westchnął ciężko, jakby zadała mu cios w samo serce.
 Dziewczynie wydawało się, jakby na chwilę zacisnął palce na krysztale, lacrymie, którą przed chwilą jej zabrał. Sekundę później wyczuła czyjąś obecność. Krótkie rozejrzenie się na boki potwierdziło podejrzenia - po lewej i prawej stronie, a także za nią, stali magowie w jasnofioletowych szatach.
- Możemy walczyć, jak chcesz - zapewnił ją mag, opierając się o stojące za nim biurko. Wydawał się być bardzo zadowolony z siebie. - Ale to raczej nie byłoby ci na rękę, prawda? Nie patrz na mnie z taką nienawiścią - powiedział, przekrzywiając głowę. - Nic ci nie zrobią, tylko spokojnie wyprowadzą na powierzchnię. Damie nie wypada samej szukać wyjścia.
- Przeklęty sukinsyn - warkneła Avis, prostując się powoli. Nie miała zbytnio szansy na wygraną, w tych warunkach.
- Miło nam się pracowało - powtórzył Hill, nie zwracając uwagi na obelgę. - A to zapłata za ostatnią misję - dodał, rzucając jej pod nogi niewielką torbę.
Zabójczyni wzięła porządny zamach i posłała pakunek kopniakiem prosto w przeciwległą ścianę. Dyszała wściekłe i aż dygotała ze złości. W życiu nie została jeszcze tak upokorzona. W życiu nie czuła takiej nienawiści do kogokolwiek innego. Mogła zostawić Dragneela w spokoju i iść w cholerę. Po co ona się godziła na tamto zadanie? Po co w ogóle mieszała się w interesy tej pierdzielonej sekty? Jak teraz na to spojrzeć, gra ani przez chwilę nie była warta świeczki.
Zastanawiała się nad tym całą drogę do wyjścia. Ile musiała znieść, ile musiała wycierpieć tylko z powodu głupiej umowy zawartej z jednym z Dostojników. Pieniądze, które dostawała nijak nie równoważyły obelg i bólu które musiała znosić choćby ze strony Stelli. Ile to razy została potraktowana jako królik doświadczalny dla jej kolejnej diabelskiej mikstury? Nie miała nawet szansy na odegranie się, bo dookoła wciąż kręcił się jej cholerny braciszek. A Charles? Za każdym razem gdy go widziała, miała ochotę wydłubać mu oczy. A ci ścigający ją Cieniści? A...
Musiała to przyznać, dała się potraktować jak szmata. Mimo że na początku wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku, potem już nic nie tłumaczyło jej uległości. Czuła pogardę dla samej siebie. Zaczęła nawet żałować tych wszystkich razy, kiedy występowała przeciw Fairy Tail. Jakby na to spojrzeć, chyba żadne z ich członków nie potraktowało jej gorzej niż własni pracodawcy.
A teraz idzie w stronę sekretnego wyjścia z Kamieniołomu, prowadzona przez trzech magów o miernych umiejętnościach, by zostać wywalona na zbity pysk z tego przybytku absurdu i nienawiści. Jak cielę...

Żaden z Silnych nie zauważył momentu, gdy prowadzona przez nich dziewczyna nagle zniknęła. Nie zdążyli nawet zarejestrować tego zjawiska, gdyż po chwili leżeli nieprzytomni na ziemi, bez żadnego czucia. Najemniczka, która miała tego dnia zniknąć z historii Cienia Ducha pomknęła korytarzami, klucząc i dziękując sobie w duchu za przestudiowanie niemal całej konstrukcji.
Niedoczekanie ich.

Tak łatwo się jej nie pozbędą.
~*~
Poślizg dość znaczny ale za to rozdział prawie o stronę dłuższy niż zwykle (niesamowita rekompensata, czyli spróbujmy-w-to-uwierzyć-zanim-dotrze-do-nas-że-to-bez-sensu). Miałam duże problemy z napisaniem tego rozdziału. Miejmy nadzieję, że z następnymi pójdzie lepiej...

2 komentarze: