wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 6 - "Czterdzieści osiem godzin"

Era. W siedzibie Rady Magii trwało właśnie zebranie.
Zdrada dwóch dawnych członków Rady – Urtear i Siegraina była wielką kompromitacją dla całego urzędu. Z tego właśnie powodu odeszło od niej wielu magów, dając miejsce innym. Sam władca Fiore, widząc porażkę Rady, przeprowadził jej reformę. Można było to też nazwać „odrodzeniem” – zniszczona podczas walk siedziba została zbudowana po raz kolejny, stając się symbolem przemiany urzędu, który odtąd stał się bardziej restrykcyjny, z coraz mniejszą tolerancją dla wybryków wszystkich gildii. A już zwłaszcza jednej – Fairy Tail. Już za czasów starej Rady, gildia ta była dla członków solą w oku, ze względu na liczne sprawiane przez nią problemy oraz dziwne zamiłowanie do niszczenia. Jeden z magów – Natsu Dragneel – wraz ze swoją drużyną bił w tej kategorii wszelkie rekordy.
- Cóż, to może przejdziemy do sprawy, która zabierze nam na pewno najwięcej czasu… - westchnął lider zgromadzenia, Guran Doma, zwracając się do pozostałych. – Co Fairy Tail zrobiło w tym tygodniu?
Zdanie to było wypowiadane podczas znakomitej większości zebrań i właściwie stanowiło jego integralną część. Jeśli zdarzała się sytuacja, w której przewodniczący omijał tę kwestię, to najczęściej któryś z pozostałych członków przypominał mu o tym problemie.
Po słowach Gurana zapadła cisza. Wszyscy spojrzeli po sobie niepewnie.
- Właściwie… - odezwał się Org. – … to nie otrzymaliśmy ostatnio żadnych skarg na ich działalność… Ani jednego zniszczonego miasta, budynku… Praktycznie nic.
Lider spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Jesteście pewni, że nic nie zostało przeoczone? – spytał, patrząc z niepokojem po pozostałych. – To tak niebywałe, że aż trudno w to uwierzyć.
- Jedyne co otrzymaliśmy, to pismo od ich mistrza. – poinformował jeden z członków, wyciągając jakiś papier. – Z prośbą o interwencję…
Po sali przebiegł szum. Tego to jeszcze nie było. Ilekroć gildia miała jakiś problem, zawsze starała się rozwiązać go na własną rękę. Ba – często trzeba było ich od tego odwodzić, by nie dopuści do kolejnej demolki. W ogóle Fairy Tail charakteryzowało się małym zaufaniem i niechęcią do Rady (być może było to spowodowane licznymi napomnieniami, ostrzeżeniami i rozprawami sądowymi). A tu taka niespodzianka.
- Makarov Dreyar? – zainteresował się Org. – O co mu chodzi?
- Pisze o podejrzanej organizacji, którą nazywa w niektórych miejscach także sektą… Podobno jego magowie wpadli na nią podczas wykonywania misji. – tutaj niektórzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. – Organizacja ta ma nosić nazwę Cień Ducha i planować zamach na króla. Według niego, ma mieć on miejsce tydzień po zebraniu tejże sekty, a więc sześć dni po napisaniu pisma…
W pomieszczeniu zapadła cisza. Choćby nie wiadomo jak negatywny stosunek miałaby Rada do Fairy Tail, podobne deklaracje zawsze wywołują niepokój.
- Co to za brednie? – odezwał się przewodniczący, robiąc zagniewaną minę. – Czy ten człowiek jest niepoważny? Jakim sposobem organizacja, której działania były najwyraźniej tak mało szkodliwe, że nadal jeszcze o niej nie słyszeliśmy, mogłaby planować coś takiego?
- Istotnie, nie brzmi to zbyt przekonywująco. – zgodził się ktoś inny.
- Jednakże, jeśli sprawa dotyczy naszego władcy, nie powinniśmy tego bagatelizować.
- Moim zdaniem, to jakiś wymysł. – zirytował się Org. – Stary Makarov wariuje.
- Proszę o ciszę! – odezwał się lider, stukając laską w platformę, na której stał. – Wszyscy doskonale wiemy, jak ważne jest bezpieczeństwo naszego króla. Dlatego wszystkie informacje na temat ewentualnych zagrożeń nie mogą być pomijane. Jednak – zastrzegł, widząc, że Org chce mu przerwać. – z drugiej strony, argumenty przemawiające za szybką interwencją, są cokolwiek chwiejne. Jak już wcześniej mówiłem, niemożliwe, by jakakolwiek niebezpieczne zgrupowanie, dysponowało siłą wystarczającą do dokonania zamachu na naszego władcę, którego chroni przecież wielka grupa naszych najzdolniejszych magów. A nawet gdyby – niedorzeczne jest twierdzić, że udałoby się jej to zrobić tuż pod naszym nosem. Mistrz Fairy Tail pisze o sześciu dniach – ile nam zostało obecnie? – zwrócił się do członka, który czytał pismo.
- List został napisany przed trzema dniami. – powiedział tamten, znowu wpatrując się z papier. – Tak więc, o ile się nie mylę, mamy dwa dni do zapowiadanego terminu zamachu.
- Doskonale. – odpowiedział przewodniczący, przebiegając wzrokiem po reszcie. – Oto co proponuję. – zaczął, stukając laską. – Przez te czterdzieści osiem godzin, które nam pozostały, nie podejmiemy żadnych działań, mogących spowodować wycofanie się organizatorów ataku ze swoich planów. Poczekamy na ich ruch. Oczywiście powiadomię dowódcę straży chroniącej króla, o całej sprawie i postaram się przekonać go do zwiększenia ilości żołnierzy przy władcy.
-W takiej sytuacji, król powinien być bezpieczny, a my zyskamy szansę, by dowiedzieć się, czy to, o czym pisał Makarov było prawdą. – zgodził się Org, pocierając brodę. – Myślę, że to dobry plan, aczkolwiek ryzykowny.
- Nie sądzę, by owa sekta była aż takim zagrożeniem, jak twierdzi Fairy Tail. – odezwał się lider. – Czy ktoś jest przeciw?
- Uważam, że zbyt bagatelizujemy tę sprawę. – zgłosił swoje obawy jeden ze członków. – Czy nie powinniśmy nakazać przeszukać Kamieniołom, by uprzedzić wypadki?
- Czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia? – spytał przewodniczący, kiwając głową w kierunku przedmówcy, by pokazać mu, że szanuje jego zdanie. – W takim razie głosujmy.
Na dziesięciu urzędników, jedynie dwóch było przeciwko. Oznaczało to wprowadzenie pomysłu lidera w życie.
- Świetnie. – odezwał się Org. – Możemy przejść dalej.
*
Od czasu powrotu Drużyny Natsu zdążyło minąć już kilka dni. Mimo wcześniejszego niepokoju, wszyscy zdążyli już zapomnieć (lub – w przypadku niektórych - jedynie przestać się przejmować) o tajemniczej organizacji i równie tajemniczym Arcymagu. Życie w gildii dalej toczyło się swoim rytmem.
Lucy siedziała przy jednym ze stołów i liczyła coś na palcach, odginając je po kolei. Jeden dzień zajęło im dotarcie do Magnolii. Drugi to był ten, w którym opowiadali Erzie i Grayowi o liście. Trzeci to kolejna demolka i roztrzaskanie baru. Czwarty jest dziś… A więc zostały jeszcze dwa dni.
List, a właściwie pismo od sekty z Kamieniołomu jeszcze bardziej pogłębiły jej niepokój. Już następnego dnia po jego otrzymaniu pokazali go reszcie drużyny, zastanawiając się co z tym fantem zrobić. Tajemniczy papier na pewno nie uspokajał, ba – jeszcze bardziej oddalał chwile, w których będzie można się wreszcie wyluzować, zapomnieć o wszystkim i zająć się ciekawszymi rzeczami. Zwłaszcza Tytania nie potrafiła zbagatelizować sprawy – chciała koniecznie poinformować o tym mistrza, który okazał się być akurat poza gildią. Z trudem odwiedziono ją od tego zamiaru.
- Niezbyt mi się to podoba. – stwierdził wtedy Gray. – Kto by pomyślał, że nas zauważą?
- Musimy tam wracać i ich skopać! – wyraził swoją opinię Natsu.
- Ani mi się waż! – Erza, po początkowej panice odzyskała rezon. – Oczywiście to, że zdawali sobie sprawę, z naszej obecności, na pewno nie jest powodem do zadowolenia. Dlatego też musimy być bardziej czujni. Chociaż… - zastanowiła się. – To może mieć też swoje dobre strony. Tamci od Arcymaga muszą zdawać sobie sprawę, że mogliśmy zdradzić komuś to, co usłyszeliśmy. To może ich trochę ostudzić. W każdym razie, bądźcie ostrożni.
Kiedy teraz Lucy przypomniała sobie tamtą rozmowę, naszło ją jeszcze więcej wątpliwości. Im bliżej był rzekomy „Feralny Dzień”, tym bardziej się go obawiała. Bała się tego, co miało nastąpić. Bała się, że konsekwencje mogą być o wiele gorsze od tych, które wszyscy przewidywali (jeśli, przewidywali…). Ale najbardziej, bała się o przyjaciół z gildii. Skoro znali cały plan Cienia Ducha, to czy mogli się czuć bezpiecznie?
„Erza mówiła, że mogą się przestraszyć tego, co o nich wiemy.” myślała, opierając głowę na rękach. Ale czy ktoś, kto obawia się przypadkowo spotkanych magów naprawdę jest w stanie cokolwiek przedsięwziąć? Skoro nie dość, że nie starali się ich zatrzymać, ale jeszcze wysłali im pocztą uprzejmą i dowcipną informację, o ich odkryciu, to czy garstka magów znających ich sekret stanowi dla nich jakiekolwiek zagrożenie?
Rozmyślania przerwał Natsu, pojawiający się nagle za jej plecami i opierając się swobodnie na jej ramieniu.
- Hej, Lucy! – przywitał się wesoło, po czym usiadł obok. – Coś się stało? – spytał, patrząc na jej niepewną minę.
Dziewczyna spojrzała na niego nieprzytomnie, jakby przypominając sobie, kim u licha jest ten zagadujący ją chłopak i czemu ją tak brutalnie napada. Po kilku sekundach zorientowała się, że faktycznie znajduje się w gildii, a ten obok to członek jej drużyny.
- N-Nie, wszystko w porządku! – odpowiedziała, podnosząc ręce w uspokajającym geście.
- To dobrze, bo chcemy cię zaprosić na misję! – poinformował ją Happy, nadlatujący od strony baru. Za nim szli Erza i Gray, jakby czując, co się święci.
- Misję? – zdziwiła się Lucy. – Przecież nie dokończyliśmy tamtej.
- Tamten urzędnik pozwolił nam to przełożyć na później. – poinformowała ją Tytania, stając obok. – Wprawdzie sprawa była dosyć ważna, ale wiadomo, że teraz mamy inne problemy na głowie.
- Pozwolił nam to odłożyć? – powtórzyła zdumiona dziewczyna. Rzadko który zleceniodawca był aż tak wyrozumiały.
- Też mnie to zdziwiło – przyznała Erza. – Ale skoro taka okazja się trafia, to czemu by jej nie wykorzystać?
Lucy spojrzała po kolei na wszystkich zgromadzonych, po czym westchnęła ciężko.
- Niech będzie. – zgodziła się. – Ale żadnych jaskiń, żadnych pułapek i żadnych tajnych organizacji antyrządowych, bo inaczej się na was obrażę.
- Nie, nie, tym razem to misja złapania pewnej szajki przestępców. – uspokoił ją Happy, podnosząc papier do góry. – Nagroda do sto tysięcy klejnotów dla każdego, więc starczy na twój czynsz, Lucy!
- To jak, spotykamy się jutro? – spytał Natsu, prostując się i zaciskając ręce w pięści. – Aż się palę do tego!
- Lepiej pojutrze. – zaoponowała Erza. – Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, więc wolałabym, żebyśmy zabrali się za to dopiero za dwa dni.
„Dwa dni.” powtórzyła w myślach Lucy, spuszczając głowę. Dwa dni do TEGO dnia.
*
- Jeszcze tylko czterdzieści osiem godzin. – powiedziała do siebie Avis Grellar, zerkając na mały zegarek na łańcuszku, zrobiony z brązu i pokryty precyzyjnymi wizerunkami smoków. – Tylko czterdzieści osiem.
Schowała zegarek i wyprostowała się. Stojąc na dachu jednego z najwyższych budynków w mieście miała doskonały widok na niemalże wszystkie dzielnice. Krokus – stolica Fiore, jaśniała w blasku znajdującego się już wysoko słońca, którego promienie odbijane od dachówek domów sprawiały, iż miejsce to wyglądało na wyciągnięte z jakiejś bajki o wróżkach i krasnoludkach.
Wróżki…
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, odgarniając znad czoła jasną grzywkę w kolorze limonki. To naprawdę zrządzenie losu, że akurat oni natknęli się na planowane od dłuższego czasu zgrupowanie Cienia w Kamieniołomie. Cóż, sami są sobie winni – ktoś ze straży musiał nieźle nawalić, skoro mimo tych wszystkich patroli spacerujących po niemalże wszystkich korytarzach Siedziby czwórce magów udało się niezauważenie dotrzeć do Sali Głównej i jeszcze podsłuchać przemówienie Pierwszego Dostojnika. Ale teraz to już nieważne.
Avis podeszła do krawędzi dachu i płynnie zeskoczyła na niższą konstrukcję, znajdującą się na tyle blisko tej, na której stała, by przedostanie się z jednej na drugą było dziecinnie proste.
O Fairy Tail zdążyła się nasłuchać podczas swoich długich tułaczek po kraju. Podobno była to jedna z najsilniejszych, najbardziej niezwykłych i kłopotliwych gildii w całym kraju, znanej w całym Fiore. Ich głośne akcje, jak na przykład poskromienie Oracion Seis, powstrzymanie Nirvany czy też awantura z Phantom Lord sprawiły, że dziewczyna słuchała o ich wyczynach z pewną dozą przyjemności. Zwłaszcza ciekawiły ją wszelkie informacje o Smoczych Zabójcach, wychowanych przez te ogromne gady. One zawsze ją fascynowały – wielkie, potężne, obdarzone niesamowitą mocą, prawie niemożliwe do pokonania. Symbolizowały całą potęgę i siłę Ziemi. Były wspaniałe.
Ale w sytuacji, w której teraz znalazło się Królestwo, nawet tak sławna gildia jak Fairy Tail nie mogła nic poradzić. Informatorzy donosili, że Rada Magii zbagatelizowała sprawę i nie podjęła żadnych działań poza wzmocnieniem straży królewskiej. To ich stawiało w jeszcze lepszej sytuacji – cała akcja powinna przejść gładko, bez zbędnych problemów w postaci Rycerzy Runy porozstawianych w całej stolicy, lub innych tego typu niemiłych niespodzianek. Już nic nie było wstanie powstrzymać tego, co już niedługo nastąpi. Zbyt duża skala planu, zbyt dużo ludzi, za mało czasu.
- Panna Grellar, czyż nie? – usłyszała za sobą męski głos. Po obróceniu się zauważyła wysokiego chłopaka, o jasnych, niemalże platynowych włosach i oczach koloru soczystej zieleni, które teraz spoglądały na nią na wpół z uprzejmie, na wpół ironicznie.
- Jaka znowu panna. – prychnęła, mierząc obcego wzrokiem. – Od kiedy to zabójców tytułuje się w ten sposób?
- Zwracam się tak do każdej dziewczyny, Panno Grellar. – odpowiedział tamten, niemalże złośliwie akcentując ostatnie słowa. – Moje imię Charles i wygląda na to, że będziemy mieli przyjemność lub też przykrość pracować ze sobą.
Avis zmierzyła go niezbyt przyjaznym wzrokiem.
- A więc ty jesteś moim partnerem? – stwierdziła, bez zbytniego zainteresowania w głosie. – Trudno. Trzymaj się z tyłu i nie przeszkadzaj mi.
- Obawiam się, Panno Grellar – ręka dziewczyny niemalże mimowolnie powędrowała w stronę pasa, do którego miała przymocowany sztylet. Chłopak nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, kontynuując spokojnie - …że to będzie absolutnie niemożliwe. Nie jestem przyzwyczajony do biernego uczestniczenia w zadaniach. Sugerowałbym raczej, byś to ty starała się nie pałętać mi się zbytnio pod nogami…
Ostrze krótkiego miecza pojawiło się na jego gardle zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć ostatnie głoski. Morderczyni zdecydowanie nie lubiła, kiedy ktoś się z niej naigrywał, bądź ją otwarcie lekceważył. A już na pewno nie ktoś z tej podejrzanej sekty szaleńców.
- Nie pozwalaj sobie. – syknęła przez zęby, patrząc na jego spokojną twarz, której kpiący wyraz dodatkowo doprowadzał ją do furii. – To, że z wami pracuję, nie oznacza, że możecie mnie traktować jak jakiegoś przydupasa piątej kategorii.
- Nawzajem. – odparł tamten. – Doprawdy, takie zachowanie nie przystoi damie. – dodał, dalej nie tracąc pewności siebie. W jego oczach Avis nie zauważyła nawet cienia strachu. Zirytowana do granic możliwości, przycisnęła nóż mocniej do jego szyi, tworząc na niej małe nacięcie, na którym zaraz pojawiła się mała kropla krwi. Charles zmarszczył brwi i położył rękę na jej dłoni, ściskającej sztylet.
- Mogłabyś to zabrać? – spytał, a jego ton zmienił się diametralnie. Teraz brzmiał twardo i groźnie.
W umyśle dziewczyny zapaliła się lampka ostrzegawcza. Miała już do czynienia z wieloma magami, dlatego potrafiła wyczuć, kiedy przeciwnik przymierza się do użycia magii. Odskoczyła szybko od chłopaka, jednak jej refleks nie wystarczył. Trzymany w ręce miecz zatoczył łuk, kierując się w stronę swojej pani i przeciął powietrze zanim Avis zdążyła wykonać dokładniejszy unik. Ostrze nacięło jej skórę na policzku, po czym – upuszczone na dachówki – znieruchomiało. Zabójczyni zaklęła i przetarła palcami ranę – na szczęście nie była zbyt głęboka.
- Magia Odbicia. – syknęła, wpatrując się we wspólnika z nienawiścią.
- Dokładnie. – potwierdził tamten, patrząc z triumfem w dziewczynę. – Wprawdzie zwykle staram się unikać walki z kobietami, jednakże tym razem chciałem jedynie pokazać, że atakowanie może nie wyjść ci na zdrowie – urwał, po chwili dodając z mściwą satysfakcją – Panno Grellar.
Avis nie odpowiedziała na zaczepkę ani słowem. Podniosła porzucony sztylet, po czym schowała go do pochwy, uprzednio oczyszczając z krwi. Miała szaloną ochotę pokazać temu gościowi tutaj co tak naprawdę potrafi, jednak zdawała sobie sprawę, że walcząc z nim ryzykuje utratę hojnego sponsora.
Podeszła do granicy dachu, spoglądając w dół. Pobliskie ulice były po brzegi wypełnione ludźmi podążającymi w różnych kierunkach, najprawdopodobniej korzystających z pięknej pogody. W tej chwili wydali się oni dziewczynie głupiutkimi i nieświadomymi przyszłości dziećmi, beztrosko oddającymi się codziennym zabawom.
- Idziemy? – spojrzała na towarzysza, z którego twarzy nadal nie schodził ten denerwujący uśmieszek. Nieważne, jak bardzo miała teraz ochotę przyłożyć mu w twarz – najwyższy czas zabrać się za robotę.
- Oczywiście. – potwierdził tamten, poprawiając przytwierdzony do pleców sporych rozmiarów pakunek. – Panno Grellar.
To już mógł sobie darować.

2 komentarze:

  1. Fajne, ta Avis jest taka tajemnicza. Mam nadzieję, że jej wątek się trochę rozwinie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawi mnie co wydarzy się TEGO dnia. Dlatego zmierzam do dalszych rozdziałów :).

    OdpowiedzUsuń