poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozdział 1 "Zlecenie"

Obudziła się zlana potem. Siedziała chwilę na łóżku, oddychając ciężko i wpatrując się w różową kołdrę. Nigdy nie przeżyła gorszego koszmaru. Nigdy nie cierpiała… nie bała się tak bardzo jak podczas tego snu. Wiedziała to na pewno, chociaż nie potrafiła dokładnie określić słowami, czego dotyczył. Pamiętała z niego bardzo mało, a pojedyncze obrazy mieszały się ze sobą, rozmywając się coraz bardziej, aż w końcu jedyne, czego była pewna, to to, że był tam ogień. Nie pamiętała pod jaką postacią, jaką rolę pełnił… Ale był na pewno.
Dotknęła czoła – było gorące, natomiast opadająca na nią grzywka – mokra od potu. Przez jej ciało przebiegły dreszcze, dostała też gęsiej skórki – najwyraźniej jej organizm dalej przeżywał stres związany z koszmarem. Wyszła spod kołdry i próbowała wstać. Niestety, bez skutku – nogi miała jak z waty i pewnie by upadła, gdyby nie czyjeś ramię, które przytrzymało ją tuż przed walnięciem w posadzkę. Uprzejmie pomogło jej też powrócić do pozycji pionowej, nadal ją podtrzymując, jakby w obawie, że zaraz ponownie padnie na podłogę.
- Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony głos, brzmiący jakoś znajomo.
- Natsu? – spytała zaskoczona Lucy, podnosząc głowę na chłopaka, jak zwykle ubranego w swoją nieodłączną kamizelką i szalik w kratkę.
- Krzyczałaś przez sen, Lucy – powiedział inny, bardziej dziecięcy głos, należący do niebieskiego kota latającego teraz nad ich głowami. Happy także wyglądał na zdenerwowanego.
- Już dobrze, dzięki… Czekaj, zaraz, co wy tu robicie?! – po pierwszej chwili zaskoczenia, blondynka natychmiast odzyskała dawny rezon – I chwila, byliście tu przez całą noc?!
- Bo u ciebie jest tak przyjemnie… - wyznał chłopak, który upewniwszy się, że Lucy potrafi już stać o własnych siłach, swobodnie opadł na rozgrzebane łóżko.
Dziewczyna patrzyła na niego pytająco spod zmarszczonych brwi, jakby oczekując dalszego ciągu. Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, stojąc nad nim z założonymi rękami, dopóki Natsu nie dodał:
- … no i byliśmy głodni.
Lucy zakryła twarz dłonią, zastanawiając się, za jakie grzechy dzień w dzień spada na nią to różowowłose nieszczęście z niebieskim na spółkę. No tak. Są razem „w drużynie”. Ciekawe tylko, że Erza i Gray nie wpadają do niej tak często…
- Na szczęście, obudziłaś się – usłyszała kobiecy głos. Jakby wywołana zaklęciem, w drzwiach łazienki pojawiła się Tytania, owinięta prześcieradłem oraz z turbanem z ręcznika na głowie – Martwiłam się, czy przypadkiem nie zachorowałaś, po tej ostatniej misji.
Nie, nie zachorowała, chociaż każdy inny pewnie wylądował by po takich przeżyciach w szpitalu, na oddziale psychiatrycznym. Każda misja z drużyną Natsu była kolejnym wyzwaniem dla Lucy i jej nerwów. W końcu ciężko oglądać ze spokojem walące, palące się i zamrożone budynki miasta…
Dziewczyna patrzyła na przyjaciółkę zszokowana, zastanawiając się, czy to cud czy zrządzenie losu. Nieświadomie poszukała wzrokiem Graya, rozumując logicznie, że skoro trzy czwarte ich drużyny wprosiło się do jej mieszkania, to on pewnie też święty nie został i poszedł za głosem większości… Ale nie, Maga Lodu nie było nigdzie widać. Zanim jednak zdążyła odetchnąć z ulgą, za sobą usłyszała kolejny głos.
- Ej Lucy. Kiedy dalszy ciąg? – za nią stał półnagi Gray, z plikiem kartek w ręce.
Blondynka krzyknęła zaskoczona i zrobiła krok do tyłu, potykając się i przewracając. Chłopak spojrzał na nią pytającym wzrokiem, jednak ta nie patrzyła na niego, tylko na papiery, które trzymał. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, co on tak właściwie powiedział.
- Ty! Oddawaj! – rozkazała, wyrywając mu kartki i przytulając je do piersi. Po raz kolejny ktoś czytał bez pytania jej powieść, chociaż obiecała Levy, że to ona będzie pierwszą czytelniczką. Nawet nie wiedziała, która to już osoba. Po czwartej przestała liczyć.
- Lucy, idziesz z nami na misję? – odezwał się Natsu, siadając po turecku na łóżku – Ostatnio jesteś bez grosza, prawda? – dodał, po raz kolejny popisując się swoim wrodzonym taktem i delikatnością.
- Pewnie znowu nie masz z czego opłacić czynszu! – dodał Happy, z niezachwianą pewnością – Ty, Lucy, jesteś strasznie mało zaradna.
- Wy… - dziewczyna ostatkiem sił powstrzymywała się przed przywaleniem któremuś z nich, albo najlepiej obu. Właściwie powinna się już przyzwyczaić – w końcu była zmuszona przeżywać to już tyle razy… Jednak za każdym kolejnym cała sytuacja wkurzała ją tak samo.
- Myślę, że powinniśmy się za to wziąć – stwierdziła Erza, już ubrana, siadając na krześle – Może i na ostatniej misji byliśmy dosyć dawno, ale jak nam wszystkim wiadomo, z wpłaty, hm… nie zostało zbyt wiele.
Oczywiście, wszyscy wiedzieli o co chodzi. Ogień, lód i szalejąca bogini zniszczenia w zbroi pośród tego wszystkiego. Wiadomo, że prawie wszystkie pieniądze poszły na pokrycie szkód, jakie wyrządzili. Lucy westchnęła ciężko na samo wspomnienie.
- Niech będzie. Na czym polega to zadanie? – spytała.
- Trzeba rozwiązać zagadkę jakiegoś grobowca – wyjaśnił Gray, wyciągając zlecenie – Nagroda to 700.000 klejnotów na głowę, więc całkiem pokaźna suma. Nawet jak coś rozwalimy, to trochę zostanie…
- Czy ty przypadkiem z góry nie zakładasz, że znowu narobicie bałaganu? – spytała podejrzliwie blondynka, jednak nikt nie skomentował tego ani słowem.
- Podobno ten grobowiec to pełno pułapek i szyfrów, więc musisz z nami pojechać, Lucy! – dodał Happy – Będzie nam potrzebny ktoś, kto potrafi ruszyć głową!
Dziewczyna spojrzała na niego, mile zaskoczona.
- Dziękuję…
- No właśnie, los jest okrutny, prawda? Tak to już jest, ktoś jest albo piękny, albo mądry…
- Zabiję cię, kocie!
*
Miasto, którego zlecenie przyjęli, znajdowało się szmat drogi od Magnolii, co okazało się strasznym pechem dla Natsu. Biedny chłopak przez całą podróż słaniał się na siedzeniu, wystawiał głowę za okno i groził, że zaraz umrze, jeśli ta pieruńska maszyna nie zatrzyma się w trybie natychmiastowym. Nikt nie zwracał na niego uwagi, przyjaciele byli przyzwyczajeni, że Smoczy Zabójca bardzo źle znosi każdą jazdę jakimkolwiek środkiem lokomocji, od pociągu zaczynając i na wielkich robotach kończąc. Co dziwne, podróżując ze zwierzętami czuł się wyśmienicie – za pierwszorzędny przykład mógł tu posłużyć Happy. Natomiast w każdej innej sytuacji miał mdłości i był absolutnie nie do użytku.
Gdy dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów ratusz, utrzymany w doskonałym stanie i z tabliczką – Urząd Porządku Publicznego. Czwórka magów wpatrywała się w napis wielkimi oczami, nie mogąc zrozumieć, o co chodzi. Kto jak kto, ale oni zdecydowanie nie mieli zbyt dobrych stosunków z jakimkolwiek urzędem – a już na pewno nie porządku publicznego. Właściwie, to Fairy Tail stała kością w gardle każdemu urzędnikowi, który choć przez chwilę marzył, by Magnolia była spokojnym miastem, bez bójek i zamieszek. Dopóki tam jednak była siedziba tej wyjątkowej gildii, mogli o swoich marzeniach zapomnieć – rzadko zdarzał się dzień, w którym nic się nie działo. Najczęściej przypadał wtedy, gdy większość magów wyjeżdżała z zadaniami. Tak więc, skąd ta misja?!
- Myślicie, że to jakiś podstęp? – spytał Happy, unosząc się nad głową Natsu.
- Nie, czemu? Przecież nic im nie zrobiliśmy – odpowiedział chłopak, któremu od chwili opuszczenia pociągu utrzymywał się doskonały humor.
- Ty chyba naprawdę jesteś idiotą – stwierdził Gray, patrząc na niego lekceważąco.
- Chcesz się bić, mrożony zboczeńcu?!
- Dawaj, przepalona zapałko!
- Cisza! – nakazała Erza, w jednej chwili stawiając obu do pionu – Nawet jeśli to podstęp, nie możemy nie wywiązać się z podjętego zlecenia. A jeśli nie, to lepiej na wszelki wypadek zachowywać się ostrożnie. Zrozumiano?!
- Aye, sir! – potwierdzili przestraszeni magowie, stając na baczność i salutując jak w wojsku.
Lucy patrzyła na to wszystko lekko zażenowanym wzrokiem. Ci to naprawdę umieli się podporządkować tylko jednej osobie, ale za to bezgranicznie. Nic dziwnego – Tytania była najgroźniejszą dziewczyną, jaką dotychczas spotkała.
Po pokonaniu dużych drzwi, znaleźli się w pokaźnych rozmiarów holu. Posadzka wykładana była kolorowymi płytkami, na ścianach wisiały obrazy zasłużonych działaczy miasta. Miła pani w recepcji poinformowała ich, że człowieka, który zlecił im zadanie powinni szukać na ósmym piętrze, co też oznaczało potrzebę pokonania ogromnej ilości schodów. Blondynka zdecydowanie nie była zachwycona tą perspektywą, natomiast niektórym ona w ogóle nie przeszkadzała. Pewnie dlatego, że mieli skrzydła.
Zleceniodawca był starszym człowiekiem około pięćdziesięciu lat. Wierząc tabliczce wiszącej na drzwiach prowadzących do jego gabinetu, był urzędnikiem zajmującym się sprawami nadnaturalnymi i magicznymi. Nie było to wcale takie dziwne – w świecie, w którym magia jest na porządku dziennym, potrzeba regulowania tej dziedziny życia administracyjnie, wydaje się oczywistością.
- Witamy, przyszliśmy w sprawie podjętej przez nas misji – wygłosiła Erza, starając się by jej głos brzmiał jak najbardziej poważnie.
Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nich zmęczonym wzrokiem, poprawiając na nosie okulary o bardzo grubych szkłach. Milczał przez chwilę, ale zaraz w błękitno szarych oczach błysnęło rozpoznanie.
- Fairy Tail? – spytał wyraźnie uradowany, wstając zza biurka – Jak się cieszę, że przyszliście! Z nieba mi, moi drodzy, spadacie! Siadajcie, siadajcie… Pewnie jesteście zmęczeni…
- Okropnie! – przyznał Natsu, padając z rozmachem na jeden ze stojących w pokoju foteli, za co jednak zaraz oberwał najpierw od Erzy, żeby ich nie pogrążał, potem od Lucy, żeby przestał zachowywać się jak prostak, a na końcu od Graya, żeby choć na chwilę przestał być idiotą. Chłopak miał szczerą ochotę oddać mu cios, jednak groźne spojrzenie Tytanii usadziło go na miejscu.
Urzędnik poczekał, aż wszyscy usadowią się na swoich miejscach, po czym ze szczegółami opowiedział przyczynę i cel ich misji. Chodziło o kompleks grot znajdujący się na wschodnich krańcach miasteczka. Miejsce to, nazywane Kamieniołomem, tworzyło labirynt rozmaitych odłamków skał i głazów, w samym środku lasu. Znajdowało się tam również mnóstwo jaskiń otoczonych tajemnicą – ponoć była to kiedyś siedziba potężnego Maga Mroku, który właśnie w tychże grotach zapieczętował swój najcenniejszy skarb, mający dać osobie, która go znajdzie, nieograniczoną moc magiczną i jego tytuł Arcymaga. Tak mówi legenda, lecz jak zwykle w takich sytuacjach, znalazło się parę osób, które postanowiły na własną rękę próbować obejść zabezpieczenia i dotrzeć do owego skarbu. Większość nie wróciła, paru zostało odnalezionych niedaleko wejścia do jaskiń z rozległymi oparzeniami. Ci opowiadali o dziesiątkach pułapek, potworów i innych okropności, które ponoć miały ich spotkać w siedzibie Arcymaga. Dotychczas władze przymykały na to oko – ot, kolejne miejsce owiane mroczną tajemnicą i równie ponurą legendą.
- Wiecie, takich miejsc jest dużo… - mówił mężczyzna, poprawiając okulary – Taki już los naszego kraju, mamy magów, mamy ich zaklęcia, mamy zaklęte miejsca. – westchnął. – Nie można zajmować się każdą taką sprawą, gdyż wtedy nie mielibyśmy nic innego do roboty. Pewnie zostawilibyśmy te groty w spokoju, gdyby nie ostatnie wydarzenia. Tajemnicze znaki na niebie, właśnie nad Kamieniołomem. Drzewa w okolicy usychają. Podobno niektórzy widzieli martwe zwierzęta w okolicach wejścia. Paru zaginęło. Ludzie boją się tam chodzić, a Kamieniołom był jednym z naszych głównych źródeł materiału budowlanego. Te zdarzenia to duże utrudnienie. – tłumaczył, przeglądając kartki leżące na biurku – Otrzymujemy listy ze skargami i prośbami, by wreszcie coś z tym zrobić. Zwykle ludzie są zadowoleni z posiadania jakiegoś fragmentu tajemniczej magii. Te donosy to znak, że powinniśmy działać. A ostatnio – przerwał na chwilę, patrząc na własne dłonie – Zaczęły ginąć dzieci.
Lucy drgnęła. Całkiem lubiła historie z dreszczykiem, sama też takie pisywała, od czasu do czasu. Ale to, o czym opowiadał było przerażająco prawdziwe. W jej głowie zaczęły powstawać najczarniejsze scenariusze, dotyczące dalszego losu tych dzieciaków. Reszta także nie miała zbyt wesołych min – wyglądali na autentycznie zaniepokojonych.
- Często zdarzało się, że malcy z naszego miasteczka robili sobie wycieczki do lasu, a czasem nawet do samego Kamieniołomu… - kontynuował urzędnik – Ale nie słyszeliśmy o żadnych, które by weszły do samych grot, zawsze za bardzo się bały. Teraz zgłaszano nam zaginięcia dzieci, które najprawdopodobniej wcale nie zapuszczały się do jaskiń – tak mówili ich koledzy, z którymi rozmawialiśmy. Niektóre sprawy dotyczyły rewirów znacznie oddalonych od Strefy Arcymaga, jak to niektórzy lubią nazywać. Nie wiemy, czy to ma jakiś związek z tymi grotami, jednak na razie chcemy zlikwidować najbardziej prawdopodobną przyczynę. Potem zajmiemy się naszymi innymi podejrzeniami.
- A naszą misją jest…? – spytała Erza.
- Wejście do tych jaskiń, zbadanie ich i złożenie nam raportu – czy rozpoznaliście starożytne zapisy zaklęć mogących powodować te wszystkie anomalie, niepokojące przedmioty, no i oczywiście – czy udało wam się znaleźć jakiekolwiek ślady zaginionych dzieci. To jest najważniejsze – zaznaczył mężczyzna.
- Rozumiem. Mamy ruszać natychmiast?
- Zależy nam, by wszystko odbyło się jak najszybciej, jednak domyślam się, że potrzebujecie odpoczynku. Wystarczy, jak rozpoczniecie ekspedycję jutro rano.
- Nieograniczona moc magiczna, co? – podekscytował się Natsu – Teraz to się napaliłem!
- Nie idziemy tam po to, żeby bawić się w jakichś poszukiwaczy skarbów, idioto – przypomniał mu uprzejmie Gray, patrząc na niego ironicznie.
- Kto jest idiotą, kretynie?!
- Kto jest kretynem, głupku?!
- Przestańcie – poprosiła Lucy, wstając – Chodźcie już, trzeba się przygotować na jutro.
- Tak, tak. – poparł ją mężczyzna – Idźcie już, przed wami trudna misja… I życzę powodzenia, niech szczęście wam sprzyja.
- Dzięki, staruszku! Nie zawiedziemy, słowo! – odpowiedział wesoło Natsu i wyszedł z gabinetu, po drodze zgarniając także Happy’ego, który zmęczony lataniem, przysiadł na jednej z ozdobnych waz stojących na kolumienkach. Niestety, naczynie okazało się puste w środku i biedny kot nie potrafił wydostać się o własnych siłach. Za Smoczym Zabójcą wyszli Erza i Gray, natomiast Lucy została jeszcze przez moment, przypatrując się urzędnikowi w zadumie. Mężczyzna zauważył jej wzrok.
- O co chodzi, moje dziecko? – spytał z sympatią, zdejmując okulary i przypatrując się blondynce błękitno szarymi oczami.
- Chciałam się tylko zapytać… Dlaczego akurat Fairy Tail? – spytała niepewnie dziewczyna – Nie sądzę, żebyśmy uchodzili za przyjaciół władz…
Urzędnik uśmiechnął się.
- Dlaczego pytasz…? Cóż, może i mają z wami kłopoty w Magnolii, ale przynajmniej mam pewność, że nie poddacie się i nie zawiedziecie. Wiele o was słyszałem, o waszych zasługach i zwycięstwach. Chociaż najbardziej niezwykli w tym wszystkim jesteście chyba właśnie wy… - mówił, patrząc na obracaną w dłoni oprawkę od okularów – Fairy Tail… To szczególna gildia, prawda?
- Tak. – Lucy odwzajemniła uśmiech – Bardzo szczególna.
+++
Pierwszy rozdział. Być może zbyt chaotyczny, ale cóż. Żeby nie było: Wydarzenia w tym opowiadaniu odnoszą się do nieokreślonego miejsca w czasoprzestrzeni mangi/anime, ale w każdym razie - nie ma siedmioletniego przesunięcia.

5 komentarzy:

  1. Fajne:) Ale czy będzie Nalu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, nie planowałam wątku romantycznego ale jako że uwielbiam ten pairing, mogą się jakieś "momenty" pojawić. Tak jak w anime/mandze ;)

      Usuń
  2. Super!!! Czyli będzie NaLu??? Genialnie!!! Lecę dalej :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Wow. Wow. Super, super super, kochana świetne owiany tajemnicą rozdzialik. Jestem na 75% pewna, że Lucy będzie główną bohaterką na tej misji.
    Naomi: Ty wszystkiego jesteś pewna.
    Naomi, ale tu wszystko może się zdarzyć.
    W każdym razie lecę dalej, bo mnie okropnie zaciekawiłaś kochana

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah, właśnie odkryłam twojego bloga.
    Jest świetny!!
    Nie wiem, czy nadal piszesz i tu wchodzisz, ale mimo wszystko musiałam zostawić tutaj komentarz. Bo TO wymaga komentarza.

    OdpowiedzUsuń