W
pierwszej chwili wszyscy zamarli i obrócili głowy w kierunku wejścia. Stojąca
na środku pomieszczenia kobieta otworzyła szeroko oczy i przycisnęła Tima do
siebie, jakby próbując go ochronić przed tym, co stało za drzwiami. Makarov
zmarszczył brwi, a jego twarz pociemniała. Erza trwała na swoim miejscu
wyprostowana jak struna, wpatrując się we wciąż zamknięte jeszcze wrota.
Jedynie Avis była zupełnie spokojna – z charakterystycznym dla siebie, nieco
kpiącym uśmiechem nadal stała na stole ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, w
pozie niemalże triumfującej. Sprawiała wrażenie, jakby doskonale bawiła się
całą sytuacją.
Walenie
w drzwi rozległo się ponownie. Mirajane, której także udzielił się ogólny
nastrój pełen niepokoju, spojrzała niepewnie na Mistrza, po czym zmarszczyła
białe brwi.
-
Proszę – powiedziała głośno, mocnym i zdecydowanym głosem, ściągając na siebie
spojrzenia stojących w pobliżu magów. Wrota rozwarły się niemalże natychmiast,
a do głównego pomieszczenia gildii wmaszerowało kilku strażników wyposażonych w
broń. Tuż za nimi szedł Edvin Quatore, zarządca miasta i zwierzchnik sił
zbrojnych Magnolii. Został on wyznaczony na swoje stanowisko tuż po zmianie
ustroju w Fiore, więc najprawdopodobniej był kontrolowany przez Cień Ducha. Wszyscy
magowie wiedzieli o tym doskonale; także mieszkańcy Magnolii musieli go, siłą
rzeczy, kojarzyć. Jego nazwisko pojawiało się regularnie we wszystkich
okręgowych gazetach, a samą jego twarz można było zobaczyć czasem na żywo,
kiedy zarządca był zmuszany do wykonywania swoich obowiązków i spotykaniem się
z wyłamującymi się ludźmi osobiście – jak dziś. Nie nadużywał nadanej mu
władzy, jak można się było spodziewać, jednak jasne było, iż w Fairy Tail nie
wzbudzał on sympatii. Frustracja magów była tym większa, im dobitniej
uświadamiali sobie, jak niewiele mogą zrobić. Gdy teraz szedł przez środek
sali, otoczony przez żołnierzy, nie mieli możliwości manifestowania swojej
niechęci w sposób inny, jak nieprzyjazne spojrzenia czy wrogie szepty. Może to
i lepiej – wszyscy pamiętali w jakim stanie powróciła Wendy po „przesłuchaniu”.
Gdyby dano im wolną rękę, co bardziej porywczych członków gildii wkrótce
wezwano by na prawdziwe przesłuchanie. W sprawie ataku na władze miasta i
umyślne sprowadzenie na nie kalectwa.
To
było w Fairy Tail coś nowego – przejmowanie się zdaniem polityków, zarządców i
Rady Miasta. To Mistrz Makarov zdecydował się na taką taktykę.
- Nie wychylając się – wspominał
podczas jednej z większych narad ze wszystkimi członkami gildii – mamy szansę
przygotować się na wszystkie problemy, jakie w niedługim czasie na nas spadną.
- Tak jakby jeszcze im się to nie
udało – mruknął niezadowolony Gray, opierając się o ścianę. – Ten cały Cień
Ducha to jeden wielki problem – dodał, a reszta zgodziła się z jego zdaniem.
- Po prostu ich rozwalmy! – Musiał
wtrącić swoją propozycję Natsu, zapalając płomienie na dłoniach. – Kilku
słabeuszy, co tam to dla mnie! Ale się napaliłem…! – Zdążył dodać, dopóki nie
został uciszony przez Erzę w sposób wybitnie niehumanitarny.
- Nie rozumiesz – pokręcił głową
Mistrz, krzyżując ręce na piersi i starając się nie zważać na wściekłą minę
Tytanii i kulącego się ze strachu Smoczego Zabójcę. – Może dotychczas udawało
nam się załatwiać wszystko siłą, walcząc we własnym gronie i chroniąc tych, na
których nam zależy – mówił, tocząc wzrokiem po zebranych. – Tym razem jednak
jest inaczej. Tym, o co musimy walczyć jest nie gildia, ale cały kraj. Tymi,
których musimy chronić nie są wyłącznie nasi przyjaciele, ale także rodzina
królewska i wszyscy mieszkańcy Fiore. Wyprowadzając atak, bierzemy na siebie tę
całą odpowiedzialność.
- Mamy do czynienia z wrogiem,
który gra na zupełnie innych zasadach – stwierdziła Levy, składając ręce. – Jak
długo oni będą mieli zakładników, nie uda nam się przywrócić tego, co było
dawniej.
Makarov pokiwał głową, mrużąc oczy.
- Dlatego też nasza siła nie
wystarczy – odparł. – Potrzebujemy bardzo wielu ludzi, bardzo wielu magów,
ogromnej siły… Choć umiejętności naszych ludzi w większości przewyższają
zdolności członków Cienia Ducha, oni nadal górują nad nami liczbą. Nie mówiąc o
tym, iż całkiem możliwe, że w Kamieniołomie kryją jakiegoś asa, którego mają
zamiar wyłożyć na stół dopiero w ostateczności. Dlatego też – dodał, podnosząc
głowę i marszczyć brwi. – Jak na razie powstrzymujemy się od jakichkolwiek
większych akcji.
W głębi pomieszczenia rozległo się
pogardliwe prychnięcie. Siedzący wśród Raijinshuu Laxus siedział z głową opartą
na ręce i spoglądał zirytowanym wzrokiem na staruszka. Widać było, iż
proponowana strategia bynajmniej nie przypadła mu do gustu. Zanim jednak zdążył
coś powiedzieć, Mistrz odezwał się ponownie.
- Nadal nad nami górują – powtórzył
dobitnie, mierząc wnuka srogim spojrzeniem. – Ty, dzierżący niegdyś tytuł
najsilniejszego w gildii, powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.
Od tamtej pory nie powtarzały się więcej
sytuacje, w której Fairy Tail ściąga na siebie uwagę całego kraju, manifestując
swoje niezadowolenie. Nie było powtórek z parady ani ratusza. Nawet Natsu, który
w tej kwestii miał bynajmniej odmienne zdanie, jakimś cudem powstrzymywał się
od większych wybuchów. Także teraz ostatkami sił powstrzymywał buzującą w nim
wściekłość, mierząc Edvina jedynie pełnym furii spojrzeniem. Gniew jeszcze
bardziej pobudził widok Wendy, cofającej się pod ścianę na widok zarządcy ze
strachem wymalowanym na drobnej twarzy. Widać było, iż odżyły w niej
nieprzyjemne wspomnienia.
-
Witam – odezwał się w końcu nowoprzybyły, zatrzymując się i kątem oka
spoglądając na zebranych magów. – Edvin Quatore, mieliśmy już okazję się
spotkać – dodał, spoglądając z góry na raczej nie grzeszącego wzrostem Mistrza.
-
Owszem, doskonale pamiętam – odpowiedział staruszek, zakładając ręce do tyłu i
patrząc prosto w obojętne, brązowe oczy. – To było przy okazji tamtego
„przesłuchania”, jak wtedy lubiliście to nazywać…
Atmosfera
w gildii była tak napięta i ciężka, iż najprawdopodobniej dałoby się ją kroić i
sprzedawać na kilogramy. Nie panowała idealna cisza, jednak ci znajdujący się
najbliżej rozmawiających, starali się nie odzywać.
-
Po co ten drań w ogóle tu przylazł? – Mruknął Wakaba do Makao, opierając się o
bar i gryząc papierosa ze zdenerwowania. – Niech siedzi w tym swoim ratuszu i nosa
nie wystawia, chyba, że ma ochotę zebrać cięgi po raz kolejny.
Wrogość
w stosunku do gościa była tak silna, iż niemalże fizycznie wyczuwalna. Każdy na
miejscu Quatore’a czułby się tu nieswojo – on jednak nie dał po sobie niczego
poznać. Po jego twarzy przemknęło coś w rodzaju cienia niepokoju, jednak on sam
pozostał opanowany. Stał wyprostowany jak struna, mimo iż do najwyższych nie
należał, nie dając się sprowokować.
-
Jak i tajemniczego napadu na ratusz – zrewanżował się zamiast tego, uważnie
dobierając słowa. – Coś strasznego, do dzisiaj szukamy winnych.
Któryś
z magów znajdujących się w pomieszczeniu prychnął kpiąco, kilka osób
zmarszczyło brwi w gniewie. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego oczywistego
kłamstwa. O tym, iż zadyma w siedzibie władz miasta była sprawką Natsu
wiedziało pół miasta, z urzędnikami włącznie, ba! Sam Edvin widział go na
własne oczy, Avis nawet z nim walczyła. Ton zarządcy nie pozostawiał
wątpliwości, iż ten właśnie próbował ich zastraszyć.
Zabójczyni
uśmiechnęła się pod nosem, opierając rękę na biodrze. Zabieg mężczyzny był tak
samo naiwny, jak łatwy do przejrzenia. Miała z Fairy Tail do czynienia
wystarczająco długo, by zdać sobie sprawę z tego, jak mało podatne jest ono na
wpływy tego typu. Quatore natomiast musiał uważać, iż nadal uda mu się ich
przycisnąć do ziemi tradycyjnymi metodami. Może i był wykształcony, ale jeśli
zamierzał oprzeć swoje zwycięstwo na groźbach, to czekała go niechybna porażka.
-
Każda akcja wywołuje reakcję – skwitował Makarov, przystępując do kolejnej
rundy potyczek słownych. – Z czym przychodzi pan do nas tym razem?
-
Istotnie, miałem do załatwienia tutaj parę spraw… - stwierdził tamten,
rozglądając się. Kiedy jego wzrok padł na kulącą się za filarem małą
dziewczynkę, w jego oczach pojawił się błysk rozpoznania. – Przede wszystkim
cieszę się, iż wasza młoda członkini powróciła już do zdrowia. Jeszcze raz
przepraszam za tę niedopuszczalną sytuację…
-
Jego obłuda jest tak obrzydliwa, że aż niedobrze się robi – syknęła Erza,
mierząc mężczyznę wzrokiem. – Nie przypominam sobie, żeby za cokolwiek
przepraszał, nie mówiąc już o tym, że sam przyznał się do tego, że miał z tym
coś do czynienia…
-
Nie znoszę tego gościa – stwierdził Gajeel, stojący obok. – Niech powie jeszcze
coś w tym guście, a wepchnę mu w gardło tyle gwoździ, że z podłogi będą musieli
go łomem zeskrobywać.
Stojąca
tuż za jego plecami Levy, która moment wcześniej pojawiła się w drzwiach
biblioteki, w milczeniu przysłuchiwała się całej scenie. Z racji swojego
niewielkiego wzrostu nie mogła zobaczyć zbyt wiele - w gildii już dawno nie
było tylu ludzi zasłaniających widok. Jedynym co mogła zobaczyć, była postać
stojącej na stole dziewczyny w czarnym ubraniu i zielonych włosach. Trochę już
czasu minęło, ale czarodziejka pamiętała ją dobrze, tak samo jak tę noc,
podczas której znalazła cierpiącą dziewczynę w jednej z bocznych uliczek.
Dziwnie było ją oglądać teraz, groźną, cynicznie uśmiechniętą. Niebezpieczną.
Avis
jakby poczuła jej wzrok. Nagle odwróciła głowę, przestając zwracać uwagę na
sytuację po środku pomieszczenia i spojrzała w jej stronę. Przez ten moment,
kiedy Levy widziała jej oczy, miała wrażenie, jakby zabójczyni ją poznała.
Zaraz jednak obróciła się z powrotem.
-
Zapewne pani Grellar zdążyła już wspomnieć o nadrzędnym celu mojej wizyty –
odezwał się znowu Edvin, swoim zwyczajnym, obojętnym tonem. – Pragnę
przypomnieć, iż żadna z legalnych gildii nie ma prawa ani obowiązku wtrącać się
w sprawy wewnętrzne nadrzędnej organizacji sterującej. Takie zachowanie jest
bynajmniej nie na miejscu.
-
O czym ty pieprzysz? – Nie wytrzymał Natsu, mimo błagalnych spojrzeń wysyłanych
mu przez Mirajane. Nadal stał z zaciśniętymi pięściami, jakby gotowy do ataku.
– Nie mam pojęcia o co ci chodzi.
-
To najzupełniej zrozumiałe – odpowiedział uprzejmie Quatore i kontynuował,
zanim Dragneel zdążył zrozumieć, iż była to forma wysublimowanej obrazy. – Cień
Ducha zastrzegł sobie prawo do absolutnej władzy nad swoimi członkami oraz
rozporządzania nimi według własnego prawa. Dlatego też jakiekolwiek wkraczanie
w te kompetencje jest nielegalne i zdecydowanie nie będzie tolerowane.
Smoczy
Zabójca nie wyglądał na przekonanego. Na jego twarzy pojawił się grymas
irytacji, kiedy usłyszał to skomplikowane wyjaśnienie.
-
Nadal nie rozumiem o czym ty…
-
Ucisz się, Natsu – nakazał Mistrz, patrząc na niego groźnie. Po chwili z
powrotem zwrócił się do stojącego przed nim zarządcy – Domyślam się, iż chodzi
o tych dwóch członków – powiedział, wskazując kciukiem na znajdującą się obok
matkę i Tima. – O nich wam właśnie chodzi, prawda?
-
Właśnie – zgodził się Edvin. – Właśnie o nich.
Magowie
spojrzeli po sobie, po czym skierowali swój wzrok na dwójkę Cienistych, już po
raz kolejny tego dnia. Matka chłopca zbladła gwałtownie, a malec obserwował
całą scenę szeroko rozwartymi ze zdumienia oczami. Zdawał się nie rozumieć zbyt
wiele, jednak w jego spojrzeniu widać było niepokój i strach. Quatore jednak
nawet na nich nie spojrzał. Kontynuował swój wywód beznamiętnym tonem,
obserwując stojącego z założonymi rękami Mistrza.
-
Ta dwójka odłączyła się od swoich oddziałów i działała na własną rękę. Co
oznacza, że załamali prawo. Łamanie prawa to domena przestępców. Co oznacza, iż
Fairy Tail nie dość, że wtrącała się w obowiązki Dostojników Cienia, ale też
działała na korzyść kryminalistów…
Mowę
przerwał gwałtowny wybuch śmiechu, pochodzący gdzieś z okolic baru. Zarządca
zmarszczył brwi, po czym spojrzał w kierunku, z którego dochodził ten skądinąd
irytujący dźwięk. Także magowie tworzący niemalże zwarty mur wokół Makarova i
jego rozmówcy, rozsunęli się, wymieniając uwagi. Po krótkiej chwili oczom
Edvina ukazał się obraz siedzącego na krześle Laxusa, który wręcz zanosił się
pogardliwym, złowrogim śmiechem. Zaskoczył tym wszystkich – nawet siedząca tuż
obok Evergreen patrzyła na niego ze zdumieniem, a Bixlow uśmiechał się
niepewnie. Mistrz zachmurzył się i obserwował wnuka spode łba.
-
Zastanawiam się, gościu, czy ty w ogóle słyszysz, co za bzdury wygadujesz – powiedział
w końcu, przerywając ciszę i podnosząc wzrok na urzędnika. Coś w jego oczach
sprawiło, iż mężczyzna wzdrygnął się, zrzucając maskę człowieka opanowanego w
każdej sytuacji. – Jakie prawo? Jacy przestępcy? Przestępcami to my jesteśmy od
kiedy ta pierniczona sekta postanowiła pobawić się w dom na naszym terenie. I
sam nam to wmawiałeś, o ile dobrze pamiętam. Więc wytłumacz mi teraz, po jaką
cholerę brudzisz nam podłogę, żeby nam to po raz kolejny uświadomić?
-
Co ten Laxus zamierza? – Wyszeptała Cana, nachylając się do stojącego obok
Graya. – Nie mówcie mi, że on znowu chce…
-
Cień Ducha nie dba już nawet o zachowanie pozorów – odparła Erza równie cicho,
nie spuszczając wzroku ze Smoczego Zabójcy Błyskawic. – Nie dziwię się, że nie
wytrzymał.
-
Ale czy Mistrz nie powinien go powstrzymać? – Zapytała Juvia, korzystając z
okazji i ściskając ramię Maga Lodu. Z niepokojem przypatrywała się stojącemu
cały czas w miejscu staruszkowi. – Przecież jak tak dalej pójdzie…
-
Zaufajmy Mistrzowi – przerwała jej Tytania. – Z pewnością wie co robi.
-
Ale… - Juvia przypatrywała się Makarovowi niepewnie. – On się w ogóle nie
rusza…
W
istocie, przez ostatnie kilka chwil Mistrz Fairy Tail stał w zupełnym bezruchu,
nie odzywając się ani słowem i nie podejmując żadnych działań mających na celu
przywołanie do porządku niesfornego wnuka. Mimo to nie wyglądał na zszokowanego
lub przynajmniej zdenerwowanego. Obserwował całą scenę ze spokojem, jakby w
pełni akceptując to co widzi. Żadnego oburzenia, żadnego gniewu, nic – w
przeciwieństwie do Quatore’a, któremu w miarę upływu czasu coraz trudniej było
utrzymywać pełną obojętności pozę.
-
Proszę wybaczyć – mówił, marszcząc brwi. – Ale nie życzę sobie takiego
traktowania ze strony zwykłych ma… - ugryzł się w język. Niestety za późno.
-
Zwykłych magów, co?! – Natsu najchętniej odesłałby urzędnika najkrótszą możliwą
drogą do ratusza. Koniecznie w linii prostej i z odpowiednią prędkością.
Laxus
jednak był szybszy. Wstał ze spokojem, obracając się w stronę zarządcy z groźną
miną. Ten cofnął się o krok, jednak zaraz poleciał dalej, odrzucony przez siłę
uderzenia Smoczego Zabójcy. Potrącił po drodze paru strażników, którzy
natychmiast otoczyli chłopaka ze wszystkich stron.
-
Laxus, co ty wyprawiasz?! – Max obejrzał się zdenerwowany. Edvin wylądował na
jednym ze stołów, rozwalając go na kawałki. W gildii zapanowało zamieszanie, a
krzyki i głośne wymiany uwag sprawiły, iż nasilało się ono jeszcze bardziej.
Makarov
wreszcie postanowił się ruszyć. Wolnym krokiem podszedł do zbierającego się z
ziemi i syczącego z bólu. Na jego twarzy malował się taki spokój i
zdecydowanie, jakich nie mógł zaznać już od dawna.
-
Wprawdzie nie powinno załatwiać się spraw przemocą – powiedział, patrząc w
twarz Quatore’a. – Nie powinienem pozwalać na wtrącenie się mojego wnuka w
politykę, jednak chcę byście wiedzieli, iż moja odpowiedź byłaby identyczna.
-
Co?!
-
Mistrzu?!
Erza
odwróciła się gwałtownie w kierunku staruszka, podobnie jak Laxus, który
patrzył na swojego dziadka ze zdumieniem. W oczach Natsu zatańczyły wesołe
iskierki. Edvin tylko uśmiechnął się gorzko, podnosząc się do siadu.
-
Mam nadzieję, że wiesz, co to dla was oznacza – powiedział nie siląc się już na
oficjalny ton.
-
Jak najbardziej.
-
A więc wojna?
W
gildii zapadła cisza. Wszyscy oczekiwali w napięciu na odpowiedź staruszka.
-
Tak – potwierdził Mistrz. – Wojna.
*
Coś
było zdecydowanie nie tak.
To
się czuło – idąc ulicami Krokusu, przyglądając się spokojnym ulicom, nawet
obserwując zwyczajnych mieszkańców tego niezwykle ważnego skądinąd miasta.
Atmosfera tutaj była zupełnie inna niż kilka dni temu, choć Warren nie potrafił
sprecyzować, na czym ta zmiana polega. Podejrzewał, iż stało się to za sprawą
członków Cienia Ducha – stanowili oni od jakiegoś czasu niemalże nieodłączny
element krajobrazu, toteż jakakolwiek modyfikacja w ich zachowaniu mogła
spotęgować to wrażenie obcości i niepokoju. Cieniści zdawali się być od kilku
dni trochę rozproszeni – niby nadal wykonywali swoje obowiązki, jednak nie
rzucali już pogardliwych spojrzeń, nie patrzyli wyniośle na niemagicznych
obywateli i gildyjnych magów. Ich działania były coraz bardziej chaotyczne, a
pojedyncze jednostki zdawały się być dziwnie rozkojarzone. Tak jakby i im
udzielił się ogólny nastrój zdenerwowania, co wydawało się być w tej sytuacji
zupełnie niedorzeczne.
Warren
pokręcił głową, nie mogąc dotrzeć do sedna swoich rozważań, po czym gwałtownie
pochylił głowę, naciągając na nią kaptur. Strażnik pałacu, przed którego nosem
właśnie przechodził, spojrzał na niego z mieszaniną obojętności i umiarkowanego
zdumienia, po czym powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia – wpatrywania się
w jeden punkt w przestrzeni, niewidoczny dla oczu. Mag odetchnął cicho, starając
się nie zwracać na siebie uwagi. Musi być ostrożniejszy.
Tego
również dotyczyły zmiany, które zaszły ostatnio w stolicy Fiore. Wcześniej taka
sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Zwyczajny, szary Cienisty nie powinien
poruszać się sam, a już zwłaszcza nie do pomyślenia było, by oddawał się
swobodnym przemyśleniom na jakiś niedorzeczny temat. To, co wcześniej budziło
czujność strażników, teraz było przez nich zbywane krótkim machnięciem dłoni –
idź dalej, nie obchodzisz mnie, mam większe zmartwienia na głowie. No właśnie –
co mogło spowodować, że członkowie sekty nagle stali się tak… obojętni?
Oczywiście dotyczyło to tylko szarych mas, wyżsi rangą najwyraźniej byli
odporni na tego typu problemy.
Z pobliskiej uliczki wyłoniła się kolejna
ubrana na szaro postać, również pochylona i ponura. W milczeniu dołączyła do
Warrena i od tej chwili szli razem, nie witając się, nie pokazując nawet, że
zwracają na siebie uwagę.
„I
jak?”. Telepatia to naprawdę przydatna rzecz. Można iść w spokoju, udawać, iż
zna się drugiego człowieka jedynie z widzenia bądź też nie, a jedyne co się o
nim wie to to, iż wywodzi się z tej samej organizacji.
„Mistrz
Bobo kazał przekazać, że u nas też zdarzają się podobne przypadki” głos Eve
rozległ się w myślach maga Fairy Tail, mimo iż idąca obok postać nawet nie
otworzyła ust. „Chciał się skontaktować jeszcze z Mistrzem Makarovem, ale nie
mógł do niego dotrzeć.”
„Czyli
możemy jedynie zakładać, że w innych miastach dzieje się to samo” tym razem
była to Sherry, która nagle pojawiła się za plecami obu magów. Wraz z jej
przybyciem całą trójkę otoczyła grupa
zupełnie nieznanych im Cienistych z twarzami skrytymi w cieniach kapturów.
Stało się to zanim którykolwiek z przechodniów zdążył mrugnąć. Jakiś chłopiec obejrzał
się ze zdumieniem, jednak zaraz został pociągnięty dalej przez matkę.
„Mogłabyś
być choć trochę bardziej dyskretna” upomniał ją Warren, patrząc niepewnie na
marionetki. „Myślisz że tak nagłe pojawienie się czegoś nie wzbudzi podejrzeń?”
„Nienawidzę
tych tworów” wzdrygnął się mentalnie Eve, a jego usta, widoczne spod kaptura
wykrzywiły się nieznacznie. „Potwory bez twarzy”.
„Nie
obrażaj moich marionetek” zdenerwowała się Sherry. „Kocham je!”
„Uspokójcie
się” poprosił Warren, którego od tych przepychanek i nieustannych dyskusji
rozlegających się w myślach zaczynała już boleć głowa. Na szczęście było już
niedaleko. Od znajomej kamienicy dzieliła ich już jedynie długość ulicy.
Mężczyzna „mieszkał” tu już od dłuższego czasu, jednak nadal nie potrafił się
przyzwyczaić do pewnych aspektów swojej misji. Niemalże cały czas miał
wrażenie, iż tak naprawdę wszyscy dookoła wiedzą kim jest, a nie ujawniają tego
z tylko sobie znanych powodów.
-
Wy tam! – Usłyszał przed sobą nieprzyjemny głos.
Podniósłszy
głowę, zmartwiał – przed nim stał jeden z Silnych, młodszych członków Cienia
Ducha należących do Pionu Bojowego. Udawało mu się orientować już w tej całej
hierarchii, toteż wiedział, z kim ma do czynienia; wskazywały na to kolor szaty
i jej haft. Ponadto zdawał sobie sprawę, jak nieprzyjemne mogą być konsekwencje
takiego spotkania. Nosiciele tych tytułów byli zwykle dość młodzi i pewni
siebie, a co z tym idzie, także skłonni do zaczepek i lubiący wydawać rozkazy
niższym stopniem od siebie. Warren miał już okazję przekonać się o tym kilka
razy.
-
Do was mówię – powtórzył, kiedy cała trójka (a właściwie siódemka, licząc
otaczające ich marionetki). – Takim jak wy nie wolno łazić tam gdzie nie
trzeba. Wynosić mi się stąd, to nie wasz teren.
-
Czy byłbyś łaskaw Panie uświadomić nas czego dotyczy ta zmiana? – Odezwał się
Eve, starając się, by jego głos brzmiał jak najbardziej uniżenie. Sherry
przewróciła oczami pod kapturem. Wyszło mu raczej kiepsko, gdyż Silny spojrzał
na niego z rozbawieniem wymieszanym z pogardą.
-
Nie muszę wam nic mówić – poinformował ich, machając ręką. – Spadajcie stąd,
ale już.
Warren
miał mętlik w głowie. Obecność przedstawicieli Pionu Bojowego nie oznaczała
niczego dobrego, nie mówiąc już o niebezpieczeństwie zdemaskowania. Zanim
jednak zdążył chociażby spróbować wymyślić cokolwiek, w sąsiedniej ulicy
rozległ się pełen zdumienia okrzyk, po czym główną ulicą przemknęły tysiące
gnanych wiatrem płatków śniegu, atakujących zimnem zszokowanych przechodniów i
nadających tej części miasta nieco zimowej aury. Tyle wystarczyło, by
skutecznie odwrócić uwagę Silnego; zmarszczył on brwi, po czym pobiegł w tamtą
stronę, przepychając się brutalnie między stojącymi magami. Członek Fairy Tail
odetchnął z ulgą, spoglądając na ukrytego pod kapturem Eve.
„Dzięki”
wysłał mu telepatyczną wiadomość, kierując się w stronę drzwi do kamienicy.
„Drobiazg”
usłyszał w odpowiedzi. „Zainteresowanie Cienia jest nam teraz wybitnie nie na
rękę.”
Trzy
kroki, jeden krok… Zgrzyt ciężkiego klucza w drzwiach i widok lichych ścian
oznaczał, iż teraz można już zdjąć te okropne, ciężkie szmaty, w których było
tak niemiłosiernie gorąco i wreszcie porozmawiać w sposób inny, niż wymiana
myśli. Oczywiście nie byli na tyle naiwni, by decydować się na takie ryzyko bez
pewności, iż Cieniści nie mają nawet najmniejszej szansy wpaść na pomysł, iż
gdzieś tu może odbywać się tajne zebranie. Albo że gdzieś tutaj mogą znajdować
się stare, odrapane drzwi, w starej, odrapanej kamienicy.
-
Johna nie ma? – Zapytała Sherry, spoglądając na zgromadzonych już w środku
członków innych, mniej znaczących gildii. W odpowiedzi ujrzała kręcenie
głowami. – Czyżby gonił za miłością?
-
Raczej za Cienistymi – stwierdził Warren, siadając na jednej ze skrzyni.
Spojrzał wyczekująco na resztę. – Komuś udało się dostać do pałacu?
To
było jego tradycyjne pytanie, na które prawie zawsze odpowiedź brzmiała „Nie”
lub „Niewiele brakowało, ale…”. O dziwo, tym razem gdzieś w kącie rozległ się
ciche chrząknięcie i z podłogi podniosła się drobna dziewczyna o prostych
włosach, ściętych niemalże zupełnie na krótko. Długa, jasna grzywka zasłaniała
jej całe czoło, niemalże wpadając do oczu.
-
Udało mi się wejść na moment – wyjaśniła, widząc kierowane w jej stronę,
zdumione spojrzenia. – Potrzebowali kogoś do zaniesienia papierów…
-
Zwykłego szaraka? – Eve wydawał się być kompletnie zdezorientowany. – Przecież
to przeczy wszystkiemu! Nigdy nie pozwoliliby na coś takiego.
-
Co to za papiery? – Zapytała zamiast tego Sherry, marszcząc brwi. – Coś
przydatnego?
-
Udało mi się tylko rzucić okiem ale o ile dobrze się orientuję, raczej nie były
dla nas wiele warte – zaprzeczyła blondynka, przeczesując grzywkę palcami. Często
robiła tak, kiedy była zdenerwowana. – Ale za to usłyszałam rozmowę dwojga Silniejszych,
na szczęście nie zwrócili na mnie uwagi… Mówili coś o rodzinie królewskiej. Że któryś
u niej był albo miał iść zaraz… Nie podsłuchałam zbyt wiele, zaraz musiałam iść
dalej – dodała, usprawiedliwiając się i siadając pospiesznie na podłodze.
Na
chwilę zapadła cisza. Wszyscy w milczeniu starali się przemyśleć na spokojnie treść
informacji, jakich przed chwilą udzieliła im niewysoka czarodziejka.
-
Wnioski nasuwają się dwa – odezwał się Eve, opierając się o ścianę i krzyżując ręce
na piersi. – Cieniści od jakiegoś czasu zachowują się jak dzieci we mgle, a rodzina
królewska raczej nadal jest w pałacu.
~*~
...Tak, wiem.
Poślizg niemalże kosmiczny, za co przepraszam niezmiernie, za swe grzechy żałuję i postanawiam poprawę. O moich wcześniejszych obietnicach zdążyła mi wspomnieć Anonimowa (nick nieznany), za co dziękuję. Czytając ten komentarz wyrzucający mi brak serca, poczułam w sobie nagle determinację i w ten oto sposób możecie czytać rozdział 26. Ale jako niepełnoprawny obywatel mam prawo do obrony, toteż bronić się będę:
1. Pamiętajcie - ja też jestem człowiekiem, choć ostatnio coraz częściej spotykam się z wątpliwościami w tej materii. Ja też jestem w dużej mierze uzależniona od weny (która czasem jest, czasem nie), szkoły (która jest zawsze) i czasu (którego prawie zawsze nie ma). Brak kolejnego rozdziału to nie akt złośliwości, wierzcie mi. Aż tak perfidną istotą nie jestem.
2. Anonimowa wspomniała o "wiernych fankach, usilnie wyczekujących kolejnego rozdziału". Cóż, do levelu "Ducha Świętego" jeszcze nie dobiłam, toteż ocenianie ilości czytelników to jedynie moje strzelanie w ciemno. Żebranie o komentarze czy szantaż jest już mocno passe, ale mimo to uprzejmie proszę o zostawienie co jakiś czas chociażby krótkiej opinii. To daje mi pewny punkt odniesienia do oceny ilości "ludzi, którzy czekają na rozdział" :) A to mocno motywujące, wierzcie mi.
2. Anonimowa wspomniała o "wiernych fankach, usilnie wyczekujących kolejnego rozdziału". Cóż, do levelu "Ducha Świętego" jeszcze nie dobiłam, toteż ocenianie ilości czytelników to jedynie moje strzelanie w ciemno. Żebranie o komentarze czy szantaż jest już mocno passe, ale mimo to uprzejmie proszę o zostawienie co jakiś czas chociażby krótkiej opinii. To daje mi pewny punkt odniesienia do oceny ilości "ludzi, którzy czekają na rozdział" :) A to mocno motywujące, wierzcie mi.
Co do samego rozdziału... Chyba nie jest tak źle, chociaż mam wrażenie, że w rozciąganiu wszystkiego osiągnęłam poziom Luffy'ego. Tak poza tym mój plan zakłada, że od następnego rozdziału ma się zacząć robić poważnie.
...
Jestem przerażona tą wizją D:
No przyznam się, że to mi nie wygląda nadal nawet na połowę całego fanfica, ale ok. Im dłużej, tym lepiej :D Weny życzę, i tobie i sobie... Weekend przyszedł, można już pisać po nocach! :3
OdpowiedzUsuńOj, połowa już chyba za nami :) Tak mi się przynajmniej wydaje...
UsuńJeśli będzie poważnie to jak najbardziej się cieszę :). Wojna!!! To brzmi genialnie w świecie magów :P
OdpowiedzUsuń