niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 25 - "Pretekst"


Sytuacja w gildii była bardziej niż niezręczna.
Z jednej strony trudno było zachowywać się wrogo w stosunku do szukanej tyle czasu kobiety, która do tego była matką tego malca, znalezionego przez Lisannę poprzedniego dnia. Wielu magów odetchnęło z ulgą, ciesząc się niejako z radości Tima, cieszącego się z ponownego widoku rodzicielki. Z drugiej strony nie dało się nie zauważyć ciemnej szaty i znaku Cienia Ducha, do którego obydwoje należeli. Trudno pozbyć się wrażenia, że ma się do czynienia z ludźmi wroga – nawet jeśli należą do niej dziecko i jego młoda jeszcze matka. Dlatego też wszyscy spoglądali na tę parkę ze swojego rodzaju zmieszaniem i niepokojem. Nie wiadomo jak się zachować, nie wiadomo co powiedzieć. Cisza, która na nowo zaległa w gildii po wystąpieniu Natsu, powoli stawała się nie do zniesienia.
On sam zdawał się nie widzieć żadnego problemu. Założywszy ręce za głowę, skierował się w stronę baru, po drodze zgarniając Happy’ego. Zaskoczeni magowie wpatrywali się w beztroskiego towarzysza, który rozsiadł się na jednym ze stołków i najzwyczajniej w świecie zaczął jeść.
- Ty kretynie – syknął w jego stronę Gray, który stał najbliżej. – Nie masz za grosz wyczucia sytuacji, co? Może byś chociaż spróbował ogarnąć tym swoim małym móżdżkiem co się dzieje dookoła ciebie?
Dragneel spojrzał na niego ciężkim wzrokiem, próbując powiedzieć coś z pełnymi ustami. Mira, której również udzielił się dziwny nastrój, zakryła usta dłonią, po czym uśmiechnęła się lekko, jakby z zakłopotaniem.
- Natsu, nie wolno mówić z pełną buzią.
- Właśnie – podchwycił Elfman, odwracając się w stronę siostry. – Prawdziwy mężczyzna dba o maniery.
- Natsu jednak nigdy się nie nauczy… - dodał Makao, starając się nadać swojemu głosowi swobodny ton.
Ta zupełnie błaha wymiana zdań, zupełnie sztuczna, jakby wziąć pod uwagę realia panujące w gildii, znacznie poprawiła sytuację. Coraz mniej magów spoglądało na klęczącą na środku pomieszczenia Cienistą, szmer rozmów stawał się głośniejszy z chwili na chwilę. Nie minęły nawet dwie minuty, a na Tima i jego matkę nie zwracał już uwagi nikt. Nikt nie spoglądał w ich stronę, wszyscy powrócili do swoich zajęć, śmiejąc się, dyskutując i traktując siedzących na posadzce członków sekty jak powietrze. Wiele uwagi poświęcano Juvii, która dopiero co wróciła ze szpitala. Wszyscy towarzysze cieszyli się z jej powrotu, wypytując o stan zdrowia. Jedynie Mistrz Fairy Tail zeskoczył ze swojego miejsca na blacie, po czym podszedł do Cienistych, zakładając ręce do tyłu. Kobieta spojrzała na niego z obawą, jakby bała się słów, które mogą paść z jego ust. Sporo niższy od niej staruszek patrzył na nią z powagą, marszcząc brwi.
- Dobrze, że udało wam się odnaleźć – mówił, ważąc słowa. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad wszystkim, co chciałby w danym momencie powiedzieć. – Nikt nie chowa do was urazy ani niczego nie oczekuje. Odejdźcie w pokoju.
Mały Tim spojrzał na Mistrza wielkimi jak spodki oczami. Nie potrafił zrozumieć nic z tego, co mężczyzna do niego mówił. Doskonale wiedział, że Fairy Tail bynajmniej nie należy do najcenniejszych przyjaciół Cienia Ducha, wiedział, iż stoi ona po zupełnie innej stronie. Jednakże w ciągu tych kilkunastu godzin, jakie tutaj spędził, doświadczył wiele dobrego ze strony tych ludzi. Wszyscy byli dla niego mili, nikt nie próbował się na nim mścić ani go wyrzucić. Nie pojmował wobec tego, dlaczego gildyjni zaczęli się tak nagle dziwnie zachowywać.
Na szczęście jego matka wiedziała.
Jej oczy rozbłysły nadzieją, a głowa pochyliła się w dziękczynnym ukłonie. Nadal przyciskając Tima do piersi, wstała, jeszcze raz kłaniając się i szepcząc słowa podziękowania. Jej synek nie potrafił zrozumieć świata dorosłych, jednak ona zdawała sobie sprawę, że to wcale nie musiało się skończyć tak szczęśliwie. Że Fairy Tail nie miało żadnego obowiązku ich wypuszczać, ani – tym bardziej – pomagać.
- Czekaj no, staruszku – zza jej pleców odezwał się mocny, męski głos. Kobieta odwróciła się gwałtownie, instynktownie mocniej przytulając synka. Postać, którą zobaczyła tuż za sobą bynajmniej nie wyglądała przyjaźnie. Wysoki, postawny młodzieniec o jasnych, potarganych włosach i słuchawkach zawieszonych na szyi patrzył na nią ni to ze złością, ni to z obrzydzeniem. Zarzucony jedynie na ramiona płaszcz jeszcze bardziej dodawał mu powagi. Matka rozpoznała go od razu – każdy w Cieniu Ducha kojarzył już ten wygląd, to nazwisko. Laxus Dreyar, wybraniec Wyroczni.
Teraz stał tu przed nią, mierząc nieprzyjaznym wzrokiem całą jej postać. Był synem Mistrza Fairy Tail, niegdyś wygnanym za spowodowanie walk wewnętrznych w gildii. Cienista nie miała pojęcia, na jak dużo może sobie pozwolić, jednak oczywiste było, iż jego zdolność pobłażania jest znikoma.
- Zamierzasz ją wypuścić ot tak? – Zapytał młodzieniec, zbliżając się do dziadka. Przechodząc obok kobiety, trącił ją ramieniem. – Członkinię tej cholernej sekty, która na dodatek jest nam winna poważną przysługę? Skretyniałeś do reszty?
Makarov spojrzał na niego spode łba.
- Nie prosiłem cię o opinię, Laxus.
- A ja o twoje pozwolenie – prychnął wnuk.
Chwycił matkę za rękaw szaty, po czym przyciągnął bliżej. Tamta krzyknęła, nie mniej przestraszona od swojego syna, który spoglądał na strasznego maga z przerażeniem w oczach. Znajdujący się w pomieszczeniu gildyjni nie byli w stanie dalej udawać, że nic nie widzą i nie słyszą. Obracając się na krzesłach i urywając rozmowy, obserwowali scenę rozgrywającą się pośrodku Sali.
- To jest jedna z nich, a ty chcesz ją puścić bez żadnego przesłuchania?
- Puść ją, Laxus – powiedział dziadek, patrząc na chłopaka groźnie.
- Chyba żartujesz…
- Puść ją, powiedziałem – powtórzył Mistrz, podnosząc głos. W gildii zaległa cisza, nawet Cana przestała w tym momencie pić. Napięcie w gildii było tak silne, że nie dało się go nie wyczuć.
Smoczy Zabójca Błyskawic odczekał kilka sekund, po czym odepchnął kobietę, prychając i przeklinając upartego dziadka. Cienista zatoczyła się, upadając na kolana. Czarny płaszcz zafurkotał w powietrzu, kiedy Laxus obrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia. Po krótkiej chwili w całym pomieszczeniu dało się słyszeć potężny huk zatrzaskiwanych drzwi. Mira odetchnęła z ulgą, podobnie jak Makarov, który potarł skronie, jakby cała ta rozmowa niezmiernie go zmęczyła.
- Nie potrafię wam nic powiedzieć – odezwała się matka Tima, podnosząc się z podłogi i stawiając synka na ziemi. – Chociażbym chciała, nie potrafię nic powiedzieć. Jestem jedynie szarym członkiem, nie wiem wiele więcej niż wy. Osobom z moim poziomem wtajemniczenia przekazuje się tylko niezbędne minimum – mówiła, jakby chcąc się usprawiedliwić. Jej głos był przestraszony.
Mistrz machnął ręką, przerywając jej wywód.
- Nikt nie oczekuje od ciebie, żebyś mówiła cokolwiek – stwierdził, patrząc w bok. – Idź już.
- Właśnie, chodź – odezwał ktoś, stojący tuż przy drzwiach gildii. – Ile można czekać.
Kilka osób znajdujących się najbliżej wejścia odwróciło się. Na twarzach niektórych widać było zdenerwowanie i cisnące się niemalże na ustach „Co znowu?!”. Zaraz jednak wyraz ten zmienił się w zaintrygowanie, a po chwili także zdziwienie. Siedzący nadal przy barze Natsu drgnął na sam dźwięk tego głosu, po czym gwałtownie się obrócił, przerywając w pół zdania. Zbyt dobrze znał jego właścicielkę, by teraz siedzieć spokojnie. Była jedyna osoba, którą spodziewał się zobaczyć przy wrotach gildii. Cienista również spoglądała w tę stronę, zakrywając usta dłonią w niemym geście zaskoczenia.
O framugę opierała się niezbyt wysoka, ale też nieszczególnie niska dziewczyna, ubiorem nieodróżniająca się od reszty mieszkańców Magnolii – uwagę przyciągały jedynie przyczepione do pasa futerały na różnej wielkości ostrza. Krótka fryzura w kolorze jasnej zieleni nadawała jej nieco zawadiacki wygląd, a złote oczy spoglądały kpiąco na zebranych. Makarov zmarszczył brwi, a w gildii rozległy się tłumione szepty.
- Co to za jedna? – Gray stał oparty o bar, trzymając ręce w kieszeniach i obserwując całą scenę bez zbytniego zainteresowania.
Erza patrzyła na nowoprzybyłą spod zmarszczonych brwi. Miała złe przeczucia co do tej dziewczyny. Już sam fakt, iż zna przebywającą w gildii Cienistą wydawał się być podejrzany.
- Nie mam pojęcia… - Pokręciła głową przecząco, opierając ręce na biodrach. – Chociaż myślę, że powinniśmy być co do niej ostrożni… - Nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy tuż obok niej wyczuła nagły wybuch gorąca. Odwróciwszy się, ujrzała rozzłoszczonego do granic możliwości Natsu.
- Oddech Ognistego Smoka!
Kłąb płomieni pomknął w kierunku wrót i opierającej się o nie dziewczyny. Stojący najbliżej Tima i jego matki magowie odepchnęli ich szybko, starając się uchronić ich przed strumieniem ognia. Wprawdzie nie znajdowali się bezpośrednio na linii ataku Dragneela, ale zdecydowanie bezpieczniej było być znacznie poza jego zasięgiem. Nieznajoma odskoczyła, przedtem kopniakiem otwierając szeroko drzwi. Wymierzony w nią atak przeleciał przez nie i wydostał się na ulicę, strasząc przechodzących nią mieszkańców. Zaskoczeni ludzie odskakiwali do tyłu, wpadając na siebie i popychając, jednak na szczęście nikt nie znajdował się na linii ognia. Mimo to, cała sytuacja była bardzo niebezpieczna.
- Natsu, kretynie! – Zdenerwował się Gray, szarpiąc towarzysza za ramię. – Odbiło ci kompletnie?!
- Przestań w tej chwili! – Erza również przyłączyła się do prób uspokojenia przyjaciela. Widać było, iż nie jest zbyt zadowolona z jego zachowania, a mówiąc mniej delikatnie, była wściekła.
Chłopak jednak zdawał się nie słyszeć ani jednego kierowanego do niego słowa. Jego szczęki były zaciśnięte, a oczy szeroko rozwarte, pełne gniewu. Wpatrywały się w ubraną na czarno postać, która po udanym uniku przykucnęła na jednym ze stołów, strasząc siedzących przy nim magów. Na jej twarzy nadal było widać kpiący uśmiech.
- No proszę, Dragneel – odezwała się, wstając i krzyżując ręce na piersi. – Ciebie też miło widzieć.
Wszystkie oczy zwróciły się na Smoczego Zabójcę. Także członkowie jego drużyny posłali mu pełne zaskoczenia spojrzenia.
- Znasz ją?
Jedynie Cienista nadal spoglądała na stojącą dziewczynę, nie odzywając się ani słowem. Tamta zauważyła jej wzrok i uniosła brew.
- Avis Grellar – kobieta wyprostowała się, przyciągając Tima do siebie. – Avis Celin.
Teraz to na nią skierowane były wszystkie oczy, teraz to jej zdezorientowani zebrani przyglądali się w zdziwieniu. Jedynie Natsu pozostał w swojej pozycji, dalej świdrując wzrokiem przybyłą.
- Jeśli to wszystko, co zamierzałaś mi powiedzieć, to zamknij się z łaski swojej – odpowiedziała zabójczyni, odgarniając grzywkę z czoła. – Wiem jak się nazywam.
- Co ty tu robisz? – Matka postąpiła krok do tyłu, wpatrując się w Avis. – Powinnaś była… Powinnaś była już dawno… - Zamilkła gwałtownie, widząc groźny błysk w złotych oczach. Wyraz twarzy ich właścicielki zmienił się z kpiącego na zdenerwowany.
- Można powiedzieć – wycedziła powoli, marszcząc brwi. – Że awansowałam…
 Większość magów zupełnie nie zdawała sobie sprawy o co chodzi w tej osobliwej scenie. W przeciwieństwie do Natsu, nie mieli oni wcześniej styczności z Avis, nie posiadali też o niej informacji, jakimi dysponowała obecna w Sali Cienista. Wszyscy znali ją jedynie ze słyszenia. Niewiele osób rozumiało cokolwiek z tej rozmowy. Prawdę mówiąc, najprawdopodobniej było ich mniej niż trzy, z czego dwie to matka Tima i dopiero co przybyła dziewczyna. Mistrz przysłuchiwał się im w milczeniu, dopóki nie postanowił wkroczyć.
- Kim jesteś? – odezwał się, nie zwracając uwagi na wściekłego Natsu, ani nie mniej zdezorientowaną resztę. Z racji swojego niedużego wzrostu musiał zadzierać głowę, by spojrzeć w twarz stojącej na stole Avis.
- Jakim prawem zakradasz się do naszej gildii? – Dodała swoje pytanie Erza, podchodząc bliżej Makarova. Jej oczy błyszczały groźnie, a mina nie zwiastowała niczego dobrego.
- Nigdzie się nie zakradałam – odpowiedziała bezczelnie tamta, krzyżując ręce na piersiach. – O ile się nie mylę, nie przekroczyłam progu dopóki ten tam mnie do tego nie zmusił – dodała, wskazując palcem stojącego nieopodal Dragneela. Na jej twarzy zatańczył lekki uśmieszek. – Znowu chcesz walczyć? O ile się nie mylę, ostatnim razem nie udało się tobie zmusić mnie do wyjawienia czegokolwiek…
Chłopak prychnął kpiąco. Doskonale pamiętał walkę w ratuszu, tak samo jak pamiętał powód swojej wizyty tam. To był ten dzień, w którym Wendy wróciła do gildii po „przesłuchaniu” w stanie wręcz dramatycznym. Chcąc dokonać zemsty, Natsu wdarł się do budynku władz miasta i zrobił tam naprawdę niezłe zamieszanie. Jednak najcięższą walkę stoczył w gabinecie Edvina Quatore’a – umiejętności Avis znacznie odbiegały od ludzi, z którymi przyszło mu walczyć na niższych piętrach ratusza.
- Udało ci się, bo twój kolega ci pomógł! – Stwierdził, zapalając płomienie na dłoniach. – Tym razem jednak nie masz kogo wołać na ratunek. Pokonam cię na równych zasadach!
- Spokój, Natsu – nakazała mu Tytania, zagradzając mu drogę ramieniem. – Dowiedzmy się najpierw czego chce.
- Jesteś wysłannikiem Cienia Ducha? – Pytał dalej Makarov, stojąc z założonymi rękami. – Jeśli odpowiedź brzmi twierdząco, nie dziw się, że wszyscy tutaj są wrogo nastawieni. – Widać było, że próbuje zachować spokój, jednak najwidoczniej przychodziło mu to z trudem.
- Przyszłam po nich – Avis najwyraźniej stwierdziła, iż nie ma sensu dalej bawić się w podchody. Ruch ręki wskazującej na dwoje Cienistych był swobodny, jednak w jej głosie było coś niepokojącego. Coś, co sprawiło, że kobieta cofnęła się o krok. – Chociaż właściwie… - ciągnęła, opuszczając dłoń – …przyszłam popatrzeć na przedstawienie. Edvin i tak zaraz tu będzie.
- Edvin? Ten urzędnik? – Wszyscy magowie zaczęli szeptać między sobą. Mistrz zmarszczył brwi, a zaniepokojony sytuacją Grey podszedł bliżej, jakby licząc, iż zrozumie więcej, jeśli dystans między rozmawiającymi się zmniejszy.
Zanim jednak ktokolwiek zdążył coś odrzec, rozległo się głuche pukanie do drzwi.
*
Mag Zapomnienia kluczył wśród siatki pustych korytarzy, wsłuchując się w odgłos własnych kroków. Tutaj, w jednej z najdalej położonych grot przeistoczonego w twierdzę i bazę Kamieniołomu rzadko można było spotkać jakiegokolwiek przechodnia. Była to strefa Wyroczni, do której mieli dostęp jedynie najbardziej zaufani i zasłużeni. Hill miał szczęście się do takich zaliczać – dlatego też mógł iść teraz bez obawy, iż spadnie na niego gniew przywódczyni Cienia Ducha. Wręcz przeciwnie, spodziewał się w miarę ciepłego (oczywiście jak na osobę nie schodzącą nigdy z tronu) przyjęcia. Kobieta będąca jego panią była ostatnio targana licznymi wątpliwościami i zmartwieniami. Sprawa Laxusa Dreyara nie dawała jej spokoju, martwiły ją także wizje, które według obliczeń, powinny się były już dawno spełnić. Jej rozchwianie odbijało się znacznie na sytuacji wewnętrznej w organizacji, a temu należało jak najszybciej zaradzić. Najprawdopodobniej z tego właśnie powodu Fairy Tail nie zostało jeszcze zrównane z ziemią, a należący do niego magowie robili co im się żywnie podoba, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji.
Fairy Tail…
Hill zmarszczył brwi, co w połączeniu z nieodłącznym uśmiechem dało dość zaskakujący efekt. Nie było to jednak jego zmartwieniem, jako że był sam jeden w labiryncie korytarzy. Sprawa gildii natomiast irytowała go niezmiennie od samego początku – niechęć ta wzmogła się jeszcze z powodu wydarzeń mających miejsce ostatniego dnia. Walka z Natsu Dragneelem nie dość, że znacznie nadszarpnęła jego reputację, to jeszcze przyniosła wiele dokuczliwych ran, które mimo działań lekarzy nadal dawały się mu mocno we znaki. Już od dawna marzył, by Wyrocznia zdecydowała się wreszcie zrobić coś z tym zbiorowiskiem najgorszych awanturników w całym Fiore, jednak teraz życzenie to wspięło się na szczyt listy jego priorytetów.
„Cholerne Fairy Tail” pomyślał, skręcając w ostatni korytarz. „Gdyby tylko Wyrocznia wyraziła zgodę…” nie zdążył dokończyć tej myśli, gdyż oto stał przed drzwiami prowadzącymi do jej głównej siedziby, już pukał, już anonsował swoje przybycie. Kiedy jednak wrota rozwarły się, a on zamiast pochylić natychmiast głowę w uniżonym ukłonie, spojrzał nieopatrznie w górę, zapomniał zupełnie o wszystkich zasadach okazywania szacunku, jakich trzymał się do tej pory.
Tron był pusty.
Początkowa panika ustąpiła ogromnemu zdziwieniu, kiedy ujrzał liderkę organizacji snującą się po całym pomieszczeniu wraz z ciągnącymi się za nią szatami. Ta dziewczyna, posiadająca obecnie status boga i najwyższej kapłanki wśród swoich najgorętszych wyznawców chodziła po całej Sali, mrużąc powieki i układając ręce, jakby w modlitwie. Hill nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jak żył, nigdy nie widział Wyroczni w takim stanie.
- Pani… - udało mu się wykrztusić, kiedy początkowy szok minął.
Dziewczyna spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, jakby nie potrafiła sobie przypomnieć, z kim ma do czynienia. W sumie nie byłoby to takie dziwne, skoro przez większość czasu miała okazję oglądać swoich służących jedynie z wysokości tronu. Zaraz jednak w jej oczach pojawił się błysk rozwiązania i kapłanka podeszła do niego szybkim krokiem, co maga przeraziło jeszcze bardziej. To nie była Wyrocznia, którą znał.
- Co z Dreyarem? – Zapytała tamta, kiedy tylko znalazła się wystarczająco blisko. – Zrozumiał? Jakieś wieści? Mów! – Rozkazała niecierpliwie, wpatrując się w mężczyznę przeraźliwie ciemnymi, podkrążonymi oczami, dotychczas zasłoniętymi grzywką.
- Niestety, nadal żadnych efektów… - odezwał się Hill, cofając się nieznacznie i starając się uśmiechem odwrócić uwagę od swojego zakłopotania.
Przywódczyni Cienia Ducha odwróciła się od niego gwałtownie, po czym wyrzuciła ręce w górę i wydała dziwny dźwięk, stanowiący coś pomiędzy jękiem a szlochem. Długa szata rozpostarła się na podłodze, kiedy jej właścicielka upadła na kolana.
- Czemu wszystko jest nie tak? – Pytała dziewczyna, zaciskając długie palce na włosach. – Moje wizje… Moje wizje były bezbłędne! Jakim cudem… Jak…?
Mag stał w milczeniu, powoli rozważając jej słowa i zachowanie we własnym umyśle. Nie był ślepo wierzący, ani też straceńczo oddany jak niektórzy (warto by było wspomnieć chociażby Stellę), toteż jego zdolność logicznego pojmowania nadal funkcjonowała jak należy. Starając się znaleźć jakiś związek między słowami Wyroczni, a wcześniejszymi wydarzeniami, zastanawiał się jakim cudem, ta silna kobieta, zdolna do prowadzenia tak licznego ludu do zwycięstwa może zachowywać się w podobny sposób. Rozum podpowiadał mu, iż nie można wymagać zbyt wiele od człowieka w tym wieku, jednak szybko odrzucił tę myśl. To nie był zwyczajny człowiek. To była Wyrocznia.
Nie dało się jednak ukryć, że coś było nie tak. Mężczyzna doskonale wiedział o wizjach Wyroczni, jej przepowiedniach i niezachwianej pewności w dziedzictwo Arcymaga. Zdawał sobie również sprawę, iż ostatni z jej snów, dotyczący Smoka mającego stanąć u jej boku, bynajmniej nie miał zamiaru spełnić się w rzeczywistości. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy. Liderka organizacji mogła działać pewnie i bez zastanowienia dopóki mała oparcie w swych przepowiedniach. Teraz, kiedy nie mogła zaufać tej chwiejnej podstawie, z pewnością czuła się, jakby traciła grunt pod nogami.
Kalkulując nieustannie, Hill podszedł do dziewczyny, po czym pomógł jej się podnieść. Prowadząc ją delikatnie w stronę schodów stanowiących drogę na tron, starał się ją uspokoić.
- Pani, nie można się tak zamartwiać – przemawiał łagodnie, uśmiechając się nieustannie. – Jesteście, Pani, spadkobiercą samego Arcymaga, maga nad magami. Nie można tracić zaufania w to, co jest więcej niż pewne. Lud wierzy w ciebie, Pani.
- Ale Dreyar! – Rozpaczała dalej Wyrocznia, krocząc powoli i chwiejnie. – Dreyar powinien… Powinien być już po mojej stronie!
Mag zastanawiał się, jakim cudem charakter jego przywódczyni mógł się zmienić w ten sposób w tak krótkim czasie. Jakim cudem kapłanka, wierząca w swe przekonania najgoręcej z całego Cienia Ducha mogła zachowywać się… w ten sposób?
- Oczywiście, że powinien – kontynuował, prowadząc dziewczynę po kolejnych stopniach. – Wobec tego musiało się zdarzyć coś, czego Arcymag nie przewidział. Coś, co Szanowny Acalin uznał za nic nie znaczący szczegół, który w rzeczywistości mógł okazać się kluczowy.
- O czym mówisz? – Wyrocznia zatrzymała się, spoglądając w jego stronę.
- Co nieustannie przeszkadza nam w osiągnięciu celu? Co zatrzymuje Smoka, trzymając go w szponach Nieuświadomienia? Myślę, że znacie już odpowiedź, o Pani, ba! Znaliście ją jeszcze zanim zadałem to pytanie.
Kapłana zamilkła, spuszczając głowę. Również Hill nie powiedział ani słowa więcej, trwając w niemym oczekiwaniu. Był niemalże pewien, że jego słowa przyniosą rezultat. W milczeniu doprowadził Wyrocznię do połowy schodów, skąd sama doszła do pustego tronu, by ponownie zająć na nim miejsce. Kiedy mag spojrzał na nią ponownie, znów ujrzał liderkę niezwyciężonej organizacji. Odzyskała zaufanie, odzyskała grunt pod nogami.
- Pretekst, o Pani – odezwał się, stojąc przy wyjściu. Uśmiechając się niezmiennie, spoglądał na Wyrocznię kątem oka, starając się przewidzieć jej czyny. – Wystarczy pretekst.
- Pretekst – powtórzyła kapłanka, swoim dawnym, niewzruszonym głosem. – A więc znajdź go.
~*~
Uff... Długo zajęło mi zabranie się za ten rozdział. Nie chodziło nawet o brak pomysłu (na tę chorobę jeszcze, Wenie niech będą dzięki, nie zdążyłam zapaść), ale o zupełną blokadę twórczą. Straszne, jak to człowieka potrafi dopaść. Niemniej rozdział nawet mi się podoba, choć żałuję, iż nie był choć trochę dłuższy.

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładnie piszesz, jednak żeby cokolwiek przeczytać, musiałam powiększać stronę, bo jestem ślepa jak kret, a te literki takie małe xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję uprzejmie i kłaniam się nisko :) Co do literek - będę musiała chyba zasięgnąć rady u jakiegoś fachowca, bo w rozwiązaniu tego problemu nawet wujek Google nie potrafi mi pomóc. A też mi to przeszkadza, bo wada wzroku niemała...

      Usuń
  3. Jestem na ciebie zła... przez ponad miesiąc nic nie napisałaś potem wrzuciłaś rozdział z obietnicą w miarę szybkiego napisania i kolejny miesiąc czekamy aż się obudzisz ;_; prawie zwariowałam czekając naprawdę ciężko się oderwać od tego opowiadania - genialny pomysł na fabułę a rozdziały świetnie napisane więc czemu nas(czyt. wierne fanki) tak torturujesz ;(((((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaprawdę powinnam usiąść gdzieś w kącie i poklęczeć sobie na grochu jednocześnie tłukąc w klawiaturę po nocach. Sprawa tak gorsząca, że nawet żadnej porządnej wymówki nie potrafię wymyślić. Nawet napisać, że ja też mam życie nie mogę, bo nie mam. Jedyny powód jaki mi do głowy przychodzi to to, że zaczęłam w międzyczasie pisać coś innego co jest już ostatecznym aktem bezczelności z mojej strony.
      Kłaniam się nisko i proszę o wyrozumiałość dla mojej skromnej osoby. Postaram się wrzucić rozdział, w miarę moich nieokreślonych możliwości, jak najszybciej.

      Usuń
  4. Hmmmm... Fairy Tail znowu dostanie po tyłku, jak mniemam??? Ten Hill to jakiś chory człowiek!!! Zachowuje się jak dzieciak, któremu zabrano zabawkę...

    OdpowiedzUsuń