środa, 31 października 2012

Rozdział 18 - "Błahe rozmowy"

Słońce tego dnia świeciło wysoko tak, jakby chciało usprawiedliwić się po deszczowej pogodzie, jaka utrzymywała się ostatnio. Nie oznacza to jednak, iż nad Magnolią tyle czasu wisiały ciemne chmury – przebłyski promieni słonecznych zdarzały się nawet często, jednak trwały tylko parę chwil. Po tych krótkich momentach gasły nagle, zduszone przez deszcz.
Dziś jednak było inaczej – ciepło i światło zalewały miasto od samego ranka, wprawiając mieszkańców w dobry humor niemalże automatycznie. Dzieci, zamknięte w domach podczas brzydkiej pogody, teraz biegały radośnie, inicjując coraz to nowe zabawy.
Nie wszyscy byli w dobrym nastroju – wyjątkami mogli być tu na pewno członkowie sekty, których i tak rzadko można było zobaczyć uśmiechniętych. Z marsowymi minami odprowadzali nieprzyjaznym spojrzeniem każdego członka Fairy Tai, którego mijali, a czasem także i sam budynek gildii, w przypadkach, kiedy zdarzało im się niechcący przejść obok. Mając wgląd na ostatnie wydarzenia, byłoby to nawet zrozumiałe – kolejny plan legł w gruzach, a upierdliwi „gildyjni” magowie wili się jak piskorze, wykorzystując w pełni pozostawioną im nie wiadomo dlaczego wolność.
Niezbyt przyjaźnie nastawiona do życia była tego dnia także Avis – obcięcie wypłaty, w dodatku przez jakiegoś podrzędnego, pożal się Boże, polityka w żadnych warunkach nie wpłynęłoby na nią najlepiej. Poza tym, spodziewanie się po niej sympatycznego uśmiechu oraz wesołego głosu z tak błahego powodu jak słońce, byłoby co najmniej nierozsądne.
Niemniej, dziewczyna całkiem nieźle się bawiła. Biegnąc brukowanymi ulicami miasta i słysząc za sobą dyszenie swoich „pracodawców”, z rozbawieniem musiała stwierdzić, iż w berka grała dziś po raz ostatni całe lata temu. To nawet ciekawe, taki spontaniczny powrót do dzieciństwa.
Wyjaśniając całą sytuację należałoby wspomnieć, jak członkom Cienia Ducha nie spodobała się akcja napadu na władze miasta podczas parady. Tym razem to oni pragnęli zemsty – choć sprawa dotyczyła jedynie co odważniejszych i bardziej krewkich Cienistych, stojących dodatkowo dość nisko w hierarchii. Większości Dostojników i prawie wszystkim z Pionu Bojowego było absolutnie wszystko jedno, co dzieje się z tzw. „urzędniczynami”. Na Avis, która w ogólnym mniemaniu niższych warstw „zdradziła”, patrzyli jedynie z leniwą pogardą i irytacją, nie podejmując żadnych poważniejszych w skutkach kroków. Inaczej z pojedynczymi grupami „szarego” ludu – ci, postanowili dać płatnej zabójczyni nauczkę. Lub przynajmniej próbowali to zrobić.
Niestety, dziewczyna odznaczała się o wiele lepszą kondycją od prawie każdego z niedoszłych napastników. Nie miała ochoty tracić energii na walkę z nimi, więc wybrała najprostsze rozwiązanie – ucieczkę. Potrafiła być ona zresztą całkiem przyjemna – zwłaszcza ze świadomością, iż ucieka się przed niezbyt silną grupą, której dodatkowo wydaje się, że coś umieją.
Avis dopadła rynny jednego z wyższych budynków w mieście, który właśnie mijała i zaczęła wspinać się po niej jak po linie, z zawrotną szybkością przemieszczając się do góry. Kiedy dotarła do jednego z szerszych parapetów, rozsiadła się na nim wygodnie, po czym spojrzała z satysfakcją na pogoń, która pozostała na dole.
- I co? – zakpiła, opierając ręce na kolanach. – Koniec? Chodźcie tu do mnie, naprawdę świetnie się bawię!
Słysząc rzucane w nią przekleństwa, jedynie roześmiała się, machając napastnikom na pożegnanie i wspinając się na dach. Miała zamiar przedostać się po nim na kolejny budynek, a z niego na jeszcze kolejny, jednakże zamiast tego położyła się na plecach i spojrzała w niebo, osłaniając ręce od słońca.
- Nudy – stwierdziła, przekręcając się na bok i sięgając ręką po materiał leżący przy kominie. Jakiś czas temu zostawiła tu bluzę, którą znalazła na sobie po ocknięciu się z narkozy spowodowanej trucizną Stelli. Nie pamiętała, czy dostała ją od kogoś, czy też sama ją założyła, jednak na wszelki wypadek postanowiła to zatrzymać. Raczej odrzucała pierwszą możliwość – nie miała nikogo, kto mógłby się o nią troszczyć – jednak myślenie o tym nawet sprawiało jej pewną przyjemność.
Od niechcenia sięgnęła do kieszeni bluzy. Zaskoczona wyciągnęła z niej jakiś papier, poskładany kilka razy. Z powodu deszczu był on nieco wilgotny, podobnie jak samo ubranie ale co nieco dawało się jeszcze odczytać.
- Coś dla Jeta… - przeczytała na głos Avis, mrużąc oczy i podnosząc kartkę do światła. – Coś tam owoce… Coś tam Droy… Maść dla… Mitcha? Mistrza… Maść dla Mistrza.
Zaraz, chwila.
Pod wpływem nagłej myśli, opuściła gwałtownie rękę, kładąc ją razem z bluzą na dachu. Wiatr wyrwał jej spomiędzy palców kartkę i porwał gdzieś w dół. Dziewczyna jednak nawet nie zwróciła na to uwagi. Spojrzała na swoją dłoń, po czym przyłożyła ją powoli do czoła, zasłaniając oczy.
Pięknie. Uratowała ją gildyjna.
Po prostu super.
*

- Od kiedy Cień Ducha przejął nasz kraj, Era zupełnie zamilkła. – powiedział Shitou Yajima, opierając się łokciem o blat stolika i spokojnie ćmiąc fajkę.
Restauracja 8Island nie była tego dnia zbyt zatłoczona. Przy stolikach siedziała jedynie grupa młodzieży, konwersująca wesoło z przemiłą, ubraną krótki fartuszek kelnerką, oraz jakiś człowiek w długim płaszczu, siedzący nad jedną filiżanką kawy kolejną godzinę, najwidoczniej pochłonięty lekturą gazety. Dwóch przyjaciół mogło sobie wobec tego pozwolić na pogawędkę przy barze, nie narażając przybytku na jakieś straty. Makarovowi bardzo zależało na rozmowie z Shitou, który jako dawny członek Rady posiadał więcej informacji od jego samego. Oboje mężczyźni siedzieli teraz przy jednym ze stołów, Yajima – paląc, a Makarov patrząc się ponuro w blat.
Nie pamiętał, żeby Shitou palił zbyt często – działo się tak jedynie podczas większych kryzysów świata magii, kiedy troska jego przyjaciela o przyszłość kraju była większa niż zazwyczaj. Od czasu pojawienia się sekty, za każdym razem, kiedy miał okazję spotkać Yajimą, ten zawsze pojawiał się z nabitą tytoniem fajką. Widać było, iż podchodzi do sprawy bardzo na serio, a jego zmartwienia nie wiążą się jedynie z koniecznością spłaty podatków oraz dochodami restauracji.
- Można by pomyśleć, iż Rady Magii już nie ma. – stwierdził Mistrz Fairy Tail, krzyżując ręce na piersi. – Już tyle czasu minęło, a ci nadal nic nie zrobili.
- Nie mogą, Maki. – odparł tamten, wydmuchując przez usta okrągłe kółko dymu. – Chociażby chcieli, po prostu nie mają możliwości.
- Niemożliwe, przejęli także Radę? – spytał nieco podniesionym głosem Makarov, zwracając uwagę gości przebywających w lokalu. Zaraz jednak z powrotem ściszył ton, starając się opanować niepokój. – Przecież drugi taki przypadek…
- Byłby zupełnie kompromitujący, prawda. – zgodził się Shitou, wyciągając fajkę z ust i kiwając nią w kierunku przyjaciela. – To podważałoby całą działalność Rady na przestrzeni lat.
Faktycznie, była już kiedyś taka sytuacja – podczas realizacji spisku Siegraina i Ultear, którzy później okazali się być zdrajcami. Infiltracja tego urzędu była wielkim ciosem dla całego zgromadzenia, które po wydarzeniach związanych z budową Rajskiej Wieży zostało całkowicie przeorganizowane oraz zreformowane (co wiązało się także z koniecznością remontu całej zniszczonej siedziby). Drugi taki przypadek mógłby okazać się decydujący – nad Radą zawisłoby widmo rozwiązania.
- Jednak tym razem nie sądzę, żeby chodziło o coś podobnego. – powiedział staruszek, opierając głowę na ręce. – Rada ma związane ręce, gdyż pozbawiono ją jedynego organu, dzięki któremu mogła cokolwiek zdziałać. Bez niego jest niczym, co odbija się też na jej działalności.
- Mówisz o wojsku? – Mistrz zmarszczył brwi. – Nie wierzę, żebyśmy mieli aż tylu zdrajców…
- To raczej niemożliwe. – zaprzeczył Yajima, zaciągając się dymem. – Wojsko nie istnieje bez przywódców – wystarczy te kilka osób, by zmanipulować całość. Nawet jeśli się z czymś nie zgadzają, mają możliwość albo to przemilczeć, albo odejść, godząc się z groźbą ścigania. Rycerze Run wprawdzie służą jedynie Radzie, ale mimo to, nie są w stanie zdziałać zbyt wiele.
- A co z królem?
- Zadajesz niebezpieczne pytania, Maki. – ostrzegł go przyjaciel, nachylając się do niego i pokazując mu, by też się przybliżył. – Króla nie ma. Ty i twoja gildia… Nie tylko twoja zresztą, może jeszcze zachowaliście zdolność trzeźwego myślenia i patrzenia w przeszłość. Ja jako kucharz mam okazję dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o ludziach. O tym, co gildiom wolno, czego nie, a o czym nie powinno się mówić. Król jest jednym z tych tematów i lepiej się go wystrzegaj.
- Armia przejęta, mieszkańcy całego Fiore albo otwarcie się sprzeciwiają, albo starają się dostosować… Nawet Rada nie może nic zrobić. – stwierdził z rozgoryczeniem Mistrz, przykładając dłoń do skroni. – To wszystko brzmi tak niedorzecznie, jak przyrównać to do jednej, małej religii…
- To oficjalna wersja. – zwrócił mu uwagę staruszek. – Wprawdzie nie widzę na to zbyt wielkich szans, ale kto wie, jeszcze wiele może się zmienić… Jeśli jednak chcesz pomocy, nie szukaj jej w Radzie. Ona i tak niedużo w obecnej sytuacji może zrobić, a sam twój widok może obudzić w niej wrogość. Nikt nie lubi przyznawać się do błędu.
Makarov wstał od stolika ze zmartwioną miną. Miał nadzieję na uzyskanie choćby drobnego wsparcia od tego urzędu. Wprawdzie dotychczas mieli ze sobą na pieńku, ale podobno wspólny wróg jednoczy. To jednak, co usłyszał, zniszczyło doszczętnie jego plany i jeszcze bardziej pogłębiło troskę o losy państwa. Karty, którymi mógł grać powoli się kończyły, a doskonale wiedział, że sam nic nie wskóra.
Shitou patrzył na niego w milczeniu. Zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel czasami zbyt często bierze sobie na głowę – a to ratowanie wyspy, równoległego świata, lub nawet całego kraju. On już zdążył przekonać się o tym, iż całej Ziemii nie zbawi, choćby starał się ze wszystkich sił. Od dawna starał się przekazać to Makarovowi, jednak ten najwyraźniej wciąż żył ideałami.
- Uważaj na siebie, Maki. – powiedział mu na odchodne. Krzyki młodzieży przy sąsiednim stoliku stały się jeszcze głośniejsze, prawie że zakłócając jego słowa. – W twoim wieku lepiej nie zamartwiać się zbyt wiele. To już nie te czasy, kiedy mogliśmy narażać swoje życia codziennie i nawet się tym nie przejmować.
Mistrz Fairy Tail skinął mu ręką bez słowa, wychodząc. Szklane drzwi zatrzasnęły się z hukiem za drobną, zgarbioną postacią staruszka.
Yajima westchnął. Znowu go nie posłucha.
Jak zwykle zresztą.
*
- I jak idzie? – zapytał Gray, przysiadając się do stolika w bibliotece, który zajmowała Levy. – Jakieś postępy?
- Lepiej nie pytaj – westchnęła tamta, odkładając trzymaną w rękach księgę na zawalony papierami stół. – Cień Ducha zdąży przejąć władzę nad połową Ziemi zanim wyciągnę cokolwiek z tej sterty. – powiedziała, wskazując na pokaźny stos tekstów stojący obok jej krzesła.
Chociaż w rezultacie wyprawa Laxusa zakończyła się raczej fiaskiem, magowie nie przyszli z misji z pustymi rękami. Wprawdzie kartka, którą miał ze sobą chłopak zaginęła gdzieś w ogólnym bałaganie, jednak co nieco udało mu się z niej zapamiętać. Niemniej, materiałów obejmujących lata możliwego „panowania” Arcymaga, o którym informacji poszukiwali, było więcej niż potrafili unieść – co jednak okazało się dopiero po tym, jak tego sposobu spróbowali. Nie mając za bardzo punktu odniesienia, grupa magów okradła bibliotekę ratusza ze znakomitej większości książek dotyczących roku 613 i lat kolejnych oraz ubiegłych. Jakim cudem udało im się tego dokonać, mając w perspektywie przejście przez niemal cały budynek – to nadal pozostawało tajemnicą. Chodziły plotki, iż tego samego dnia w korytarzach podziemia odnaleziono kamienne posągi łudząco przypominające strażników pełniących wtedy służbę.
- Nie sądzisz, że Mistrz przesadza? – podzielił się swoimi wątpliwościami chłopak, krzyżując ręce na piersi i unosząc brwi. – Naszym przeciwnikiem jest ta sekta, nie ten Arcymag.
- Jeśli uda nam się zdobyć informacje na jego temat, być może dowiemy się czegoś o Cienistych. – stwierdziła Levy, przeglądając swoje notatki. Odłożyła je na chwilę i spojrzała na swojego rozmówcę. Na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. – Gray, twoje ubrania.
- Niech to szlag! – zdenerwował się tamten, zrywając się z miejsca. Trzeba przyznać, że jego skłonność do nagłego rozbierania się była momentami mocno irytująca. Wciągając na siebie koszulę w pośpiechu, dalej dyskutował – Jesteś pewna?
- Hm? – nie zrozumiała Levy, odrywając wzrok od podniszczonego woluminu.
- Skąd wiesz, że ten Acalin, czy jak on tam się zwał, może być kluczem do pokonania tej całej sekty?
Dziewczyna spuściła wzrok i zmarszczyła czoło, usilnie nad czymś myśląc.
- Pewności nie mam – powiedziała powoli, jakby zastanawiając się nad każdym słowem. – Ale mam takie przeczucie, że oni są jakoś ze sobą związani. Arcymag i Cień Ducha. Zwłaszcza, że ci drudzy mają bazę w jego jaskiniach.
Gray spojrzał nad nią spod oka, opierając głowę na ręce.
- A jeśli to wszystko okaże się ściemą?
- Wtedy znowu będziemy w punkcie wyjścia. – ucięła czarodziejka. – A tak przy okazji, to czemu nie jesteś u Juvii?
Chłopak zgłupiał na moment, wpatrując się w przyjaciółkę oczami wielkimi jak spodki.
- Czemu miałbym być u Juvii?
- Żeby ją wspomóc. Pocieszyć. – podsunęła mu Levy, patrząc na niego z niezadowoleniem. – Dla niej ta sytuacja jest szczególnie trudna.
Kobiety Deszczu, która podczas pobytu w ratuszu utraciła władzę w nogach, nadal nie udało się wyleczyć. Mistrz uznał, iż najlepiej by przez ten czas przebywała w szpitalu, gdzie będzie miała zapewnioną najlepszą opiekę. Nawet Porlyusica nie mogła przyjść tym razem z (jak zwykle niechętną, ale zawsze) pomocą, gdyż znajdowała się poza Magnolią. Wszystko wskazywało na to, iż Juvia będzie musiała spędzić trochę czasu w obecnym stanie, dopóki COŚ jej nie pomoże. Wiedząc o tym, czuła się trochę samotna – mimo że codziennie ktoś ją odwiedzał, „ta” osoba nie przyszła ani razu.
Patrząc na zmieszaną minę Graya, czarodziejka tylko westchnęła ciężko.
- Naprawdę mógłbyś ją odwiedzić. – stwierdziła, jeżdżąc długopisem po papierze i zaglądając raz po raz do książki. –Przecież wiesz, że Juvia cię lubi.
To już kompletnie wytrąciło maga z równowagi. Nie był aż takim kretynem, żeby nie zauważyć, iż w jego towarzystwie, dziewczyna zachowuje się, hm, specyficznie. I prawdę mówiąc czuł się też winny za tę całą sytuację, zwłaszcza, że przyjaciółka naraziła swoje zdrowie, żeby go ochronić. Ale na myśl o kolejnym radosnym okrzyku „Paniczu Gray!” , ciarki przebiegały mu po plecach.
Levy patrzyła na niego krzywo. Jej zdaniem, krótkie odwiedziny nikomu by nie zaszkodziły. Ale przejrzyj tu umysł chłopaka…
- Mężczyźni! – wygłosiła, po czym ponownie spojrzała na Maga Lodu. – Gray, twoje ubrania.
- Szlag!
*
Laxus spojrzał znudzony na mężczyznę siedzącego przed nim. Jego czoło, na którym zdążyły pojawić się kropelki potu, było zmarszczone z wysiłku, a granatowe brwi zbiegały się, pokazując, jak ich właściciel intensywnie myśli. Najwidoczniej jednak nawet tak ogromny wysiłek nie pomógł nic w tej sytuacji – ubrany w biały płaszcz przeciwnik przenosił wzrok ze swojej prawej dłoni na lewą i z lewej z powrotem na prawą, jakby nie mogąc zdecydować się na ostateczny ruch.
- Niech będzie! – Wykrzyknął w końcu, podrywając się z miejsca. I rzucając płaski przedmiot na stół. – Trójka kier, dobierasz trzy karty!
- Źle zrobiłeś. – skomentował mężczyzna o przedziwnej fryzurze, kołyszący się na krześle, wyjmując papierosa z ust. – On cię zniszczy.
- Cicho bądź, Wakaba! – zdenerwował się tamten. – Laxus, twój ruch!
Chłopak znudzonym spojrzeniem omiótł stosik kart, który z powodu długiego czasu trwania gry zdążył się już uzbierać, po czym bez zainteresowania spojrzał na jedyną, jaką trzymał w ręku. Nie zmieniając miny nawet na sekundę, rzucił ją niedbale na blat.
- Odbijam królem kier. Wygrałem, Macao. – skwitował, zakładając ręce za głowę. Najwyraźniej wygrana nie sprawiła mu zbyt dużej przyjemności. – Osiemnasty raz z rzędu.
- Cholera! – zdenerwował się ojciec Romea, zaciskając pięści i wpatrując się ze złością w karty. – Rewanż!
- Nie chce mi się. – zgasił go Smoczy Zabójca, wstając i odchodząc powoli w stronę baru, z rękami w kieszeniach.
Usiadłszy na jednym z taboretów, oparł głowę na dłoni i zaczął obserwować ludzi przebywających obecnie w gildii. Zwykle nie robił tego zbyt często – inni członkowie niezbyt go obchodzili i prawdę mówiąc – miał ich głęboko i daleko. Jednakże od czasu, kiedy miał ostatnią okazję popatrzeć na tych wszystkich, którzy otaczali go na co dzień, jego podejście zdążyło się już nieco zmienić – najprawdopodobniej za sprawą wygnania, na które został skazany po całej akcji z bitwą o Fairy Tail. Wprawdzie z wyroku nie był zadowolony, ale musiał przyznać, że wyszedł mu on na dobre – zmienił jego podejście do niektórych rzeczy. Do tego jednak lepiej się nie przyznawać.
Natsu, który ostatnio był zadziwiająco spokojny, jak na niego, wyraźnie nie podobał się ten cały szum wokół Laxusa i robił co mógł, by przywrócić w gildii dawny porządek. W ramach tej prywatnej misji tłukł się właśnie z Gray’em, gorąco dopingowany przez latającego nad walczącymi Happy’ego. Lucy, przyglądająca się temu z boku nawet nie próbowała ich rozdzielać – znacznie bardziej intrygowała ją najwidoczniej książka, którą czytała za pomocą magicznych okularów. Raijinshuu nigdzie nie było widać – pewnie poszli odwiedzić Freeda.
Od dnia napadu w ratuszu na Smoczego Zabójcę Błyskawicy, wszyscy członkowie gildii zaczęli się nim wyjątkowo interesować. Głównie za sprawą Mistrza, który zmobilizował prawie całe Fairy Tail do pilnowania swojego wnuka i nieodstępowania go na krok. Laxusowi przypominało to trochę przydzielenie mu kilkunastu niezdrowo zaangażowanych nianiek, z których żadna nie znała się na rzeczy. Choć o wiele gorsze było to, iż samotność – którą bardzo sobie cenił – stała się mrzonką, niemożliwym do spełnienia marzeniem. Ilekroć próbował choćby przejść się ulicą, prawie zawsze ktoś uznał za swój obowiązek towarzyszenie mu – jakby wszyscy obawiali się, że zaraz spróbuje kolejnej szalonej wyprawy lub innej równie niebezpiecznej sztuczki, których Makarov mu zakazał. Ogólnie rzecz ujmując – samopoczucie maga było dalekie od ideału, a poirytowanie wręcz sięgało zenitu.
- Nie gniewaj się na Mistrza. – usłyszał nagle chłopak, zatopiony we własnych myślach. Obok niego, opierała się o blat białowłosa Mirajane, przekrzywiając przyjaźnie głowę. – On po prostu się martwi.
Główna kelnerka gildii po raz kolejny popisała się znajomością myśli i serc ludzkich. W pierwszej chwili Smoczy Zabójca zaczął zastanawiać się, czy aż tak bardzo widać po nim, jak jest niezadowolony. Jednak już w kolejnej przypomniał sobie, że nie lubi, jak ktoś go poucza.
- Czy ja coś powiedziałem? – mruknął, patrząc w tablicę  z ogłoszeniami, przy której jak zwykle można było ujrzeć kręcącego się Naba.
- Wyglądasz, jakbyś miał ochotę kogoś uderzyć. – stwierdziła dziewczyna, podążając za jego wzrokiem. – Nie bij Naba, nic ci nie zrobił.
Laxus aż uśmiechnął się pod nosem, słysząc te słowa. Tamta musiała wziąć to za dobrą monetę, gdyż rozkręciła się i mówiła dalej.
- Wszyscy są zaniepokojeni tym, co dzieje się w Cieniu Ducha – uświadomiła go, podnosząc palec do góry dla podkreślenia wyrazu. – Zwłaszcza, że zaczęli się tobą niezdrowo interesować…
- Nic im nie zrobiłem, okej? – uciął Laxus, podnosząc się. Widząc powątpiewający wzrok Miry, dodał – Przynajmniej nic, co mogłoby spowodować coś takiego… - sprostował, wkładając ręce do kieszeni i kierując w stronę drzwi wyjściowych.
- Porozmawiaj z Mistrzem. – usłyszał jeszcze za sobą. Spojrzał przez ramię – Mirajane dalej opierała się o blat, patrząc na niego z troską i uśmiechając się przyjaźnie. – Może uda wam się wreszcie porozumieć.
Smoczy Zabójca prychnął, słysząc te naiwne słowa.
- Jasne – stwierdził sarkastycznie, odchodząc. – Już pędzę.
Wszyscy byli najwyraźniej zbyt zajęci sobą, gdyż tym razem nikt nie wyszedł za nim, by towarzyszyć mu w przechadzce. Idąc spokojnie ulicą, mijając ludzi których nie znał ani nie kojarzył w żaden sposób, oraz rozkoszując się chwilą prywatności, Laxus zaczął zastanawiać się nad kwestią, która w gildii była roztrząsana od chwili jego przybycia, a nad którą on sam, raczej nigdy głębiej nie pomyślał. Dlaczego to właśnie nim sekta się tak interesowała? Co takiego zrobił, że doszli do wniosku, iż będzie wymarzonym wręcz kandydatem na jednego z nich? Tak pożądanym, że nawet cena zaangażowania i narażenia na niebezpieczeństwo kilkunastu kapłanów wydaje się śmiesznie niska…
- Przepraszam! – usłyszał gdzieś na dole. Wyrwany z zamyślenia, opuścił wzrok na małego brzdąca, siedzącego tuż obok jego nogi i najwyraźniej zbierającego się po upadku. Zabawne, nawet nie poczuł, że ktoś na niego wpada.
- Uważaj, co robisz! – pouczyła kolegę czy też brata jakaś niewyrośnięta dziewczynka, z kokardami we włosach. – Przepraszam! – powtórzyła, zadzierając głowę i patrząc na Laxusa wielkimi, niebieskimi oczami. – On jest strasznie głupi i nie patrzy gdzie biegnie!
- Aha. – przyjął do wiadomości Smoczy Zabójca, spoglądając niepewnie na tę dziwną parę, której najwyraźniej odpowiadało stanowisko tuż pod jego nogami, nie wiedząc, iż blokują „panu” możliwość jakiegokolwiek ruchu. Już-już chłopak miał nakazać dzieciakom usunięcie się z drogi, kiedy ktoś zawołał go znajomym głosem:
- Hej, Laxus! – Natsu musiał skończyć swoją walkę z Grayem, gdyż teraz stał tuż za nim, opierając ręce na biodrach. – Od kiedy jesteś opiekunką do dzieci?
- Zamknij się. – rzucił tamten, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi.
Na szczęście bachory rozbawiła niezbyt mądra gadka ognistego głąba i śmiejąc się radośnie, odbiegły gdzieś, z wyraźną chęcią podzielenia się tym wybornym żartem z przyjaciółmi. Uwolniony Smoczy Zabójca odwrócił się bokiem do Dragneela, spoglądając na niego kątem oka.
- Nie nudzi wam się to ciągłe łażenie za mną? – zapytał, zirytowany. Cholerny staruch, musiał kogoś nasłać.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – stwierdził chłopak, rozpalając płomienie na dłoniach – ale jeśli chcesz walczyć, to dalej!
- Zgłupiałeś do reszty. – poinformował go uprzejmie Laxus, odwracając się i odchodząc. – Nie mam czasu na zabawę z tobą!
- Coś ty powiedział?!
- Natsu! – odezwał się jeszcze ktoś inny, nadchodzący od strony gildii.
Lucy przystanęła zaskoczona, tuż obok gotowego do walki Smoczego Zabójcy Ognia, widząc wnuka Mistrza. Dotychczas miała wrażenie, że Laxus uspokoił się nieco, od afery w ratuszu. Czyżby teraz zamiast na Cienistych, zamierzał wyżyć się na Natsu…?
Widząc ją, chłopak machną ręką.
- Widzisz? Z nią sobie powalcz. – powiedział, po czym skręcił w uliczkę, nie oglądając się więcej. Dragneel miał wyraźną ochotę pobiec za nim i pokazać, co myśli na ten temat, jednak dziewczyna chwyciła go gwałtownie za szalik, udaremniając pościg.
- Udusić mnie chcesz?! – zdenerwował się, chwytając się za gardło. – O co ci chodzi?!
- Nie szukaj zaczepki. – upomniała go tamta, puszczając pamiątkę po Igneelu i krzyżując ręce na piersi. – Mamy tyle problemów, sekta próbuje dorwać jednego z nas, a ty znowu myślisz tylko o jednym!
- Nieprawda – odparł Natsu, obciągając szalik.
Tym razem faktycznie miał rację. Był tak samo wściekły na Cień Ducha jak inni – nie tylko za narobienie bałaganu w kraju ale głównie z powodu Freeda i Wendy. Kilkakrotnie już miał zamiar pomaszerować do ratusza i oprócz oczywiście sprowadzenia do poziomu podłogi wszystkich, którzy brali udział w prześladowaniach, chciał wycisnąć informacje o tej Wyroczni i reszcie całego majdanu. Jednakże, po kilku takich oświadczeniach, otrzymał ostrą reprymendę od Makarova, w której ten zaklinał go na wszystko, żeby choć ten jeden raz trzymał swój temperament na wodzy. Zwykle pewnie próbowałby się kłócić lub działać na własną rękę – tym razem jednak w oczach staruszka było coś, co go zaniepokoiło. Jakiś wielki smutek, zmęczenie… Coś, przez co z miejsca odechciało mu się dyskusji. Nie mogąc jednak zmienić sytuację, starał się przywrócić gildii jej dawny wygląd – co było trudne, zwłaszcza, że wszystko zdążyło się pozmieniać.
- Chodź. – Lucy chwyciła chłopaka za kamizelkę, ciągnąc za sobą tak, iż – chcąc nie chcąc – musiał podążyć za nią. – Levy chciała, żebyśmy jej w czymś pomogli.
- Rany! – westchnął chłopak, zakładając ręce za głowę i idąc obok dziewczyny. – Zamiast walczyć, my grzebiemy w jakichś starych książkach.
- Te książki mogą pomóc nam w walce z Cieniem Ducha. – upomniała go tamta, marszcząc brwi.
- Na przykład? – dociekał Natsu.
- Czemu pytasz się mnie?
- Nie wiem. – przyznał chłopak, wsadzając ręce do kieszeni. – To ty jesteś ta mądra.
Zaskoczona Lucy spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, po czym opuściła głowę i zamyśliła się. Chwilę to trwało, zanim mogła dać odpowiedź.
- Nie jestem pewna… – mówiła powoli – Ale wydaje mi się, że jeśli Arcymag ma związek z Cieniem Ducha, musiał posiadać jakieś informacje na ten temat, chociażby szczątkowe… To oczywiście naiwne, myśleć, że opisze dokładnie jej cel i działanie… Ale jeśli uda nam się lepiej go poznać, możemy zrobić krok w kierunku zrozumienia tej całej sekty. Jeśli uda nam się zdobyć też dokładny opis jego jaskiń, jednocześnie uzyskamy informacje na temat głównej bazy Cienia. No i jeszcze… Co? – speszyła się, widząc dziwne spojrzenie chłopaka.
- Nic. – odpowiedział tamten, znowu patrząc w niebo. – Skoro tak, to może faktycznie powinniśmy poszukać tych książek.
~*~
Mam nadzieję, że nie wyszło zbyt nudno... Cały rozdział przegadany >.>
Dziękuję za cierpliwość, komentarze i tak liczne wejścia! Cieszę się, że mam tylu czytelników :)

5 komentarzy:

  1. Kyaaa! Nowy rozdział! *.* Nie no dziewczyno, masz talent do pisania! To było WCIĄGAJĄCE, normalnie WSPANIAŁE! Już czekam na następny rozdział :D Pozdrawiam i życzę dużo czasu! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie pisania, w ciągu najbliższych kilku dni :)

      Usuń
    2. To super :D Czekam z niecierpliwością ^^

      Usuń
  3. Mega!!! Bardzo mi się podoba :). Pozdrawiam :)

    Ps. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :). Taka zawiana jestem, że wcześniej nie napisałam :)

    OdpowiedzUsuń