sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 19 - "Trzy spotkania"

Uczucia, jakich doznawała w tej chwili, były czymś absolutnie wyjątkowym.
Pół leżąc tu w białym, nieprzyjaznym pomieszczeniu, wśród białej pościeli, doświadczała najprawdopodobniej najwspanialszego momentu w całym swoim dotychczasowym życiu. Wrażenia tego nie psuła nawet niezadowolona mina jednej z wścibskich pielęgniarek, która mierzyła ją wzrokiem przez szparę w drzwiach. I ona była nieważna wobec tak radosnego wydarzenia.
Panicz Gray… Panicz Gray przyszedł ją odwiedzić!
Przez pierwsze kilkanaście sekund była w stanie jedynie wpatrywać się w niego wielkimi, świecącymi jak diamenty oczami, z ustami rozchylonymi w grymasie obezwładniającego szczęścia. Ściskając ręce pod brodą, nie odrywała od niego wzroku, jakby choć maleńkie odwrócenie uwagi miało sprawić, iż to cudowne zjawisko rozpłynie się w powietrzu. Po tej chwili jednak zacisnęła dłonie na kołdrze i odwróciła głowę tak gwałtownie, że niemal skręciła sobie przy tym kark. Czerwieniąc się okrutnie, wyrzucała sobie, iż wygłupiła się na oczach „panicza”, co dla niej było oczywiście absolutnie niedopuszczalne.
„Zjawisko” zresztą także nie czuło się najswobodniej. Siedząc na wysokim krześle z wyjątkowo niewygodnym oparciem tuż przy łóżku przyjaciółki, Gray nie bardzo wiedział, gdzie podziać wzrok. Patrząc uparcie w podłogę i licząc szpecące ją szpary, zastanawiał się co za diabli go tu przysłali. Choć właściwie tym, kto nakazał mu odwiedziny u kalekiej obecnie Kobiety Deszczu nie był diabeł, ale swojego rodzaju demon, lub nawet sam szatan. To bowiem właśnie Erza wydała ten nakaz, nie dając mu nawet czasu na sprzeciw. Choć, prawdę mówiąc i tak nie śmiał się jej sprzeciwiać. Nie śmiał, może nawet niespecjalnie miał ochotę – już wcześniej Levy urządziła mu pogadankę, zaledwie dzień wcześniej, dając mu nieco do myślenia. „Nie będzie tak źle” – pocieszał się, idąc w stronę szpitala, do którego zbyt spieszno mu jednak nie było. – „Będzie w porządku.” – twierdził.
Głupota. Wcale nie było.
Nie potrafił normalnie rozmawiać z tą dziewczyną, która albo wpatrywała się w niego wzrokiem osoby szalonej, albo wydawała jakieś niekontrolowane piski, przeraźliwie go przy tym strasząc. Z Lucy nie miałby takiego problemu – z Juvią pewnie też nie, gdyby nie zachowywała się jak wariatka akurat w JEGO towarzystwie.
- To… - zaczął niepewnie, starając się znaleźć pozycję, w której twarde oparcie nie uwierałoby go w plecy – Jak się czujesz?
Czarodziejka nagle wyprostowała się jak struna.
- To Panicz Gray się o Juvię martwi?! – zapytała nienaturalnie wysokim głosem.
- Pewnie… - potwierdził, decydując się wreszcie na nią spojrzeć.
Błąd. Znowu te gwiazdki w oczach.
Musiała się zorientować, że nie robi to na nim zbyt dobrego wrażenia, gdyż opuściła wzrok na pościel i uśmiechnęła się nieśmiało, patrząc na swoje dłonie.
- Juvia się cieszy – powiedziała, już normalnym tonem. – Wcześniej nikt się o Juvię nie martwił. A teraz tyle osób ją odwiedza. I… I Panicz Gray przyszedł – dodała, jąkając się. – Dlatego Juvia nie wie co ze sobą zrobić, z tej radości.
- Oczywiście, że wszyscy się o ciebie troszczą. – odpowiedział chłopak, opierając łokcie na kolanach – W końcu jesteś naszą towarzyszką! Niech to – zorientował się niezadowolony. – Mówię jak Natsu.
Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej i spojrzała na niego. Wreszcie jej wzrok był normalny – nie tak często mag nie miał ochoty uciec od niej jak najdalej.
- Juvia chce jak najszybciej wyzdrowieć – zapewniła go, zaciskając dłonie w pięści. – Juvia chce jak najszybciej pomóc wszystkim w walce z Cieniem Ducha!
- Właśnie, twoje nogi… - powiedział z wahaniem Gray, jakby obawiając się, czy powinien poruszać ten temat – Jeszcze cię nie wyleczyli, prawda?
- Nie – pokręciła głową tamta. – Mistrz Makarov twierdzi, że tylko Pani Porlyusica będzie potrafiła to zrobić. Może też Panienka Wendy potrafiłaby coś poradzić, ale nie wolno się jej przemęczać…
- Cholerni Cieniści… - warknął chłopak, jednak nagle coś go tknęło. – Przepraszam. W końcu to przeze mnie…
- Nie trzeba. – stwierdziła czarodziejka. – Juvia zawsze zrobi wszystko, żeby chronić Panicza Graya! – Zapewniła go gorąco.
- Aha…
- Znowu zapadła krępująca cisza. Mag nie miał pojęcia co odpowiedzieć na taką deklarację, a dziewczyna zamyśliła się nad czymś głęboko.
- Juvia nie spodziewała się czegoś takiego – powiedziała nagle, marszcząc niebieskie jak jej włosy brwi. – To było bardzo dziwne.
- Co? – Zapytał zdezorientowany Gray. – Co było dziwne?
- Sytuacja  w ratuszu – wyjaśniła tamta. – Siła ataku, jakim ten kapłan trafił Juvię była podobna do tego, jaki przyjął Pan Laxus. Juvia to wie, czuła to wtedy. Ale w tamtym momencie rzucających zaklęcie było więcej niż jeden!
Chłopak zaniemówił, w starciu z tą logiką. Jakby zastanowić się nad tym błogiej, to, iż Kobieta Deszczu ma rację, było całkiem oczywiste. Tylko dlaczego nikt wcześniej na to nie wpadł?
- Na początku Jubia myślała, że ten, który ją zaatakował połączył moc z resztą… Ale Juvia pamięta, że przecież przy Panu Dreyarze świeciły się kryształy we wszystkich naszyjnikach, a wtedy nie! – tłumaczyła dalej czarodziejka, najwyraźniej gubiąc się we własnych słowach. – Juvia zastanawiała się, skąd ten kapłan miał tę moc i nadal nie ma żadnego pomysłu… Paniczu Gray, czy wszystko w porządku?! – wykrzyknęła zaniepokojona, przechylając się w stronę maga, który wpatrywał się w nią dziwnie nieobecnym wzrokiem.
Ten patrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym podniósł się gwałtownie, niemalże przewracając krzesło, na którym siedział i złapał dziewczynę za ramiona.
- Juvia, jesteś genialna! – poinformował ją, ściskając ją krótko w nagłym odruchu. – To może wszystko wyjaśniać… Muszę lecieć do Mistrza! Dzięki, bardzo mi pomogłaś! – rzucił jeszcze, odwracając ku niej uśmiechniętą twarz, zanim wybiegł, z impetem otwierając drzwi i niemalże przewracając przyczajoną za nimi pielęgniarkę.
Podczas gdy ta krzyczała za nim coś o manierach i ich braku, Juvia siedziała oszołomiona, nie mogąc się poruszyć. Powoli wyciągnęła przed siebie ręce, oglądając je uważnie, po czym objęła mocno ramiona i rzuciła się do tyłu na poduszki. Nie mogąc zebrać myśli, wpatrywała się w sufit, niemalże nieprzytomna ze szczęścia.
Panicz Gray… Panicz Gray ją przytulił!
*
- Ogólnie, jest do kitu. – stwierdził na głos Natsu, leżąc na brzegu chodnika i wpatrując się w niebieskie niebo. – Kompletnie do kitu – dodał, kładąc ręce pod głowę.
Przechodzący obok mężczyzna spojrzał na niego zdziwiony, jakby zastanawiając się, czy ta pełna goryczy wypowiedź skierowana była do niego. Szybko rozejrzał się dookoła, szukając innego adresata tych słów, potem jednak wzruszył ramionami i poszedł w swoją stronę, myśląc pewnie o co temu dziwnemu młodzieńcowi mogło chodzić. Zupełnie niepotrzebnie, zważywszy na to, że chłopakowi nie chodziło o nic innego, jak o jedynie jego własne samopoczucie. Do tak skrajnych osądów doprowadził go – o dziwo – brak czasu. Podobno nuda to stan, w którym człowiek myśli najwięcej. Dla Smoczego Zabójcy nowość – dawno nie było chwili, w której nie miałby co robić. A już zupełną abstrakcją było dłuższe zastanawianie się nad czymkolwiek – wolał działać, niż rozważać wszystkie możliwości. Teraz jednak, leżąc na niewygodnym i niskim murku, z majaczącą gdzieś tam z tyłu głowy świadomością, iż gwałtowniejszy ruch grozi wpadnięciem do wody – pomyślał o wszystkim. O Cieniu Ducha, o gildii, swoich towarzyszach wraz z którymi i za których walczył, o tym co zrobił, a co mógłby zrobić, o całej sytuacji. W większym rozrachunku, wynik wypadł mu zdecydowanie na minusie, nie żeby był jakimś wielkim matematykiem.
Prychnął zirytowany i zamknął oczy, z wyraźnym zamiarem przespania tego nagłego napadu pesymizmu. Zaraz jednak został zmuszony je otworzyć – nikt jeszcze nie wymyślił skutecznego sposobu na groźne mierzenie wzrokiem zza zamkniętych powiek. Tego właśnie wymagała sytuacja i dwaj chłopcy, głośno dyskutującym o wspaniałym planie wepchnięcia śpiącego pana do rzeki. Widząc, że pan nie jest tak śpiący, jak myśleli, uciekli szybko, a Natsu z powrotem spróbował zasnąć. Niech go spycha kto chce i gdzie chce, przecież i tak jest do kitu.
- Natsu? – usłyszał nagle dziewczęcy głos.
„Co znowu, cholera” – przeklął w myślach i uniósł powieki. Na widok brązowych oczu Lucy kilkanaście centymetrów nad swoją twarzą, prawie spadł z murku, przytrzymując się go tylko jedną ręką.
- Czemu się mnie boisz? – zdziwiła się dziewczyna, prostując się i przekrzywiając zabawnie głowę.
- A kto by się nie przestraszył?! – zapytał zdenerwowany chłopak, wdrapując się z powrotem na chodnik.
- Lucuś, uważaj! – krzyknęli swoim zwyczajem przepływający niedaleko gondolierzy. – Nie utop się jak ten gość!
- W porządku! – odkrzyknęła tamta, machając im ręką.
- Ja się JESZCZE nie utopiłem! – uświadomił ich Smoczy Zabójca, siadając na bruku po turecku i grożąc im zaciśniętą pięścią.
- Czemu śpisz na chodniku? – pytała dalej czarodziejka, jednak zaraz zrezygnowała, przykładając dłoń do czoła. – Zresztą nieważne, i tak cię nie zrozumiem.
Natsu spojrzał na nią, z wyraźnym zamiarem skomentowania jakoś tej obraźliwej wypowiedzi, jednak jego uwagę zwróciło kilka pokaźnych toreb, trzymanych przez dziewczynę w obu rękach.
- Wracasz ze sklepu? – zapytał, po czym nagle podejrzanie odżył. – Masz coś do jedzenia?! Daj mi!
- To nie dla ciebie! – zastrzegła Lucy, cofając się o krok. – Mira prosiła, żeby zanieść to do szpitala…
- Dla Wendy, Juvii czy Freeda?
- Juvii… - odpowiedziała tamta. Chwilę później wyraźnie posmutniała. – Dużo już mamy rannych, prawda? A tak niewiele czasu minęło…
Mag również zamilkł i wbił wzrok w nierówności bruku. Faktycznie, jakby się zastanowić, to w walce z Cieniem Ducha ponosili jak na razie wyjątkowo duże straty. Zwycięstw było niewiele, nie licząc spektakularnych triumfów Laxusa. No i te tortury na członkach gildii…
- Cholera! – krzyknął, targając sobie w gniewie włosy. – Zabiłbym ich po prostu!
- Na razie nie możemy nic zrobić. – stwierdziła Lucy, wzdychając. – Mistrz twierdzi, że wiemy zbyt mało o przeciwniku…
- A co tu wiedzieć! – zdenerwował się Dragneel.
- To nie jest tak łatwe jak ci się wydaje… uch! – urwała nagle czarodziejka, upadając na ziemię.
Na wskutek dość mocnego popchnięcia przez przechodzącego za jej plecami mężczyznę, wszystkie torby powypadały jej z rąk, po drodze tracąc swoją zawartość. Owoce oraz puszki potoczyły się po drodze, deptane i kopane przez oddział Cienistych, paradujących właśnie ulicą. Z boku można to było uznać za przypadek – jednak pełen triumfu uśmiech osobnika kroczącego na samym przedzie zdecydowanie wykluczał podobną możliwość.
Ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt często można było spotkać członków rzeczonej sekty, przechadzających się zwartymi grupami ulicami miasta. Wyglądało to trochę na patrole przysyłane przez radę miasta – jakby chciała ona sprawować kontrolę nad całą Magnolią za pomocą swoich „agentów”. Oddział spotkany przez Natsu i Lucy różnił się nieco od innych – zwykle było to doborowe towarzystwo w różnym wieku i różnej płci. W skład tego tutaj wchodzili jedynie młodzi mężczyźni, niewiele starsi od magów lub niewiele od nich młodsi. Spoglądali na nich ze złośliwością oraz jedyną w swoim rodzaju wyższością, jakby wszyscy, którzy nie noszą na co dzień szarych peleryn byli niższym gatunkiem ludzi.
- Masz jakiś problem? – zapytał gniewnie Smoczy Zabójca, postępując o krok do przodu. Z oczu, spoglądających spod zmarszczonych brwi wyzierała dopiero co obudzona wściekłość.
Przywódca całej gromady spojrzał na niego z pogardą.
- Stała na mojej drodze – poinformował go, uśmiechając się obłudnie. – Ci, którzy urządzają sobie pogawędki na środku drogi, muszą liczyć się z tym, że mogą zostać przypadkiem potrąceni – dodał, akcentując ostatnie słowa.
Czarodziejka klęczała na ziemi, starając się pozbierać ocalałe produkty. Przeszkadzała jej w tym cała grupa ubranych na szaro osobników, najprawdopodobniej równie wyszczekanych, jak ich wódz. Kiedy jeden z nich nadepnął jej wyciągniętą dłoń, syknęła i podniosła się, rozmasowując palce. Spojrzała winnemu prosto w jego bezczelne oczy, porządnie już zdenerwowana i rzuciła wszystko, co udało jej się pozbierać prosto pod jego nogi.
- Proszę – powiedziała, odwracając się i ruszając w swoją stronę. – Baw się dobrze. Idziemy Natsu – rozkazała, chwytając chłopaka za ramię.
- Zwariowałaś?! – spytał tamten, oburzony, wyrywając rękę. – Zrobili to specjalnie, nie widziałaś?
- Idziemy – powiedziała z naciskiem Lucy, patrząc kątem oka na stojących wciąż na swoich miejscach Cienistych. Jeden z nich zauważył to spojrzenie.
- Tak właśnie powinno być – powiedział, krzyżując ręce na piersi. – Karaluchy nie powinny kozaczyć.
- Coś ty powiedział?! – Dragneel zareagował natychmiast, w mgnieniu oka pojawiając się tuż przed młodszym od niego chłopakiem i łapiąc go za przód szaty. – Powtórz! – Jego oczy płonęły gniewem.
- Karaluchy – powiedział tamten, po czym splunął mu w twarz. – Cholerne, tchórzliwe, brudne wróżki.
Wielka siła odrzuciła go nagle do tyłu, na najbliższy budynek. Wokół Natsu tańczyły płomienie tak wielkie, że Lucy i pozostali członkowie oddziału musieli się odsunąć, by nie doznać poważnych obrażeń. Chłopak, jeszcze przed chwilą pełny pogardy i wyższości, teraz przyciskał się plecami do ściany za nim, z przerażeniem obserwując ogień, który odciął mu jakąkolwiek drogę ucieczki.
- Powtórz – usłyszał znowu.
Smoczy Zabójca wyglądał strasznie – jego twarz była wykrzywiona w grymasie wściekłości, oczy płonęły, a zęby były zaciśnięte tak mocno, jakby ostatkami sił powstrzymywał się od tego, by nie zabić krnąbrnego dzieciaka na miejscu.
- Powtórz! – Jego głos przypominał ryk smoka. W stronę uwięzionego Cienistego pomknęły ogniste kule, uderzając w niego i podpalając mu ubranie. Chłopak krzyczał z przerażenia i z bólu, starając się dłońmi ugasić tlącą się szatę. Zaraz jednak oberwał kolejnym silnym atakiem, który dosłownie wbił go w ścianę. Z muru osypał się tynk, kiedy członek sekty uderzył w niego plecami. Z jego oczu popłynęły łzy.
- I kto tu jest tchórzem? – spytał spokojnie Natsu. Wściekłość zaślepiła go całkowicie. Zbliżał się powoli do Cienistego, zaciskając dłonie w pięści. Jego towarzysze próbowali zadziałać na ogień magią, jednak niewiele to dawało – płomienie przygasały na moment, by za chwilę wybuchnąć z podwojoną siłą.
Lucy przyglądała się temu wszystkiemu ze strachem w oczach. Nigdy nie widziała, by jej przyjaciela furia ogarnęła tak bardzo. Była przekonana, że chłopak przesadza – wprawdzie młody ich zhańbił, obraził nie tylko ich ale także całą gildię – jednak mimo wszystko, to nadal dzieciak. Niewiele młodszy od nich ale jeszcze dzieciak.
- Natsu, dosyć! – krzyknęła, przeskakując przez ogień i biegnąc w kierunku Dragneela. Chwyciła go pod ramiona i pociągnęła do tyłu. Gorąca skóra Smoczego Zabójcy parzyła ją w palce, jednak nie zważała na to. – Natsu, proszę… Przestań. Już dosyć.
Z początku myślała, że mag jej nie słyszy – nie odpowiedział jej nic, nawet nie zwrócił na nią uwagi. Nadal starał się zbliżyć do skulonego Cienistego, choć dziewczyna starała mu się to uniemożliwić, przyciągając do siebie. Po kilkunastu sekundach jednak, ogarniający ich ogień zmalał, a mięśnie chłopaka nieco się rozluźniły. W końcu płomienie znikły zupełnie, pozostawiając po sobie jedynie obłoki szarego dymu. Cała grupa wraz z przywódcą, podbiegła do płaczącego towarzysza, który nadal nie potrafił się podnieść. Kiedy udało mu się podnieść do pozycji siedzącej, rozwarł powieki – Natsu nadal na niego patrzył.
- Jesteś potworem! – Wrzasnął, dławiąc się łzami. – Potwór! Demon! Diabeł!
Czując, że kryzys minął, Lucy odsunęła się nieco od przyjaciela. Cieszyła się, że Dragneelowi udało się opamiętać – choć nie wiedziała, jak powinna go teraz traktować. Zrobić mu awanturę, nakrzyczeć? Czy może udawać, że nic się nie stało? Zanim podjęła jakąkolwiek decyzję, Smoczy Zabójca chwycił jej dłoń, której nie zdążyła jeszcze zabrać z jego ramion i ruszył szybkim krokiem, opuszczając miejsce zdarzenia, dookoła którego zaczęło zbierać się coraz więcej gapiów.
Ciągnąc dziewczynę za sobą, nie powiedział ani słowa, wpatrując się w bruk. Czarodziejka nie wiedziała, dokąd ją prowadzi, jednak nie pytała o to – miała uczucie, jakby to było teraz nie na miejscu. Aby nadążyć za Natsu, musiała niemal biec – toteż, gdy zatrzymał się nagle w jednej węższych uliczek, prawie na niego wpadło. Dopiero tam chłopak puścił jej dłoń i spojrzał na nią.
- Cholera... - powiedział, jakby nieswoim głosem. Jego oczy też były inne – pełne poczucia winy i złości na samego siebie. – Wybacz. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – dodał, patrząc na swoje dłonie, zaciśnięte w pięści.
Dziewczyna nigdy nie widziała swojego przyjaciela w takim stanie – często działał impulsywnie i gwałtownie, jednak rzadko żałował swoich czynów. Teraz wyglądał tak, jakby sam nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. Czy to możliwe, żeby doprowadziła do tego ta cała sytuacja?
Nie wiedziała zbytnio, jak powinna się zachować. Powinna go chyba jakoś wesprzeć, jednak nie przychodziły jej do głowy żadne sensowne słowa otuchy – w głowie miała zupełny mętlik. Nie miała pojęcia, co powiedzieć, czego przyjaciel od niej oczekuje, co byłoby właściwe. Nigdy jeszcze nie spotkała się z czymś takim.
Nie zastanawiając się za bardzo nad tym, co robi, podeszła to Natsu bliżej i zwyczajnie objęła go za szyję. Chłopak drgnął lekko, zaskoczony.
- Już – powiedziała cicho czarodziejka, klepiąc go lekko po plecach. – W porządku.
*
W Krokusie nie zmieniło się nic, od kiedy Mirajane była tu po raz ostatni. Właściwie nic dziwnego, zważając na to, że bywała tu dosyć często – była jednym z głównych łączników gildii z Warrenem, pełniącego obecnie funkcję agenta i szpiega. Pomysł ten z początku wydawał się wszystkim ryzykowny – wprawdzie członków Cienia Ducha było wyjątkowo dużo ale możliwość, by nikt nie zauważył fałszywej osoby w ich szeregach. Na razie jednak wszystko szło zaskakująco dobrze – mag nie dowiedział się na razie zbyt wiele, jednak Mistrz Makarov miał nadzieję, że wkrótce otrzyma dostęp do większej ilości informacji.
Idąc samotnie aleją, Mira miała stale wrażenie, jakby ktoś ją obserwował. Kilkakrotnie oglądała się za siebie, jednak za każdym razem widziała jedynie pustą ulicę. W okolicach pałacu królewskiego przed sobą ujrzała oddział Cienistych w standardowych szarych strojach, z kapturami narzuconymi na spuszczone głowy. Nie była pewna, czy ją zauważyli – zwykle przynajmniej jeden z członków grupy oglądał się za nią, najczęściej z nieprzyjaznym wzrokiem. Tym razem jednak, nawet nie zawrócili na nią uwagi – tak przynajmniej myślała.
Mijając całą drużynę, zaczęła zastanawiać się, czy Warren wie, o jej przybyciu – zwykle spotykali się w mniej uczęszczanej części miasta, aby nie wzbudzać podejrzeń. Tym razem jednak nie wyczuła żadnego kontaktu telepatycznego, który nakierowałby ją do odpowiedniego miejsca. Zanim zdążyła postanowić co zrobi, jeden z członków grupy, która mijała ją właśnie w tej chwili, chwycił ją niespodziewanie za ramiona i wciągnął do środka oddziału. Zanim zdążyła się wyrwać, czy podjąć jakiekolwiek działania, w głowie rozbrzmiał jej znajomy głos.
„Spokojnie”  - nie mogła się pomylić, to był Warren. Tylko o co mu chodziło?
„Co się dzieje?” zapytała w myślach, licząc na to, że przyjaciel ją usłyszy. Zaprzestała też prób uwolnienia się z uścisku i znieruchomiała.
„Po prostu idź” usłyszała. Ramiona mężczyzny, które ją chwyciły, teraz puszczały, pozwalając na swobodny ruch. Po chwili czyjeś ręce popchnęły ją lekko do przodu, a cała grupa ruszyła do przodu, wraz z otoczoną Mirajane, która z minuty na minutę rozumiała coraz mniej. Obecna sytuacja wywołała u niej duży niepokój – bądź co bądź, znajdowała się wśród wrogów, którzy prowadzili ją niewiadomo gdzie.
Nie wiedziała też, jaki cel ma Warren – gdzieś tam z tyłu głowy zaświtała jej myśl, że może ktoś przejął nad nim kontrolę, lub – co było o wiele gorsze – to on ich zdradził. Zaraz jednak odrzuciła szybko tę możliwość. Chłopak był jej towarzyszem, przyjacielem i dlatego postanowiła mu zaufać.
Nie szli długo – kilka minut po spotkaniu znaleźli się w pobliżu starej, zniszczonej kamienicy. Cienisty idący najbardziej z przodu wyjął duży, zardzewiały klucz i otworzył duże, drewniane drzwi, od których większość farby zdążyła już odpaść. Mira, którą wpuszczono jako pierwszą, rozejrzała się nieufnie po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Było ono dosyć duże, widać było, że wyburzono kilka ścian. W powietrzu unosiło się mnóstwo kurzu, a po kątach walały się różne śmieci. Na środku pokoju było najczyściej – uprzątnięto stamtąd większość gratów i ustawiono parę skrzynek, wywróconych do góry dnem, jakby starając się uzyskać coś podobnego do salonu z fotelami.
- Tylko tutaj możemy spokojnie porozmawiać. – usłyszała za sobą dziewczyna. Cienisty stojący najbliżej ściągnął kaptur i uśmiechnął się do niej. W drobnym blondynie rozpoznała Eve’a z Blue Pegasusa. – Miło cię widzieć, Mirajane.
Reszta zebranych po kolei odsłaniała twarze. Wśród nich znalazł się także Warren, z którego zdjęto zaklęcie kamuflażu, Sherry z Lamia Scale, której jedynie włosy zyskały odrobinę jaśniejszy kolor i inni magowie z mniej znanych gildii, których Mira kojarzyła jedynie z widzenia.
- Mi też miło was widzieć… - powiedziała z wahaniem. – Ale zaraz, co tu się dzieje?
- Usiądź – zaproponował Warren, machnąwszy ręką w kierunku ustawionych skrzynek. – Zbyt wielkich luksusów tu nie ma, ale przynajmniej możemy porozmawiać na spokojnie.
Dziewczyna skorzystała z zaproszenia, domyślając się, iż wyjaśnienia nie będą trwały najkrócej. Po kolejnej półgodzinie wiedziała już wszystko, a przynajmniej to, co wiedzieć powinna.
Okazało się, iż nie tylko Fairy Tail wpadło na pomysł uczynienia jednego z członków gildii wewnętrznym szpiegiem – podobne działania podjął także Blue Pegasus. To właśnie z Eve Warren miał okazję spotkać się po raz pierwszy w szeregach Cienia Ducha – przez dłuższy czas bowiem działali, nie wiedząc o sobie nawzajem. Niedługo potem objawiła się także Sherry i kilka innych osób. Wnioski były jednoznaczne – tak duże natężenie gildyjnych nie mogło ujść uwadze „władz” sekty. Mijały jednak dni, a nadal nie podejmowano żadnych kroków w ich sprawie. Po wstępnym czasie zdwojonej ostrożności, cała grupa – chłopak o imieniu John nazywał ich ironicznie gildią Shadow Spirit – postanowiła działać razem, co zresztą przyniosło owocne efekty. Znacznie łatwiej jest osiągnąć coś, współpracując.
- Wiemy, że rodzina królewska jest najprawdopodobniej uwięziona gdzieś w okolicach pałacu – mówił Eve, wyciągając dokładną mapę budynku. Widniało na niej nadal dużo białych plam. – Sporządziłem plan znanych nam miejsc – wyjaśnił. – Nadal niektórych nie udało nam się zbadać, ale pracujemy nad tym.
- Czy to nie jest zbyt niebezpieczne? – zapytała Mirajane, patrząc na niego niepewnie. – Jesteście pod samym nosem Cienia, a jeszcze działacie tak podejrzanie…
- Jesteśmy ostrożni – uspokoiła ją Sherry. – Zresztą nie zwracają na nas zbytniej uwagi. W hierarchii jesteśmy najniżej. Nikt nie ma w interesie jakoś szczególnie się nami zajmować.
- Na pewno?
- Jest o co walczyć – stwierdził John. – Ostatnio jedna z mrocznych wdarła nam się do gildii, twierdząc, że ma prawo. Szybko się przekonali, w jak wielkim byli błędzie – dodał, uśmiechając się na samo wspomnienie.
Jeszcze po żadnym spotkaniu Mira nie miała Mistrzowi tak wiele do powiedzenia. Przy wyjściu spojrzała jeszcze raz na grupę, która ją tu przywiodła.
- Jesteście bardzo zgrani – powiedziała z uśmiechem, przekrzywiając głowę.
Warren odwzajemnił jej uśmiech.
- Wspólny wróg zbliża – stwierdził. – Jego nos także.

~*~
Dwa tygodnie przerwy… Hańba mi, moi drodzy. Miałam szczerą wolę dokończyć rozdział wcześniej, jednak jestem zmuszona zarzucić znanym polskim tekstem „tak jakoś wyszło”. Za to zadowolona jestem z niego niezmiernie, jak chyba jeszcze z żadnego. Chyba jeszcze jutro zacznę pisać następny rozdział, żeby uchronić go przed brutalnym atakiem mojego lenistwa…

6 komentarzy:

  1. Więc tak...ten blog jest pierwszym, na którym byłam o FT. Ale wtedy akurat byłam przy 10 odcinku, zatem postanowiłam tu wrócić później, gdy będę bardziej 'zaangażowana' w sytuację. I powiem, że jest to jedno z lepszych opowiadań, które czytam...ogółem rzecz biorąc, mam kilka takich perełek. :D
    A teraz czekam grzecznie i (nie)cierpliwie na kolejny chapter. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja się cieszę, że zdobyłaś czytelniczkę :P Szkoda by było, żeby tego nikt nie czytał! To jest świetne! Tylko szkoda, że musiałam tak długo czekać >.<
    Rozdział wciągający! Co tu dużo mówić? Jest długi, interesujący, jestem ciekawa jak twoja historia wyglądałaby w mandze lub w anime *.*
    Jest wiele blogów o Fairy Tail, ale ten jest jednym z tych najlepszych :D
    Pozdrawiam cię serdecznie i życzę dużo wolnego czasu, bo weny ci nie brakuje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisane, cudownie! Od początku czułam, że ten ff będzie naprawdę dobry, ale... zapomniałam, że mam konto na bloggerze ^_^ Wrzucałaś swoją twórczość na fairytailnakamę, c'nie? Bo tak mi coś dzwoni, ale nie wiem, w którym kościele do końca :3 Qwesterce się bardzo spodobało i jest, powiedzmy, oczarowana. Na nakamkę nic wrzucać nie polecam, ona się już daaaawno wypaliła, choć niewiele osób chce to przyznać. *klasku klasku*
    Qwest

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za miłe słowa kłaniam się pięknie :)Faktycznie, na FTNakama wrzucałam rozdziały co jakiś czas, jednak z powodu odzewu, który idealnie oddaje piosenka z dość popularną frazą "Mniej niż zero", postanowiłam zaprzestać. Jestem osobą cierpliwą, jednak ile razy można pisać post pod postem ^^"

      Usuń
  4. Witaj! Zostałaś oceniona na Opieprzu. Zapraszam do zapoznania się z oceną i wyrażenia opinii na:
    http://o-pieprz.blogspot.com/2012/12/788-fairytailandia.html

    Pozdrawiam!
    Dziab

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach jak mi się podobała ta scena z Natsu i Lucy!!! Śpiący pan i w ogóle :). A zrobisz paring NaLu??? Czy raczej nie mam na co liczyć???

    OdpowiedzUsuń