Budynek Rady Magii wyglądał tak jak
zwykle.
W sumie nie było to nic dziwnego,
zważając na fakt, iż po przeprowadzonej parę miesięcy temu rewolucji, większość
zamieszek toczyła się w stolicy, mieście kwitnących kwiatów, Krokusie. Era nie
znajdowała się na tyle blisko niego, by bezpośrednio odczuć ich skutki,
używając jednak przenośni, można by powiedzieć, że znajdowała się pod stałym
obstrzałem. Złorzeczenia mieszkańców niegdyś Królestwa, obecnie Republiki Fiore
codziennie uderzały w nią jak grad, bezlitośnie miażdżąc pozycję i szacunek
Rady, na który pracowała sobie przez wiele dziesiątków lat. Bombardowanie
negatywnych opinii ustawało jedynie w tych chwilach, w których złość ludu
przenosiła się na zamek królewski, z którego nie było żadnych wiadomości od
czasu rebelii. Nikt nie miał pojęcia co się dzieje z niegdysiejszym władcą
Fiore, z jego rodziną ani kto obecnie rezyduje w tym wspaniałym budynku,
obecnie obstawionym przez strażników noszących dumnie peleryny z naszytym
symbolem Cienia Ducha. Niemniej, łatwiej było uzasadnić brak reakcji króla, niż
niemoc Rady, która niezmiennie milczała, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na
kolejne nadużycia i niepokoje w państwie, także o podstawie magicznej. Mimo iż
zebrania odbywały się regularnie (co mogli potwierdzić liczni świadkowie,
którzy brali się w sumie nie wiadomo skąd), próżno było czekać na jakąkolwiek
decyzję, która mogłaby poderwać do działania pozamykane we własnych siedzibach
gildie, które albo postanowiły przeczekać kryzys, albo działały na własną rękę,
jak było w przypadku takich gigantów jak Blue Pegasus lub Fairy Tail.
To się miało niebawem zmienić.
Taki przynajmniej był plan.
Jego dumnym realizatorem miał być
nie kto inny, jak wnuk Mistrza drugiej z wymienionych gildii, Laxus Dreyar,
który feralnego setnego dnia niewoli dotarł do Ery jednym z ostatnich pociągów,
wtaczających się leniwie na zacieniony peron stacji pogrążonej już połowicznie
w ciemności. Ostatni pasażerowie pośpiesznie kierowali się w stronę ulic,
pragnąc dotrzeć do domów zanim lokalni pijaczkowie i zabijacy postanowią
przetoczyć się przez centrum w poszukiwaniu innych lokali. Byli jednak tacy (i
do nich zaliczał się Smoczy Zabójca Błyskawicy), którym było absolutnie
wszystko jedno na kogo trafią i o której godzinie - ci szli spokojnie,
przystając co jakiś czas, zupełnie jakby im się nudziło.
Po prawdzie, Laxusowi nudziło się
naprawdę.
Wysłany do Ery z misją
dyplomatyczną przez Mistrza (co stanowiło ostateczny dowód na niepoczytalność
poczciwego staruszka), podczas podróży został poddany podjętym przez Cienistych
wszelkiego rodzaju próbom mającym na celu udaremnienie jego wyprawy. Nie było
możliwości, żeby którekolwiek z nich wiedziało, w jakim celu Dreyar wybiera się
do miasta będącego siedzibą Rady Magii. Jak słusznie przewidziała Erza, sam
obrany przez niego kierunek musiał budzić niepokój w szpiegach, którymi
najprawdopodobniej nadal zapełniona była Magnolia.
- Czysta profilaktyka - uznała
Tytania, pocierając brodę i kiwając głową, jakby dla dodania sobie pewności. -
Nie mają pojęcia o co nam chodzi, jednak
sam fakt, iż chcemy coś zrobić konkretnie w tym kluczowym miejscu sprawia, że
zaczynają się zastanawiać.
Opierający się o bar Gray spojrzał
na nią, jakby mówiła w jakimś niemożliwym do zrozumienia języku.
- Czyli, innymi słowy - zaczął
niepewnie. - Już samo to, że chcemy wybrać się do Ery jest niepokojące, bo w
Erze jest Rada Magii, a Rada Magii plus my oznacza kłopoty?
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Właśnie.
- Nie sądzę, żeby był to jakiś
problem - stwierdził Wakaba, wyjmując z ust papierosa. - W końcu wysyłamy
Laxusa. Czegokolwiek by użyli, nie da za wielkiego efektu.
Główny podmiot tej dyskusji stał
oparty o kolumnę, przymykając oczy i nie zwracając uwagi co się dzieje dookoła.
Kilka potyczek jakie udało mu się stoczyć, jedna większa walka oraz efekty jego
ataku na paradę parę miesięcy temu pozwalały mu sądzić, że Cieniści nie mają z
nich najmniejszych szans. Nie zamierzał zawracać sobie głowy czymś, co nie
stanowiło dla niego żadnego zagrożenia.
Makarov jednak marszczył czoło,
rozmyślając nad czymś intensywnie.
- To prawda - powiedział w końcu -
nie są w stanie mu zagrozić, ale...
- Ale? - Mirajane oparła się
łokciami o blat i spoglądała na Mistrza pytająco.
Staruszek milczał przez moment, po
czym rozpogodził się nagle.
- Jedyne, co mogą zrobić - podjął -
to opóźnić wszystko jak tylko się da.
Smoczy Zabójca musiał przyznać, że
mimo iż wszyscy, z którymi miał okazję się zmierzyć umiejętnościami nie
przewyższali Droya lub Jeta, opóźniania i kombinowania mogliby uczyć na
uniwersytetach, a za pobijanie rekordów powinni dostać jakąś nagrodę.
Najbardziej Irytujących Przeciwników Roku, na przykład.
Laxus z początku nie miał okazji
zetrzeć się z nimi bezpośrednio, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z ich
obecności. Cieniści poruszający się niemal dosłownie jak cienie, przemykali
uliczkami, pojawiali się i znikali w tłumie, za każdym razem pozostawiając
swojego wroga coraz bardziej zirytowanego. Nie atakowali go, o nie. Atakowali
inne rzeczy. Tory. Wagony. Zegar na peronie. Osoby dookoła. Wszystko to
powodowało coraz to większe szkody - zatrzymywanie pociągu, podstawianie innych
wagonów, opóźnianie wyjazdu, raz nawet unieruchomiono lokomotywę na godzinę, z
powodu obrażeń, jakich doznała jedna z pasażerek w wyniku ataku gazem łzawiącym
właśnie tychże Cienistych. Po którejś z rzędu takiej akcji, Dreyar był w stanie
spalić cały pociąg tylko po to, by dorwać tamtych dwóch. Przynajmniej wydawało
mu się, że jest ich dwóch. Trudno było ocenić, wyglądali bardzo podobnie.
Zabawa ta potrwała aż do późnego
wieczora. Na przedostatniej stacji Laxusowi udało się nauczyć przeciwników
dobrych manier, dzięki czemu godzinę przed północą mógł stać przed dworcem w
Erze i rozmyślać nad tym, co zamierza robić do samego rana. Na szukanie hotelu
lub jakiegokolwiek miejsca do spania o tej porze nie miał najmniejszej ochoty,
tym bardziej, że miasto, w którym się znalazł, bynajmniej nie było turystyczną
metropolią.
- Młody, co się szwendasz?! - Nocną
ciszę przerwał wcale wesoły krzyk pana w średnim wieku, przetaczającego się
przez główną ulicę. Widać było, że dla niego impreza już się kończyła, a na
pewno skończy się w najbliższym czasie. - Żyć trzeba, żyć! - poinstruował go,
wyrzucając w górę pięść.
Laxus zwrócił na niego uwagę tylko
dlatego, że nie miał na chwilę obecną nic do roboty. Przystanął i patrzył z
cieniem pogardy w oczach na wesołego faceta, którego chód przypominał kroki
jakiegoś ludowego tańca prowadzonego od tyłu.
- Kobiety, chłopcze! - podjął znowu
mężczyzna, wykonując zadziwiająco skomplikowany piruet. - Kobiety, dla nich się
żyje na tym świecie! Ale i jędze są, panie, jędze...
Smoczy Zabójca zastanawiał się,
jakim cudem jest on w stanie mówić tak wyraźnie, jednocześnie będąc spitym na
umór. Staruszkowi jakoś się to nigdy nie udało. Jedynym takim cudotwórcą była
Cana, ale ona zamiast krwi miała gorzałę, więc w sumie się nie liczyła.
"O czym ja myślę?"
zastanawiał się, z zażenowaniem patrząc, jak facet uniemożliwia mu odejście, co
rusz przegrywając z siłą grawitacji i na nogach utrzymując się już chyba tylko
jakimś niepojętym zrządzeniem losu.
- Jędze! - zawołał znowu,
odgarniając z czoła potargane włosy. - Wiedźmy. O, o! Wiedźma, jędza! -
wrzasnął, wymachując ręką. - Wiedźma, jędza, łapaj, trzymaj!
Zaintrygowany Laxus spojrzał przez
ramię. Faktycznie, za nim stała kobieta w stroju pasującym raczej do
czarownicy, niż do typowej obywatelki Ery. Również kaptur nadawał jej typowo
magicznego wyglądu. Skąd wzięła się tuż za jego plecami, Dreyar nie miał pojęcia.
Miał jednak wrażenie, jakby skądś ją znał. Granatowe, zdające się cały czas
uśmiechać oczy spoglądały na niego radośnie.
- Ludzie, którym w życiu nie wyszło
mają zwykle bardzo dobry wzrok - odezwała się dźwięcznym głosem, podnosząc
długi palec do góry. - Zwłaszcza w wieczory, w którym nie wychodzi im bardziej
niż zwykle.
Zanim sens tych słów zdążył dotrzeć
do Laxusa, wesoły mężczyzna, pogromca wiedźm oddalił się, najwyraźniej nie
chcąc mieć z tym diablim nasieniem więcej do czynienia. Smoczy Zabójca został w
miejscu, starając się przypomnieć sobie, kiedy widział kobietę po raz ostatni.
Złote wzory na pelerynie wydawały się być mu znajome, jednak nie mógł ich
dopasować do jakiejkolwiek sytuacji z przeszłości.
- Ja cię znam - powiedział w końcu,
wkładając ręce do kieszeni. - Gdzieś cię już widziałem - dodał swoim zwykłym
tonem, przekrzywiając głowę, jakby to miało mu w czymś pomóc. Sam nawet nie
zdawał sobie sprawy, dlaczego tak bardzo stara się odgadnąć tożsamość
nieznajomej.
Kobieta również przekrzywiła głowę,
jakby go przedrzeźniając.
- To nieważne - stwierdziła,
prostując się. Szczęśliwy blask w jej oczach zgasł - teraz były matowe i
pozbawione wyrazu. Twarz, ta uśmiechnięta twarz, którą Laxus zapamiętał, choć
nie wiedział skąd, przybrała zatroskany wyraz. Na czole pojawiła się
zmarszczka, która sprawiła, iż kobieta wyglądała niemalże groźnie.
- Źle się dzieje - odezwała się,
wyjmując z rękawa karty i rozkładając je przed Smoczym Zabójcą w okazały
wachlarz. - Wróżki tracą skrzydła, latające konie nie mogą latać w panującej
duchocie. Burza oczyszcza atmosferę ale tylko chwilowo - mówiła dalej,
pokazując coraz to nowe karty i wciskając je Laxusowi w dłoń. - W tej sytuacji
można liczyć na ptaki. Ptaki umieją latać w takich warunkach - zapewniła go,
chwytając za dłoń i ściskając, jakby chciała przekonać go za wszelką cenę. -
Ptaki umieją. Postawcie na ptaki. Nawet jak znajdzie się tylko jeden.
Dreyar wpatrywał się w kobietę
szeroko otwartymi oczami, nie rozumiejąc kompletnie nic. Słowa, które
wypowiadała wydawały się w pewien sposób ważne, o wiele ważniejsze, niż mogło
mu się wydawać w tej chwili. Tym bardziej frustrował go fakt, że nic nie
rozumiał.
- O czym ty... - urwał, jakby nagle
olśniony. - Na ciebie wpadłem przed ratuszem - uzmysłowił sobie, wreszcie
przypominając sobie podobną sytuację. Także wtedy dostał karty, których nie
znał, słowa, których nie rozumiał i znaki, których nie potrafił odczytać.
- Bywa - uśmiechnęła się wreszcie
kobieta, klepiąc go w ramię i mijając go, niemalże wsuwając mu się za plecy.
Mimo że Laxus odwrócił się niemalże natychmiast, nie zobaczył jej ponownie.
Znikła, tak jak wtedy.
- I co ja... - powiedział do
siebie, zanim zdał sobie sprawę, jak głupio musiało to zabrzmieć - ...I co ja
mam teraz z tym cholerstwem zrobić? - zapytał sam siebie, bezradnie wpatrując
się w niemalże całą talię kart spoczywającą na jego dłoni. Trzeba by dać to
Canie do zabawy, może potrafiłaby coś z tym zrobić. Ale Cana była daleko.
Podobnie jak Lucy i Levy, jedyne osoby, które wiedziały na ten temat więcej od
niego. One były w tej gildii od rozwiązywania skomplikowanych zagadek.
Stał jeszcze przez chwilę,
spoglądając na ciemne ulice, po czym włożył karty do kieszeni i ruszył przed
siebie.
Może uda mu się obejść całe miasto
w te kilkanaście godzin.
*
- Jesteś gościem Acalina?
Łagodny, wysoki głos, mimo że
cichy, rozbrzmiał w jaskini echem, przyprawiając Levy o szybsze bicie serca. Od
dłuższego czasu poruszała się w ciemnościach, oświetlając sobie drogę jedynie Solidnym
Rękopisem. Ręce miała już podrapane od ciągłego wodzenia dłońmi po skałach w
poszukiwaniu kolejnych przejść lub przynajmniej ich resztek. Łydki bolały od
długiej wędrówki, a magia powoli się wyczerpywała. Kiedy usłyszała pochodzący z
nikąd głos, w pierwszej chwili miała ochotę krzyknąć z przerażenia. Zamiast
tego obróciła się natychmiast, rozglądając się gwałtownie w poszukiwaniu
intruza lub wroga. Odnalezienie właściciela głosu nie było takie trudne - mała,
klęcząca na jednej ze skał postać jarzyła się delikatnie błękitnym światłem,
jeszcze bardziej podkreślając niebieskawy kolor skóry dziewczynki. Fioletowe
włosy opadały na twarz, oczu Levy nie była w stanie dojrzeć. Z tej odległości
przypominały dwa czarne kamyki.
- Kim jesteś? - zapytała
zafascynowana czarodziejka, podchodząc bliżej. Na moment zapomniała, że powinna
zachowywać się jak najciszej. Znała tę istotę jedynie z opowieści Lucy i Wendy
- sama nigdy jej nie spotkała. Jednocześnie miała nadzieję, że dziewczynka
stanowi klucz do rozwiązania zagadki Arcymaga. Posługiwała się wszak imieniem,
które Levy roboczo nadała twórcy Kamieniołomu.
- Jesteś gościem Acalina? - pytała
dalej mała. Nie wiadomo kiedy znalazła się na dole, podchodząc do czarodziejki
tak, jak podchodzi się do płochliwego zwierzątka. Na jej twarzy widać było
ciekawość i nadzieję. - Przyszłaś do niego czy do nich?
Dziewczyna mogła się jedynie
domyślać kim był "on" i "oni". W gruncie rzeczy było to
raczej oczywiste - chodziło jej prawdopodobnie o Acalina i Cienistych, jednak
kto wie - może kryła się za tym inna tajemnica.
- Do niego - zaryzykowała wobec
tego Levy, kiwając uspokajająco głową i zbliżając się jeszcze. Widząc obawę
dziewczynki, podniosła ręce. - Nic ci nie zrobię. Szukam tylko informacji na
jego temat. Chcę wiedzieć, co się z nim stało.
- Acalina tu nie ma - odparła
tamta, wyłamując palce i nadal krążąc dookoła czarodziejki. Przypominała nieco
małe lwiątko przyczajające się do ataku. Z jakiegoś powodu jednak McGarden
miała niemalże pewność, że z jej strony nie grozi jej nic. - Odszedł, zniknął,
nie było go.
- Był - odparła Levy z mocą. - Żył
przecież, zbudował Kamieniołom. On wyrył te wszystkie napisy na ścianach,
założył pułapki... To wszystko jego robota!
Dziewczynka potarła nerwowo ramię.
- Przecież te wszystkie jaskinie kiedyś
były jego twierdzą! - czarodziejka mówiła coraz głośniej, coraz bardziej
pragnąc przekonać tajemniczą istotę do swoich racji. - Zanim pojawił się Cień
Ducha, Acalin stworzył tu bazę nie do zdobycia...!
- Nieprawda.
Rozmówczyni Levy przerwała jej
gwałtownie, splatając dłonie i siadając gwałtownie na zimnej skalnej podłodze.
McGarden nie wiedziała nadal czy traktować ją jak człowieka, ducha czy może coś
jeszcze innego. Widać było, że coś jest nie tak. Fioletowe usta były
zaciśnięte, a oczy, jednocześnie stare i młode błądziły w ciemności bez żadnego
konkretnego celu.
- To... nie on był pierwszy -
powiedziała w końcu, po dłuższej chwili milczenia.
- A więc Cień Ducha? - zdumiała się
Levy, kucając tak, by być na wysokości dziewczynki. - Jak...?
- Nie. Nie oni.
- A więc kto?
Fioletowe oczy przestały wreszcie
wodzić po skałach i skierowały swój wzrok na nią. Widać w nich było coś, co
można by nazwać buntem lub niezgodą. Niezgodą na to, co powinno się powiedzieć.
- Pierwsi byli... - urwała na
moment, pocierając kosmyk włosów. - Moi rodzice.
*
Kiedy Natsu ocknął się po raz
kolejny w tym samym miejscu, przynajmniej było jaśniej.
Dopiero po dłuższej chwili zdał
sobie sprawę z tego, co ten stan rzeczy powodowało - do sufitu jego jaskini
(czy też cali, jakby tego nie nazwać) przyczepiona była duża, jarząca się
fioletowym światłem lacryma, dająca niewiele, ale przynajmniej trochę światła.
Zorientował się również, że nie znajduje się już w pobliżu krat, przy których
ostatnio "dyskutował" z Wyrocznią. Ktokolwiek tu był, przeniósł go z
powrotem w głębię groty, tam, gdzie obudził się poprzednim razem. Tak mu się
przynajmniej wydawało - równie dobrze mogli go przenieść gdziekolwiek indziej,
nie zorientowałby się. Dopiero przy próbie wstania zorientował się, że jeszcze
coś jest nie tak.
Nie mógł poruszyć prawym ramieniem.
A raczej nie pozwalał mu na to
potężny ból, który promieniował z ręki i przyprawiał niemalże o zawroty głowy.
Próba oparcia się na nim spowodowała, że Smoczy Zabójca aż syknął.
Korzystając ze swojej lewej ręki,
jakoś udało mu się wstać, mimo że druga z górnych kończyn nadal bolała jak
diabli, nawet gdy jej nie używał. Dopiero w pozycji stojącej, będąc o wiele
bliżej fioletowego światła udało mu się przyjrzeć ramieniu.
- Cholera -przeklął, niemalże
warcząc z bólu przy dalszym obracaniu ręki.
Była po prostu złamana.
Tyle był w stanie wywnioskować z
pobieżnych oględzin. Kolor światła nie pozwalał mu stwierdzić, czy kończyna
była sina czy też po prostu brudna, jednak ciemne plamy na przedramieniu przemawiały
raczej za tą pierwszą opcją.
Teraz dopiero udało mu się
przypomnieć, co działo się ostatnio. Faktycznie, zanim Wyrocznia go
zaatakowała, jedną z rąk przełożył przez kraty. Kość musiała się złamać przez
uderzenie w metal, w końcu nie trzymał jej wyprostowanej jak struny.
- Niedobrze - mruczał, siadając
ostrożnie i podtrzymując uszkodzoną rękę. - Cholernie niedobrze.
Przebywając w zamknięciu, bardzo mu
brakowało kogokolwiek, do kogo mógłby otworzyć usta. Happy został w Magnolii,
cała reszta gildii była przekonana, że jest na misji z Lucy i Levy. Z drugiej
strony, nie mogły nie zauważyć, że nie pojawił się na stacji. Pewnie
zawiadomiły Mistrza. Dragneel miał tylko nadzieję, że nie będą się śpieszyli z
wysłaniem kogoś na ratunek. Prawdę mówiąc, po cichu liczył, że nie zjawi się
nikt - przynajmniej do czasu, aż sam nie obmyśli sposobu samotnej ucieczki. Nie
wyobrażał sobie nic gorszego nad widok triumfującej miny Lodowego Głupka.
Gdzieś w oddali rozległ się szczęk
żelaza. Jeśli nadal znajdował się w tej samej jaskini, mogło to oznaczać, iż
ktoś właśnie wszedł do groty.
"To moja szansa" pomyślał
Dragneel i na moment zapomniał o swojej
bolącej ręce. Niestety, kiedy już-już szykował się do ataku, został zmuszony
przypomnieć sobie o niej znowu - i przypomniał sobie tak boleśnie, że nie zdążył
zrobić nic innego ponad kucnięcie w miejscu i ściskanie nadgarstka prawej ręki.
- Widzę, że Wyrocznia skutecznie
pokazała ci kto tu jest więźniem, a kto oprawcą - usłyszał irytujący głos. Z
cienia wyłonił się całkiem wysoki mężczyzna o ostrych rysach i błyszczących w
fioletowym świetle oczach. Jego włosy w kolorze platyny odbijały promienie jak
lustro, stanowiąc niemalże osobne źródło światła.
- Coś ty za jeden? - warknął Natsu,
podnosząc się i stając przed nim na ugiętych nogach. Zupełnie nie kojarzył
gościa, mimo że nosił pelerynę Pionu Bojowego.
- Charles Lavirian - przedstawił
się Cienisty, uśmiechając się lekko. - Będę miał przyjemność zaprowadzić cię na
drugą część negocjacji.
Dragneel aż się zagotował ze
złości, jednak płomienie, które zwykle wybuchały w takich momentach, nie
pojawiły się nawet na moment. Cholerne bransolety, szlag by je trafił.
- Jestem w stanie wyobrazić sobie
ciebie jako Smoczego Zabójcę Ognia - zapewnił go Charles, spoglądając na niego
i pocierając brodę. - Pokazanie twojej prawdziwej mocy byłoby pewnie niezłym
widowiskiem.
- Mogę zrobić widowisko i bez tego
- odparł ze złością Natsu, gotując się do ataku. Bądź co bądź, miał jeszcze
lewą rękę.
Mag podniósł dłoń.
- Oszczędźmy sobie sił na
bezsensowne zagrywki. Zapewniam cię, że co jak co, ale siła bardzo ci się teraz
przyda.
Dragneel wyprostował się na moment.
- O co ci chodzi?
Cienisty jednak nie odpowiedział,
uśmiechając się ni to z politowaniem, ni to z rezygnacją. Po chwili machnął
ręką w kierunku korytarza, z którego przed chwilą wyszedł.
- Idziemy?
Smoczy Zabójca zastanawiał się
przez moment.
- Pójdę sam - zdecydował w końcu,
mając nadzieję na szansę ucieczki. - Ale ty przede mną.
- Tylko jeśli pójdziesz pierwszy.
~*~
Doskonale zdaję sobie sprawę ze
spóźnienia, jednak jednocześnie uważam, że to nie moja wina bo zaszły specjalne
warunki, a tak w ogóle to gdzie jest mój prawnik, halo policja adwokat sąd.
*czyli jak długie weekendy działają
na ludzi przepracowanych*
To przykre ale zaczynam wariować.
Wybitnie nie radzę sobie ze zbyt dużą ilością wolnego czasu...
Ciekawe, ciekawe !!! Ptak ? Kto może być ptakiem ? Nie przypominam sobie na razie... Ptak... ptak... Cholera wie ! Natsu coś czuję, że będziesz musiał trochę pomyśleć ! :D Jeżeli nie Arcymag stworzył te komnaty, to kto ? Rodzice ? Ale jacy ? XD No weź wszystko ucięłaś w takim momencie, że dkjsfsd xD Brak słów. Kocham czytać twoje rozdziały !!! Czekam na następny !
OdpowiedzUsuńŚwietny, fenomenalny i bardzo tajemniczy rozdział. Po prostu super, nie mogę się doczekać następnego :-)
OdpowiedzUsuńKobieto wrzuć no szybko kolejny rozdział ;). Muszę mieć nad czym zarywać noce :D.
OdpowiedzUsuńNie odpisywałam na pozostałe komentarze, ponieważ nabijanie komentarzy sobie samej budzi mój wewnętrzny opór i to w sumie nie wiem dlaczego. Dlatego też postanowiłam odpowiedzieć tylko tutaj, mam nadzieję, że mi to wybaczysz :)
UsuńSerdecznie ci dziękuję za skomentowanie wszystkich (dosłownie: WSZYSTKICH) rozdziałów. W życiu nie wyobrażałam sobie, że znajdzie się ktoś, komu będzie się chciało nie tylko przeczytać całość ale jeszcze każdy element z tej całości skomentować (czy tylko dla mnie to brzmi niegramatycznie...?). Niech wróżki ochraniają twój Internet przez przejęciem przez złą Deliorę i czuwają nad portalami międzywymiarowymi, żeby żaden Edolas cię nie wciągnął, albowiem niezmiernie się cieszę, że przeczytałaś moje opowiadanie i mam nadzieję, że nie znudzi ci się ono tak od razu ;)
Pozdrawiając i machając kończynami na pożegnanie
Juliza
Spoko :). Cieszę się, że w ogóle odpisałaś :). Czemu miałoby mi się nie chcieć??? Wiem, że twórców to podbudowuje :). To zdradź mi kiedy będzie kolejny rozdział??? Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńTeraz mnie oświeciło ! Ptak ! To może Raven Tail ! XD
OdpowiedzUsuńTak po za tym zapraszam na mojego bloga : http://fairytailtwoworlds.blogspot.com/ Myślę, że Cię zaciekawi ! ^^ Po za tym czekam na następny rozdział >.< :D
OdpowiedzUsuńHejka! Twoje opowiadanie jest genialne! Czemu ucięłaś w takim momencie ? Ja chcę wiedzieć co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńA i nominowałam Cię: http://milosc--bez--granic.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html
I również tutaj Yue mnie wyprzedziła ! Ale najpierw chciałam napisać, że byłaś i dalej jesteś moim pierwszym blogiem o tematyce Fairy Tail. Twój styl pisania jest naprawdę wyjątkowy. Twój blog mnie najbardziej zadowala. Dałam Cię na pierwszym miejscu, ponieważ naprawdę odwaliłaś kawał dobrej roboty. Aby wymyślić o republice, arcymagu oraz o tych wróżbach, to naprawdę trzeba mieć łeb. Polecałam bym Ci pójść na studia dziennikarskie ^^ Takiego talentu nie można po prostu niszczyć. Z wielką przyjemnością zawsze stawiam tutaj komentarz i żaden rozdział mnie nie rozczarował. Gratuluję. Jesteś nominowana na Liebster Award. Szczegółki tutaj : http://acobysiestalogdyby.blogspot.com/2014/02/liebster-award.html Życzę zdrowia oraz duży weny ^^
OdpowiedzUsuńWitaj!!! To kiedy ciąg dalszy co??? Pozdrawiam cieplutko :D
OdpowiedzUsuńHej!!! Co się dzieję??? Zapomniałaś o blogu i czytelnikach??? Daj jakikolwiek znak życia, Kochana. Pozdrawiam serdecznie i przepraszam, że to kolejny komentarz ode mnie :D
OdpowiedzUsuńWymiękłam niestety przy piątym rozdziale i chwilowo nie mam czasu czytać więcej, ale z czasem na pewno wrócę, gdyż interesuje mnie ten temat, specjalnie szukałam czegoś dłuższego niż 3 rozdziały o Fairy Tail. Zapowiada się nieźle ^^ Skomentuję wszystko jak dokończę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie mogę zaprosić do mnie, chociaż na razie jest tylko samotny prolog - http://aisics-night.blogspot.com/
Jak również na oceny, które wspólnie prowadzę: http://ostrze-krytyki.blogspot.com/
Może coś Cię skusi.
Do rychłego zobaczenia!
A ja miałam taki mały dylemacik, czy skomentować tu - bo rozdzial - czy też może pod tym nowszy postem. Ostatecznie wypadło tu.
OdpowiedzUsuńKochana, wciągnęłaś mnie swoim opowiadaniem tak, że przeczytałam wszystko na raz (a te 34 rozdziały to jednak trochę jest) :3
Ogólnie bardzo podoba mi się fabuła. I Wyrocznia jest taką... mimo wszystko sympatyczną postacią. Przynajmniej według mnie, a ja mam też dość dziwny gust chwilami, więc no... ^^ Ale taka zagubiona i jak straciła kontrolę nad sytuacją
sytuacją, to tak... no.
I Natsu złapali <3 Moją wewnętrzna sadystka, która kocha, gdy moim ulubionym postaciom dzieje się coś złego czuje się usatysfakcjonowana :3
Ogólnie to nie było akcji, która mi się nie spodobała, ale troszku późno już, więc obszernie skomentuję następny rozdział, który, jak mam nadzieję, pojawi się jak najszybciej ;D
Przesyłam wenę, Motywacyjnego Kopa W Zupę (c) I życzę dużo wolnego czasu C:
Twoja nowa czytelniczka - Szeh ^^