Natsu cofnął się gwałtownie po raz
kolejny, potykając się o wystającą z posadzki skałę. Nie miał czasu nawet
wyrzucić sobie, że zachowuje się jak zwykły tchórz. Szeroko rozwarte w szoku
oczy wpatrywały się uporczywie w tkwiącą po drugiej stronie krat istotę, oświetloną
jedynie bladym światłem przymocowanej do ściany lacrymo-lampy. Wytrzeszczone
oczy wyglądające spomiędzy kosmyków grzywki świdrowały go wzrokiem ni to
wściekłym, ni to zrozpaczonym. Włosy opadały na ziemię, tworząc ciemny dywan.
Kimkolwiek była dziewczyna za kratami, wyglądała strasznie. Jak duch albo
kościotrup.
- Cholera jasna - przeklął Smoczy Zabójca,
otrząsając się z szoku. - Kim jesteś? - zapytał chwilę później, postępując krok
do przodu.
- Czemu mi przeszkadzasz? - powtórzyła
tamta już ciszej, jeszcze bardziej zbliżając twarz do krat. - Czemu?!
- Nie mam zielonego pojęcia o co ci chodzi
- już zupełnie opanowany Natsu podszedł tuż do granicy swojego więzienia,
pochylając się nieco i opierając ręce na prętach. Zdenerwowanie i niepokój
spowodowane zamknięciem powróciły do niego raz jeszcze, dodając mu brawury. -
Kim jesteś? I co ja tutaj robię?! Zresztą kogo to obchodzi, wypuść mnie! -
zażądał, podnosząc głos coraz bardziej. Ścisnął mocniej kraty, jakby chcąc je
stopić. Oczywiście nic się nie wydarzyło, jego moc nadal była niedostępna.
Dziewczyna siedziała cicho, ignorując
gorączkowe pytania Smoczego Zabójcy. Albo nie umiała, albo nie miała ochoty na
nie odpowiadać. Sądząc po wyglądzie, nie można było być nawet pewnym, czy aby
na pewno słyszy co mówi do niej więzień. Przypominała człowieka, którego
postawiono pod ścianą i zostawiono samego. Który nie ma oparcia już w niczym.
- Przeszkadzasz mi - powtórzyła, tym razem
raczej oświadczając, niż pytając. Odsunęła się nieco od prętów, siadając przed
nimi w siadzie skrzyżnym. Wyglądało na to, iż uspokoiła się odrobinę. Chociaż
nie wiadomo było, czy to dobrze, czy może raczej zupełnie odwrotnie. - Cały
czas mi przeszkadzasz. Wtrącasz się w plany, zabierasz Wybrańca.
"O czym ona mówi?" zupełnie już
wściekły Natsu chętnie zakończyłby tę rozmowę, najchętniej jakimś porządnym
pożarem, jednak bez swojej magii nie był w stanie zdziałać zbyt wiele. Hasło
"wybraniec", przykuło jego uwagę. Miał wrażenie, iż już gdzieś je
słyszał.
- A przecież to wszystko i tak musiało się
stać - mówiła dalej dziewczyna, a jej głos ze spanikowanego powoli zmieniał się
w nieco niższy i bardziej opanowany. - To wszystko było wiadome jeszcze przed
twoim urodzeniem. Przed powstaniem tej całej waszej gildii. Wszystko już
zostało zaplanowane. Wszystko - zaakcentowała, a jej oczy na moment z powrotem
stały się oczami istoty oszalałej z niepokoju. - Wszystko to już było.
- O czym typ pierdzielisz, do ciężkiej
cholery?! - zdenerwował się na nowo Natsu, szarpiąc kraty; bardziej chcąc
pozbyć się targających nim emocji, niż faktycznie wierząc, iż uda mu się je
wygiąć. - Jaki do urwy nędzy wybraniec?! Zaraz... - zatrzymał się na moment, w
zamyśleniu spoglądając na dziewczynę, od której dzieliło go jedynie
parędziesiąt centymetrów.
Jej twarz, która jeszcze przed kilkoma
minutami będąca twarzą szaleńca, a jeszcze przed chwilą nieruchoma jak posąg,
teraz przybrała niezadowolony wyraz. Chociaż Dragneel nie widział ani jej oczu,
ani brwi, mógłby przysiąc, że je zmarszczyła.
- Nawet jeśli się z tym nie zgadzasz,
wszystko już zostało ustalone - uświadomiła mu, składając ręce na kolanach i
układając dłonie tak, jakby coś nimi obejmowała. Przypominało to wyuczony,
trudny do opanowania ruch. - Wybraniec przybędzie, choćbyś próbował mi
przeszkadzać aż do samej śmierci.
Smoczy Zabójca zastanawiał się, czy
bardziej go irytuje jej wyniosły głos, czy takaż sama mina. Czy może
świadomość, że zapomniał o czymś istotnym. O czymś na tyle istotnym, iż w tym
momencie mogłaby być to informacja decydująca.
- Jaki cholera jasna... - zaczął znowu,
jednak urwał, milknąc gwałtownie. Myślenie i badanie nie było jego ulubioną
formą aktywności. Tym razem jednak wszystkie niezwiązane urwyki wspomnień i
rozmów połączyły się w jedno, tworząc jeden, napawający go niczym nie hamowaną
nienawiścią wyraz.
- Wyrocznia - wysyczał,
ściskając pręty tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie. Czuł wzbierającą się w
nim coraz większą wściekłość, wielokrotnie razy większą niż złość, którą
odczuwał jeszcze parę chwil temu. Teraz już nie był nawet zły. Znajdował się
zaledwie o krok od furii.
Kapłanka prychnęła cicho. Zaraz jednak
zakryła usta, przywołując na twarz ten sam, wyniosły wyraz. Zupełnie jakby coś
takiego było czynem zabronionym w jej etykiecie.
- Nie sądzę, żebyś miał prawo tak mnie
nazywać. Jesteś nikim - odpowiedziała, wstając. Dopiero teraz Natsu mógł
zobaczyć ją w pełnej krasie. Była wysoka, wyższa od niego. Fakt ten jeszcze
bardziej go rozwścieczył.
- Zamknij się! - ryknął, wychylając się
jak najbardziej do przodu. - Jak ty w ogóle śmiesz... Ty cholerna... - Nie
potrafił znaleźć słów na ogromny gniew i ogromną bezsilność jakie ogarniały go
w tej chwili. Wyrocznia przyglądała się drżącemu ze złości chłopakowi z
milczącą pogardą.
- Jesteś tu z jednego powodu - powiedziała
zimno, ignorując jego wzburzenie. - Jesteś moją ścieżką do Laxusa Dreyara.
Twoja obecność i informacje na pewno bardzo mi pomogą.
- Och serio - wykrztusił Natsu, wpatrując
się w dziewczynę niemalże dysząc nienawiścią - To także podpowiedziały ci te
pierdzielone głosy w twojej głowie? To też już zostało zaplanowane?!
Kapłanka drgnęła. Najwyraźniej trafił w
jakiś czuły punkt. Przez jej twarz przemknął cień. Zaraz jednak powróciła do
równowagi sprzed kilku sekund, zbierając z ziemi poły długiej, bardzo długiej
szaty.
- Bardzo się przydasz - skwitowała
jedynie, odwracając się do odejścia.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem! -
krzyknął Natsu. Zupełnie nieoczekiwanie dla Wyroczni przełożył ramię przez
kraty, po czym chwycił ją za przód szaty. Gwałtownie przyciągnął ją do prętów
tak, iż uderzyła o nie klatką piersiową. Teraz ich twarze dzieliły centymetry.
- Słuchaj mnie, cholero jedna - syknął
Smoczy Zabójca, patrząc w ciemne, zimne oczy. - Możesz robić co chcesz, wróżyć
z jakiejś pierdzielonej szklanej kuli i czekać aż ci sę przyśni szklany pałac w
cholernym świecie szarych kapturków, ale przysięgam ci. Ja kiedyś stąd wyjdę, a
wtedy ja... nie, całe Fairy Tail obróci w pył całą tę twoją górę kamieni i
piaskownicę twoich nic nie wartych pomagierów, rozumiesz mnie?!
Nie uzyskał odpowiedzi. Kapłanka
spoglądała na niego przez chwilę, trwając w zdumieniu. Sekundę później zalśniło
fioletowe światło i Natsu nawet nie zauważył, kiedy niesamowita siła ogłuszyła
go, odrzucając do tyłu. Huk zagłuszył wszelkie inne dźwięki - w momencie
zniknięcia niesamowitego blasku, Smoczy Zabójca leżał daleko od krat, nie
ruszając się w ogóle. Kapłanka poprawiła szatę, wygładzając nieco pognieciony
materiał.
- Uznaj to za początek naszych negocjacji
- powiedziała niby to do siebie, niby do nieprzytomnego Dragneela. Stała
jeszcze chwilę, po czym odeszła powolnym, dostojnym krokiem.
Białe światło zgasło.
*
Po tym jak skały zwaliły się z potężnym
hukiem na posadzkę niższego piętra Kamieniołomu, dookoła zapadła cisza.
Przerywana ona była jedynie odgłosem osuwania się ostatnich, niewielkich
kamyczków oderwanych od ściany pod wpływem uderzenia spadających kamlotów.
Wszędzie unosił się dym i kurz, pobudzony do życia i działania przez nagłą
katastrofę górniczą.
Levy zakaszlała.
Napisy utrzymywane przez jej magię,
unosiły się powoli z każdej jej strony, ochraniając przed nagłym zgnieceniem
przez niestabilne skały. Jeden także znajdował się tuż pod jej stopami -
prawdopodobnie tylko dzięki niemu nie została z niej miazga po pierwszym
spotkaniu z ziemią. Dziewczyna pomyślała, co będzie, jeśli nie znajdzie wyjścia
z tej pułapki. Było ciemno jak w nocy, ze wszystkich stron otaczały ją
kamienie, nawet promyk światła nie przedostawał się przez kamienną ścianę.
- Solidny Rękopis! Dziura! - wypowiedziała
zaklęcie, starając się wykonać odpowiednie ruchy rękami, mimo niewielkiej
ilości wolnego miejsca. Utworzone słowo uderzyło z impetem w skały,
rozpryskując je na kilka tysięcy kawałków. Kilka z nich uderzyło dziewczynę w
twarz, tworząc niewielkie zadrapania. Jeden większy odłamek uderzyłby ją w
głowę, gdyby szybko nie zasłoniła się innym napisem. Musiała przyznać, że
pomysł ten nie był najszczęśliwszy. Zaraz jednak zmieniła zdanie.
Przesuwając rękami po okrągłym wgłębieniu,
jaki udało jej się uzyskać, wyczuła mały otwór. Na tyle duży, by włożyć w niego
palec, na tyle mały, że przeoczyłaby go na pewno, gdyby próbowała go dojrzeć
przy chociażby minimalnej ilości światła. W tej chwili nawet ucieszyła się, że
nic nie widzi.
Ponownie użyła odpowiedniego zaklęcia, tym
razem przezornie zasłaniając się przed ewentualnymi odpryskami. Magia
przyniosła oczekiwany efekt - dziura była już na tyle duża, by mogła
przeczołgać się przez niego bez większych problemów. Szorstkie ściany jedynie
odrapały ją nieco przez ubranie, jednak w obecnej sytuacji nie była to rzecz
godna uwagi.
"W takich sytuacjach cieszę się, że
jestem niska" pomyślała, przeciskając się przez otwór. Mimo że była ubrana
w zwyczajne bojówki, to biodra przepasane niewielką torebką nijak nie chciały
przejść przez dziurę.
Po kilkunastu sekundach zmagań,
czarodziejce udało wydostać się z pułapki. Krzyknęła krótko, gdy jeden z
ostrzejszych odłamków wbił jej się w skórę, tworząc niewielką ranę. Głos Levy
uniósł się wysoko, odbijając się echem od ścian, których nie była w stanie
zobaczyć.
- Solidny Rękopis! Światło!
Utworzony napis zalśnił łagodnie,
pozwalając na zobaczenie chociażby niewielkiego skrawka przestrzeni dookoła
dziewczyny. Gdy uniosła go wyżej, zobaczyła skalny mur, wystrzelający pionowo w
górę - tak wysoko, iż nie była w stanie zobaczyć jakiegokolwiek sklepienia.
Wyglądało to tak, jakby ciągnęły się bez końca.
- Lucy! - krzyknęła Levy, przykładając
dłonie do ust. - Lucy!
Echo powtórzyło wielokrotnie jej słowa,
jakby naśmiewając się z niej.
- Lucy, gdzie jesteś?! - spróbowała
jeszcze raz, obracając się dookoła własnej osi. Nigdzie nie widziała nawet
śladu po przyjaciółce, nikt też nie odpowiedział na jej wołanie.
Levy nie czuła się dobrze sama w tej
ciemności. Wprawdzie była niemalże pewna, iż Lucy nic nie jest - zanim zostały
rozdzielone, słyszała jej zaklęcie przywoływania. Nie miała wątpliwości, że
przyjaciółka poradzi sobie z sytuacją, w której obie się znalazły, jednak
wolała być tutaj z nią.
Zanim zdążyła zdecydować, co robić, gdzieś
dalej w ciemności, gdzie nie docierało już światło z jasnego napisu, rozległy
się kroki. Mimo iż w jaskini był niesamowity wręcz pogłos, ciężko byłoby
usłyszeć coś takiego. Ktoś musiał mieć naprawdę ciężkie buty.
W pierwszym odruchu Levy zgasiła napis i
wcisnęła się w szczelinę skalną - nie tą, z której wyczołgała się przed paroma
minutami, ale inną, niedaleko niej. Była ona szersza, jednak zdecydowanie mniej
rzucała się w oczy.
Osoba, której kroki słyszała, dotarła do
sterty skał dosłownie chwilę później. Levy nie była w stanie nic zobaczyć -
tkwiła w niewygodnej pozycji uwięziona w wyrwie skalnej, dodatkowo po zgaszeniu
napisu zapadły nieprzeniknione ciemności. Znajdująca się niedaleko niej osoba
westchnęła - było to niskie, grube westchnięcie - najprawdopodobniej człowiek
należał do płci męskiej. Miał też ze sobą światło - coś wyglądające jak
lacrymo-lampa - tyle Levy była w stanie zobaczyć ze swojego miejsca.
Mężczyzna chodził w tę i z powrotem,
czegoś szukając. Było niemalże pewne, że szuka jej - sądząc po słowach Lucy,
cała ta akcja musiała zostać zaplanowana przez Cień Ducha. Dziewczyna zacisnęła
pięści. Oby tylko Lucy nie dała się złapać...!
Teraz jednak miała inne zmartwienia. Po
kilku minutach bezowocnych poszukiwań, Cienisty (taką tożsamość przypisała mu z
góry czarodziejka) natrafił na dziurę, którą utworzyła. Sprawdzając ją, znalazł
się niebezpiecznie blisko kryjówki Levy.
"Dlaczego nie zawaliłam z powrotem
tej dziury!" rozpaczała w myślach. "Mogłam ją przynajmniej zasłonić
jakimś kamieniem...!"
Jasne było bowiem, że otwór nie powstał w
sposób naturalny - w całości okrągły, widać było po nim użycie magii. Co
jednocześnie potwierdzało obecność Levy - wcześniej można było mieć nadzieję,
że mężczyzna odejdzie, zakładając, że leży martwa pod stertą kamieni. Teraz
miał dowód, że żyje i ma się dobrze, co było równoważne z niezaprzestaniem
poszukiwań.
Czarodziejka będąc już niemalże pewną, iż
walka jest nieunikniona, błyskawicznie zaczęła układać sobie w głowie plan
działania. Jeśli miała sobie poradzić, to jedynie atakując z zaskoczenia. To
pozwoliłoby jej na szybką ucieczkę. Jednak dokąd mogłaby uciec? Nie znała
terenu, Cienisty pewnie szybko by ją znalazł - Kamieniołom jest mu pewnie znany
jak własna kieszeń. Poza tym nadal nie mogła wyzbyć się nadziei, iż jednak nie
zostanie odkryta. Ta myśl nie pozwalała jej ujawnić się samej.
Tymczasem jej potencjalny przeciwnik bez
pośpiechu kontynuował poszukiwania. Oderwawszy się wreszcie od okrągłego
otworu, zaczął się kręcić niebezpiecznie blisko "jej" szczeliny.
Lampa, którą trzymał w ręce, raz po raz błyskała Levy w oczy swoim bladym
światłem, za każdym razem przysparzając jej drętwoty ze strachu. Poziom
adrenaliny skakał jej tak gwałtownie, że nie była pewna, czy wytrzyma to całe
napięcie dłużej.
W końcu jednak nadszedł moment, którego
się obawiała. Światło lacrymy zawitało do dziury na dłużej, a tuż nad nią
ukazała się twarz Cienistego. Levy nie była w stanie dojrzeć jej rysów -
promienie nieubłaganie kłuły ją w oczy, nie pozwalając na zobaczenie
czegokolwiek. Wbrew wszystkim swoim planom, przygotowywała się do obrony,
stojąc w bezruchu ze zmrużonymi oczami.
Stała się jednak rzecz niezwykła -
mężczyzna prychnął z niezadowoleniem, po czym wycofał się i odszedł kawałek
dalej. Zdezorientowana czarodziejka trwała przez moment w niezmienionej
pozycji. Jak to możliwe? Czyżby to nie jej szukał? Mógł jej nie dojrzeć, ale...
Nie, to wykluczone. Przecież miał lampę, powinien widzieć ją jak na dłoni!
W czasie gdy dziewczyna próbowała wyjaśnić
jego zachowanie, Cienisty odszedł na drugą stronę jaskini, najwyraźniej
decydując się na przeszukanie drugiej strony sterty skał. Ostrożna Levy
odczekała jeszcze chwilę, po czym szybko wydostała się ze szczeliny, próbując
jak najciszej stawiać nogi. Uwolniona ze skalnej pułapki, gwałtownym ruchem
zdarła z nóg buty, po czym niemalże na palcach pobiegła w kierunku, z którego
przyszedł mężczyzna.
Może i było większe prawdopodobieństwo, że
ktoś ją tam znajdzie, ale również wzrastały szanse, iż ona znajdzie cokolwiek.
Mimo wszystko pamiętała o swojej misji.
Przelatując w pędzie, nie zauważyła
postaci niemalże przyklejonej do jednej ze skał.
Nie miała czasu rozglądać się na boki.
*
- Znalazłaś to, czego szukałaś, Pani?
Wyrocznia zatrzymała się w pół kroku i
odwróciła się gwałtownie, jakby przestraszona. Za nią stał Hill, wciąż z tym
samym uspokajającym uśmiechem na twarzy. Widząc go, uniosła głowę wyżej.
- Jestem blisko - odparła, ponownie
ruszając z miejsca.
Mężczyzna nie odpowiedział - ruszył za nią
bez słowa, utrzymując odpowiednią odległość. Chociaż w tym przypadku trudno
było jednoznacznie określić, ile powinna ona wynosić; kapłanka przez większość
czasu przebywała w swojej komnacie, nie urządzając sobie spacerów po wyższych
poziomach Kamieniołomu. Ostatnio bardzo wiele się zmieniło.
Szli w milczeniu przez parę minut, dopóki
Wyrocznia nie stanęła przed wejściem do swojej komnaty. Widząc ją, magowie
stróżujący najpierw stanęli na baczność, by potem nagle paść na kolana. Hill z
trudem powstrzymał parsknięcie. Zdecydowanie, tempo postępujących zmian było o
wiele za prędkie dla przywiązanych do tradycji Cienistych.
Chwilę później Wyrocznia już siedziała na
swoim zwykłym miejscu, opierając dłonie na dwóch dużych, fioletowych kulach.
Patrząc na nią, można było odnieść wrażenie, iż wygląda dokładnie tak samo jak
przed paroma miesiącami - jedynie wnikliwy obserwator zauważyłby zmianę na jej
twarzy. Zniknęła z niej wyniosłość, ta niezachwiana pewność co do dalszych
działań i rozkazów.
- Uważasz, Pani, że Natsu Dragneel pomoże
nam w osiągnięciu celu? - zapytał Hill. Kiedyś podobna niesubordynacja byłaby
nie do pomyślenia.
- Z całą pewnością stanowi znaczne
ułatwienie - odpowiedziała Wyrocznia. Długa grzywka niezmiennie zakrywała jej
oczy. - Oczywiście niezbędne będzie podjęcie niektórych kroków.
- Oczywiście - zgodził się Hill. Wyglądał
na usatysfakcjonowanego.
W tym momencie do komnaty wszedł jeden ze
strażników, przy okazji odstawiając szopkę podobną do tej, która miała miejsce
przed chwilą. Zaanonsował przybycie Stelli oraz Charlesa. Razem.
Było to dosyć zaskakujące - dwójka ta
bowiem nie znosiła się prawdopodobnie bardziej niż Avis z Hillem, jeśli było to
możliwe. Poziom ich nienawiści przekraczało jedynie gorące uczucie, jakie
Stella zachowywała dla Hilla. Siła tych emocji (powstrzymywana jedynie
pragnieniem nie robienia nic, co mogłoby się nie spodobać Wyroczni) z pewnością
byłaby w stanie doprowadzić do morderstwa z zimną krwią.
Mag machnął ręką, by strażnik wprowadził
dwójkę Cienistych. Spoczywająca na tronie kapłanka już nawet nie zwracała uwagi
na takie bezczelne rządzenie się. Najwyraźniej uznała to za coś naturalnego.
Idąca z przodu panna Royal nie kryła, iż
godzi się na towarzystwo Charlesa jedynie z przymusu, natomiast sam Charles
wyglądał zupełnie spokojnie. Nie należał do tego typu ludzi, którzy otwarcie
pokazywaliby swoje uczucia. Stella nie miała takich problemów.
- Pani - odezwała się po oficjalnym
powitaniu, trwając w tej samej pozie, na kolanach. - Wybacz mi nagłe najście,
jednak sprawa, z którą do ciebie przychodzę nie mogła czekać zbyt długo - Hill
mógłby przysiąc, że rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Zdenerwowała ją twoja samowolka -
powiedział Charles, podchodząc do niego z rękami w kieszeniach. Nie należał do
osób, które lubią trwać na kolanach zbyt długo. - Przyszła cię zaskarżyć.
Uważaj, bo może narobić szumu.
- Ciekawe - mruknął mag, przyglądając się
całej scenie. - Mam rozumieć, że przyszedłeś jej potowarzyszyć...?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Byłem ciekawy.
Wyrocznia zwróciła głowę na moment w
kierunku Hilla, jakby zastanawiając się, czy mógł mieć coś wspólnego z tą
sprawą. Zaraz jednak z powrotem przeniosła swoją uwagę na Stellę i nakazała jej
mówić.
Opowieść panny Royal była długa. Tak
bardzo chciała, by wszyscy obecni dokładnie ją usłyszeli, że ośmieliła się na
wstanie z klęczek. Mocno gestykulując i chwilami nawet podnosząc głos,
wyrzuciła z siebie wszystkie zarzuty, które tylko czekały na uwolnienie. Lwia
część z nich dotyczyła stojącego prawie że tuż obok Hilla - który jednak
pozostawał spokojny.
- Bezpodstawne oskarżenia - mówiła Royal -
niczym nieuzasadnione rozkazy, próba przejęcia władzy nad tym, co zbudowałaś, o
Pani. Działanie na własną rękę, podważanie najwyższych autorytetów - tutaj
Stella zadrżała, jakby to szczególnie ją oburzało. - Ostatnio nawet ośmielił
się twierdzić, iż wasze przepowiednie, Pani, nie są tak trafne jak kiedyś...!
Jeśli próbowała poruszyć Wyrocznię,
całkiem nieźle jej się to udało. Siedząca dziewczyna gwałtownie obróciła głowę,
patrząc na stojącego u stóp tronu Hilla. Trwający z założonymi rękami mag
mocniej zacisnął palce na przedramionach.
- Niedobrze, Hill - mruknął do niego
Charles, obserwujący całą scenę. - W takim tempie to obaj wylecimy stąd
szybciej niż Panna Czarownica zdąży rzucić w nas jedną ze swoich żab.
Albowiem Charles również nie został
oszczędzony w tej płomiennej przemowie. Royal nie szczędziła nikogo, kto jej
zdaniem mógł zaszkodzić Cieniowi. Zadbała o to, by wszystkie podejrzenia jakie
w sobie dusiła przenieść na niespokojne już myśli Wyroczni i zmiażdżyć
przeciwników potęgą jej argumentów.
- ...Daleko sięgają jego podłe działania -
ciągnęła Stella. - Również zatrudnienie tej podłej gnidy, płatnej zabójczyni,
Avis...
Kapłanka drgnęła ponownie, podobnie jak
Hill. Tym razem nie było to spowodowane niepokojem. Był to raczej ruch
człowieka, który widzi prostą drogą do zablokowania figury króla w magicznych
szachach. Mężczyzna zmarszczył brwi jeszcze na moment, po czym rozluźnił się
znacznie.
- Jesteśmy w domu.
Charles spojrzał na niego pytająco,
unosząc brew.
- Mamy naprawdę duże szczęście, że ta
Grellar wzbudza taką odrazę w Stelli - stwierdził mag. - Stella sama strzeliła
sobie w stopę.
Słowa te nie wyjaśniły w żaden sposób humoru
maga, który - jak zauważył Charles - poprawił się, i to znacznie. Ponieważ
jednak nie było czasu na dłuższe rozmowy, mężczyzna postanowił zwyczajnie
poczekać na rozwój wydarzeń.
- ...Zbrodniarka ta długo była solą w oku
Cienia - mówiła dalej Cienista. - Nieraz krzyżowała wasze działania, Pani, nie
pozostając ukaraną w żaden sposób. Śmiem twierdzić, iż to również zasługa
waszego sługi, Hilla. Ten człowiek ma długą listę grzechów i uważam, iż nie
powinniśmy tego ignorować - zakończyła, ponownie schodząc do pozycji klęczącej.
Wyrocznia milczała przez chwilę.
- Czy to prawda, Hill? - zwróciła się do
maga, pochylając się nieco do przodu.
- Wierutne kłamstwa - odparł ze spokojem
tamten. - Nie wierzyłbym w ani jedno jej słowo, o Pani.
- Że też śmiesz jeszcze tak łgać - syknęła
Stella w jego stronę.
- Widać przecież, iż wasza służka niezbyt
zdaje sobie sprawę z tego, co mówi - ciągnął Hill, rozplatając ręce. -
Wprawdzie jestem pełen podziwu dla niej, iż ośmieliła się tak otwarcie
krytykować wasze działania...
Spojrzenie jakie rzuciła mu Royal, było
najczystszą trucizną.
- W istocie, nie podoba mi się sposób, w
jaki krytykujesz moje rządy - powiedziała spokojnie kapłanka, prostując się na
tronie. - Zatrudnienie Avis Grellar było moją osobistą decyzją. Również pozostawienie
jej na stanowisku wynikało z mojej woli.
Stella rzuciła kapłance pełne
niedowierzania spojrzenie. Sprawiała wrażenie osoby, której ktoś nagle wepchnął
w plecy nie nóż, ale całą kolekcję sztyletów.
- Dlatego też nie podejmowałem żadnych
działań w tym kierunku - powiedział Hill, kłaniając się lekko. - Dopiero gdy
dowody jej zdrady były zbyt widoczne, zdecydowałem się na ostateczne
zakończenie współpracy z Avis Grellar.
Wyrocznia milczała przez moment, jakby
zastanawiając się nad czymś głęboko.
- Zdradziła nas? - zapytała. Brzmiała
zupełnie bezradnie, ani trochę nie przypominając władczyni sprzed kwartału.
Charles nie mógł nadziwić się tej przemianie.
- Nie było najmniejszych wątpliwości,
Pani.
Kapłanka przeniosła uwagę z powrotem na
klęczącą na ziemi Royal. Kobieta trzęsła się, ni to ze wściekłości, ni to z
rozpaczy. Hill rozumiał w pewien sposób jej głęboką złość - jeden mały błąd
przekreślił wszystko, co mogłaby osiągnąć.
- Zapomnijmy o tym dzisiaj - powiedziała
Wyrocznia zmęczonym głosem. - Na przyszłość chciałabym ci jedynie uświadomić
jedną rzecz - dodała, unosząc się lekko. Stella pochyliła się jeszcze bardziej.
- Moja wola przechodzi przez Hilla. Jego rozkaz jest moim rozkazem. Nie życzę
sobie, by ktokolwiek przychodził z pretensjami - zagrzmiała, brzmiąc przez
moment zupełnie tak, jak powinna brzmieć władczyni.
Royal została pokonana. Zmiażdżona
zupełnie, jedynie pogorszyła swoją sytuację.
- Lepiej być nie mogło - uznał Charles,
gdy kilka chwil potem przemierzali korytarze Kamieniołomu. - Kto by pomyślał,
że Panna Grellar może nam tak pomóc.
Hill uśmiechnął się tylko.
Los mu sprzyjał.
~*~
Mieliśmy pół roku przerwy i zupełnie nie wiem jak udało
mi się ją przerwać ale oto przed wami kolejny, 33 już rozdział! Ciekawe ilu ludzi wierzyło, że jeszcze tu wrócę.
Dobra, chyba jednak nie chcę wiedzieć.
Na szczęście
odzyskałam trochę z czasu, jaki zabrała mi ostatnimi czasy szkoła, dzięki czemu
mogłam poświęcić go na pisanie. Przy okazji bardzo dziękuję wszystkim, którzy
czekali cierpliwie, a czasem również dopominali się, żebym o nich nie
zapomniała. To też po części wasza zasługa!
Kolejny
rozdział będzie...
Hm...
Tego...
Kiedyś.
A tak już zupełnie poważnie, postaram się, żeby był
jak najszybciej. O ile szkoła/rodzina/nagła Apokalipsa pozwoli.
Do zo~!
Yey ! W końcu rozdział 33 ! ;]]]]] Świetny !
OdpowiedzUsuńRozumiem, że rozdziały będą się pojawiać w weekendy ? ;D
OdpowiedzUsuńBędą się pojawiały w tych rzadkich chwilach euforii spowodowanej jeszcze rzadszym faktem, iż istnieje możliwość bezkarnego "marnowania czasu" i jednoczesnego spania więcej niż 5 godzin :)
UsuńNapiszesz chociaż 3 rozdziały jak będą święta ?
UsuńBędę Ci tak długo dupę truła, aż nie napiszesz kolejnego rozdziału ! XD
OdpowiedzUsuńNajlepszy jest sam koniec :). Z tą Allelują to dowaliłaś :P
OdpowiedzUsuńPs. Tutaj czcionka była większa niż w pozostałych rozdziałach :). Jak to się stało?
OdpowiedzUsuń