- Jestem już stary… - stwierdził staruszek, wzdychając ciężko. Zgromadzeni wokół jego łóżka magowie milczeli, spoglądając na niego z niepokojem.
Do tego właśnie imponującego wniosku doszedł Makarov Dreyar, którego zdrowie na skutek przemęczenia i przecenienia sił własnych już wielokrotnie musiało być odratowywane przez lekarza. I tym razem, sytuacja raczej nie różniła się o poprzednich – kiepskie samopoczucie Mistrza zauważyła jako pierwsza Mirajane. Fakt faktem, iż od miesiąca przywódca Fairy Tail bywał zamyślony i milczący nadzwyczaj często, jednakże nie zdarzało mu się przy tym wyglądać tak mizernie, jak owego dnia. Niezawodna kobieca intuicja nie zawiodła kelnerki i tym razem – po nieudanej próbie udania się do łóżka na prośbę czarodziejki, staruszek zatoczył się, bynajmniej nie na skutek wypitego alkoholu. Szybko okazało się, iż nie może on ustać na własnych nogach, a temperatura ciała znacznie przekraczała normę. Wobec takich czynników, mimo jego czynnego oporu, natychmiast odesłano Mistrza do jedynej lekarki, która z racji dawnej znajomości zgadzała się przyjąć Makarova zawsze, bez kolejki, którą zresztą nie posiadała. Można było też zaufać jej stuprocentowo – całkiem możliwe, iż kompetencją przewyższała większość magnolskich medyków, a już zupełnie bezkonkurencyjna była jej znajomość ziół wszelakich.
Tak, tak – plotki głosiły, iż Porlyusica wreszcie powróciła do miasta.
Teraz, kiedy po piętnastu minutach udawania, że nie ma jej w domu wpuściła całą zgraję wraz z chorym Mistrzem do środka, warzyła jakieś mikstury, nie zaszczycając swojego przyjaciela nawet słowem. Nie skomentowała też w żaden sposób tłumu, którego nie znosiła, co było zaskakujące, jak na nią. Oczywiście nikt nie mógł znać powodu objawienia nagłych pokładów cierpliwości. Nikt, z wyjątkiem jej samej.
Gray, stojący tuż obok łóżka i opierający się o ścianę, uśmiechnął się, krzyżując ręce na piersi.
- Stary, co? – Zapytał, przekrzywiając głowę. – Osiemdziesiątka na karku, a ikry masz tyle, co my wszyscy razem wzięci – dodał, próbując rozładować ciężką atmosferę.
Żart ten najwyraźniej spełnił swoje zadanie – Bisca zachichotała, a siedząca dalej Mira oraz Elfman także uśmiechnęli się do Makarova, jakby zgadzając się z Magiem Lodu.
- Szkoda, że nie wtedy, kiedy trzeba – stwierdził z goryczą dziadek, pocierając skronie. – Cień Ducha robi co mu się żywnie podoba, Freed nadal w szpitalu, a ja…
- Mistrzu, proszę się uspokoić – powiedziała Mirajane, podchodząc do maga ze zmartwioną miną. – Jeśli Mistrz będzie się zamartwiał, choroba potrwa dłużej.
- Jak tam choroba – mruknął tamten. – Ostatnio w nocy nie mogłem spać i tyle…
- I właśnie dlatego – powiedziała Bisca, marszcząc brwi. – Powinieneś więcej odpoczywać. Wszyscy wiemy jak bardzo denerwujesz się całą tą sytuacją ale to nic nie da. Najlepiej zrobisz, jeśli wyluzujesz i postarasz się zapomnieć o wszystkim. Chociaż na jeden dzień.
- I po tym jednym dniu wróci nasz stary dziad? – Zapytał Gray. – Bo ten tu, zachowuje się tak, jakby miał kryzys wieku średniego.
- Gray… - uciszyła go Mira.
Makarov zastanawiał się kilka sekund, czy powinien się obrazić lub przynajmniej zdenerwować o ten niezbyt grzeczny komentarz. Wprawdzie jako osoba starsza i Mistrz jednej z najsilniejszych w Fiore gildii, powinien wymagać choć odrobinę szacunku, jednak trudno mu było gniewać się o cokolwiek. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Fullbuster próbuje jedynie choć trochę poprawić mu nastrój.
Staruszek spojrzał po otaczających go twarzach. Wszystkie, bez wyjątku, uśmiechały się do niego najwyraźniej starając się podnieść go na duchu. W odpowiedzi na te sygnały otuchy, Dreyar także wykrzywił twarz w uprzejmym grymasie. Kochane dzieciaki. Robią wszystko, żeby go jakoś wesprzeć, a on leży tutaj i smęci. Czasem, patrząc na nich, zastanawiał się, czy to faktycznie on się nimi opiekuje, czy przypadkiem nie jest odwrotnie.
W tym czasie milcząca dotąd Porlyusica zalała wrzątkiem jakieś zioła, po czym przelała przygotowany wywar do kubka i odwróciła się. Ogarnąwszy wzrokiem całą sytuację, zmarszczyła brwi, odstawiła naczynie z powrotem i chwyciła miotłę. Gray, widząc ten ruch, wzdrygnął się i poderwał gwałtownie, przeczuwając, co za chwilę nastąpi.
- A wy co tu jeszcze robicie?! Wynocha mi stąd ale już! – Krzyknęła zielarka, wymachując przedmiotem, który w niektórych mądrych książkach jest opisywany jeszcze jako narzędzie do zamiatania. – Nienawidzę ludzi! Wynoście się!
Mag Lodu, któremu zdarzyło się już mieć do czynienia z tą dość gwałtowną i nieprzebierającą w środkach kobietą, wypadł z mieszkania już po paru sekundach. Za nim wyleciał Elfman, wspominając coś na temat męskich mioteł, a za nimi Bisca, której nieszczęśliwie oberwało się szczotką po głowie. Opanowana jak zwykle Mirajane, wyszła swoim tempem, w progu jeszcze raz dziękując za pomoc. W ciągu kilku chwil, pomieszczenie opustoszało – została w nim jedynie dzierżąca dalej miotłę Porlyusica, oraz Makarov. Jego spokojna mina świadczyła o tym, iż nie pierwszy raz był świadkiem podobnej sytuacji.
- Wypij to – nakazała lekarka, odkładając narzędzie siejące przerażenie i ponownie biorąc w ręce parujący kubek. Włożywszy go w ręce staruszka, odwróciła się z zamiarem kontynuowania ucierania ziół w moździerzu. – Może choć trochę postawi cię na nogi.
Mistrz Fairy Tail spojrzał na wręczone mu naczynie – mikstura z wyglądu i zapachu przypominała raczej herbatę niż lekarstwo – po jej powierzchni pływały drobniutkie listki, a wśród nich dryfował swobodnie niewielki kwiat o małych płatkach.
- Flos Vita – mruknął pod nosem, sącząc powoli gorący wywar.
Zielarka przerwała na chwilę wykonywane czynności i odwróciła się, obrzucając mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem.
- Pamiętasz? – Zapytała, marszcząc brwi.
- Oczywiście – odparł tamten, biorąc kolejny łyk. – Zbieraliśmy to razem, zapomniałaś?
- To było dawno – ucięła kobieta, biorąc do ręki moździerz. – Tyle lat…
- Kwiat na wszelkie trucizny i zatrucia – mówił dalej Makarov, przyglądając się kubkowi w zamyśleniu. – Taka rzadka roślina, nie szkoda ci?
- Powietrze w Magnolii można by ciąć nożem – powiedziała Porlyusica z goryczą. – Aż dziw, że jeszcze nie zaczęliście się o nie potykać.
Mistrz słysząc te słowa aż wyprostował się na łóżku.
- Myślisz, że…
- Nic nie myślę – przerwała mu opryskliwie lekarka, wiążąc zioła w pęczki. – Ta walka i ta rewolucja to nie moja sprawa, nie mieszaj mnie do tego.
Zawsze chciała pozostawać neutralna i Makarov doskonale o tym wiedział. Nie zmuszał jej zresztą (a nawet nie próbował…) do wspierania jego działań. Dla Fairy Tail była jedynie doskonałym medykiem, dla którego praktycznie nie ma rzeczy niemożliwych. Mając na uwadze ich wieloletnią znajomość, nie chciał jej wciągać w nic na siłę i wbrew jej woli – szanował jej odrębność i niezależność. Teraz jednak mogła powiedzieć coś znaczącego nie tylko dla niego, ale też całej gildii i – może – Fiore.
- O co chodzi z tym powietrzem? – Nalegał.
- Mówiłam, żebyś mnie do tego nie mieszał! – Stwierdziła ze złością Porlyuisca, trzaskając pokrywkami od pudełek. – Nie można wytrzymać w tym mieście, zauważyłeś?
Staruszek powoli opadł na poduszki.
- Ach tak…
- Czegoś ty się spodziewał?
- Nieważne – stwierdził tamten, patrząc w okno. – Porlyuisca, nie mogłabyś raczej zająć się Juvią, zamiast mną? Myślę, że tak czy siak będzie bardziej przydatna…
Kobieta Deszczu od pamiętnej walki w ratuszu nadal leżała w szpitalu, nie mogąc w stanie nawet wstać. Na skutek nieznanego czaru jednego z kapłanów straciła całą władzę w nogach, a żaden z lekarzy nie potrafił jej jak dotąd pomóc. Dlatego też z tak wielką niecierpliwością oczekiwała powracającej z gór zielarki – owa kobieta, która niegdyś przywróciła oko Erzie, była jedyną nadzieją na „powrót do gry” w jak najkrótszym czasie.
- Jej nie grozi nagła śmierć na ulicy.
Mistrz westchnął. Był jej wdzięczny za jakąkolwiek pomoc, jednak stan czarodziejki trochę go martwił.
*
Przebywał w wielkiej, ogromnej jaskini, zbudowanej z czerwonych skał. Powietrze było tu gęste jak nigdzie indziej, a oddychanie sprawiało dużą trudność. Być może działo się tak z powodu pary osadzającej się na ścianach, po których spływały drobne strużki wody. W gazowej postaci natomiast, kłębiła się pod sklepieniem, nie mając dokąd ulecieć. W kamiennym suficie nie było nawet jednej szpary, która wpuściłaby odrobinę świeżego powietrza.
A przydałoby się ono bardzo. W grocie bowiem stało kilka topornych, metalowych maszyn wyposażonych w najróżniejsze dźwignie i kołowroty, poruszane siłą ludzkich mięśni. To właśnie one wytwarzały to niesamowite gorąco, odbierające wszelką chęć do życia.
Być może dałoby się to jeszcze jakoś wytrzymać. Jednakże tylko w sytuacji, w której pozostawało się biernym obserwatorem – nie uczestnikiem rozgrywanych wydarzeń. Tim miał nieszczęście pełnić tę drugą rolę – zdyszany i zmachany, mokry od potu, nieustannie wykonywał jakieś męczące czynności, których celów sam nie znał. Ubrany w grubą, płócienną szatę do kostek ledwo zipał, marząc choćby o paru minutach odpoczynku. Z jakiegoś powodu jednak nie był wstanie przerwać roboty. Wokół szyi miał omotany drapiący szal, który nieustannie przeszkadzał mu w pracy, jednak nie miał możliwości zdjęcia go.
Ten sen był długi i męczący. Tym trudniej było go znieść, im bardziej chłopiec zdawał sobie sprawę, że wszystko co robi, jest absolutnie bezcelowe. Będąc niewolnikiem swojej własnej wyobraźni, pragnął obudzić się jak najszybciej. Nie było to jednak takie proste – zaciskał powieki najmocniej jak umiał, szczypał się w rękę raz po raz, a mimo to po otworzeniu oczu widział wciąż ten sam, straszny obraz. Powoli zaczynał się zastanawiać, czy przypadkiem nie został porwany przez działających w okolicy gildyjnych, a sen, za który miał męczącą pracę nie jest aby na pewno okrutną rzeczywistością.
- Biedak, musi mieć jakiś koszmar. – stwierdziła z troską Mira, pochylając się nad leżącym na łóżku ciałem. – Co upał potrafi zrobić z dzieckiem…
- Co robi, to robi – uciął Bixlow, a unoszące się obok jego głowy lalki powtórzyły jego ostatnie słowa. – Nie zdziwiłbym się, gdyby ci cali Cieniści nosili te przeklęte szaty przez cały rok. Po co ty go w ogóle tutaj przywlokłaś? – Zapytał podniesionym głosem, zwracając się do siedzącej na krześle Lisanny. – To może być szpieg wroga!
- Takiego dzieciaka? – Zdziwił się Makao, oparty o framugę drzwi. – Wysłałbyś na misję Romea?
- Pewnie, że nie – odpowiedział Wakaba, stojący obok. – Jego tatuś przecież zaraz dostałby zawału.
- Nie mogłam go tak zostawić! – Powiedziała czarodziejka, unosząc głowę. – Przecież to tylko małe dziecko. Udusiłby się na dworze w tych całych szatach.
- I dobrze, jednego wroga mniej.
- Jak możesz tak mówić?!
Przez wszechogarniającą, gęstą i gorącą mgłę zaczęły przebijać jakieś pojedyncze dźwięki. Nie rozbrzmiewały jednak w całej jaskini, jak to w innych tego typu miejscach – Tim słyszał je jedynie w swojej głowie. Nie mogły być zatem częścią snu, jednak chłopiec nie zdawał sobie z tego sprawy. Zastanawiając się, czy nie dopada go jakaś niewolnicza paranoja, zaczął rozglądać się dookoła, co powinien był właściwie zrobić już na samym początku. Ze zdumieniem zauważył, że jest w grocie sam wraz z wielkimi, buchającymi gorącem maszynami. Nie było innych robotników, więźniów ani nawet strażników, którzy mogliby zamachać mu nad głową biczem, gdyby choćby na chwilę przerwał pracę. Wszystkie kołowroty i dźwignie przesuwały się same – z wyjątkiem tego, przy którym akurat pracował.
„To nie jego wina” – znowu rozbrzmiało w jego głowie.
Czyja wina? O co chodzi? Co ten głos w ogóle tutaj robi? Czyj on jest? Nie należał ani do mamy, ani do żadnego z Dostojników, których głosy Tim był w stanie wychwycić nawet w dużym zgiełku. Może to głos taty? Nie widział go dawno, nie był nawet pewien, czy rozpoznałby go w tłumie. Możliwe, że przemawia do niego jego własny ojciec… Tylko czemu to co mówi nie ma żadnego sensu?
- Siostra ma rację – stwierdził Elfman, krzyżując ręce na piersi. – Wszystkie dzieciaki zostały wrzucone w to całe bagno, bez pytania się o zdanie. To takie męskie.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi z tym ostatnim zdaniem – zgasił go Bixlow. – Przecież to rozumiem, nie jestem idiotą. Mimo to uważam, że branie sobie na głowę jakiegokolwiek Cienistego to kretynizm.
- Ach, chyba się budzi – zorientowała się Mirajane, przykładając chłopcu dłoń do czoła. – Nadal nie wygląda najlepiej.
- Kto wie, ile się włóczył po mieście – stwierdziła Lisanna. – A wy lepiej wyjdźcie – zwróciła się do reszty. – Jak się obudzi, to może się przestraszyć, a poza tym potrzebuje świeżego powietrza. Dajcie mu odetchnąć.
Bixlow wyszedł, mrucząc coś pod nosem, a za nim wycofali się także Makao i Wakaba, żywo dyskutując na temat rodzicielstwa i nadopiekuńczości (ciekawe, ile bezdzietny, uzależniony od papierosów mag może mieć do powiedzenia na ten temat!). W pokoju pozostało tylko rodzeństwo Strauss – Elfman odmówił wyjścia. Postanowił zostać na wszelki wypadek, gdyby ta „podstępna kreatura” zamierzała rzucić się na siostry zaraz po przebudzeniu. O swoich słowach sprzed paru minut zdawał się w ogóle nie pamiętać.
- Myślicie, że będzie próbował uciekać? – Zapytała Lisanna, po chwili milczenia.
- Kto wie – stwierdziła Mira, prostując się. – Dla niego jesteśmy znienawidzonymi gildyjnymi. To okropne, jak mieszają tym dzieciakom w głowach.
- Uważajcie – ostrzegł je Elfman. – Otwiera oczy.
*
Dosyć. Dłużej tego nie zniesie.
Kiedy rozpoczynała tę robotę, wszystko wydawało się o wiele bardziej przejrzyste, jasne, klarowne. Zrobienie tego i tego, robota za to i za to. Wszystko jest w porządku, oni mają wykonane zadanie, ona ma pieniądze. Bez zbędnych słów, bez zbędnych czynności.
Oczywiście nie oczekiwała, że podziękują jej za wykonaną pracę. Była najemniczką, zabójcą na zlecenie – pracodawcy, którzy potrzebowali jej usług raczej nie należeli do osób, którzy pod koniec roboty zapraszają na herbatę i wyją peany z wdzięczności. Avis wcale by tego nie chciała. Podobał jej się taki zimny stosunek do zleceń, zresztą w takim brudnym biznesie czuła się jak ryba w wodzie – pewnie z przyzwyczajenia, jeszcze z dzieciństwa. Nie obchodziło jej to, jeśli ci, co jej płacili nie byli zbyt bezczelni.
Ale, do ciężkiej cholery, tacy co próbowaliby ją zabić z tego prostego powodu, iż nie latała w koronie na głowie i nie biła pokłonów przechodzącym korytarzem łysolom w zielonych szatach.
O tak, nie była zbyt lubiana w tym miejscu.
Niechęć do niej pozostałych członków sekty, z którym miała jakikolwiek większy kontakt poza przelotnymi spojrzeniami przy mijaniu się w holu, rosła niemalże z dnia na dzień. Być może dlatego, że już kilka razy zdarzyło jej się zaatakować wojowników z Pionu Bojowego, którzy za wszelką cenę starali się jej udowodnić, że jest nic nie znaczącym śmieciem. Możliwe też, iż ta fala nienawiści spowodowana była wybrykiem podczas parady przez miasto – w ramach zemsty nie zawiadomiła wtedy „góry” o swoich obserwacjach. Powód mógł też być o wiele prostszy i prozaiczny. Kto wie, może we wszystkich członkach sekty był zaszczepiony rozkaz wrogości w stosunku do każdego, kto nie jest członkiem Cienia Ducha.
Oczywiście ci najmniej znaczący członkowie, tworzący szare plamy poruszające się po mieście, nie ośmielali się jej choćby tknąć palcem lub obrazić. Doskonale wiedzieli, jakie niebezpieczeństwo mogło to na nich sprowadzić. Z kolei ci, którzy dysponowali jakąkolwiek silniejszą magią nie mieli żadnych skrupułów. Otwarte obrazy zdarzały się rzadko. Drobne złośliwości, bolesne „wypadki” zdarzały się o wiele częściej – tak jak w szkole, kiedy cała grupa występuje przeciw jednej osobie. Tyle, że na poziomie profesjonalnych zabójców – ileż to razy Avis wychodziła z korytarza poparzona kwasem, który wziął się tam nie wiadomo skąd. Ile to razy pomieszczenie w jakim przebywała nagle spowijała żółta mgła, która zatruwała powietrze w taki sposób, iż gardło paliło niemiłosiernie. To wszystko oczywiście bez pozostawiania jakichkolwiek śladów. Kto by pomyślał, iż dorośli też potrafią zachowywać się zupełnie jak dzieci. Najbardziej bezczelna była Stella, której zabójczyni nienawidziła całym sercem i duszą, a fantazje na temat jej nagłej i wyjątkowo bolesnej śmierci nachodziły ją niemalże przy każdym spotkaniu. Najgorsze jednak było to, iż niewiele mogła z tym fantem zrobić.
Można by pomyśleć, iż dalsze sterczenie w podobnym miejscu do szaleństwo i masochizm – Avis także często zastanawiała się, co ją tu jeszcze trzyma. Była wolnym strzelcem, w każdej chwili mogła stwierdzić, iż praca ją znudziła i po prostu odejść. Wielokrotnie oznajmiała sobie, że to już definitywny koniec, a jednak nie ruszała się nawet na krok.
Co ją tu trzymało? Pieniądze.
Ilekroć o tym myślała, za każdym razem powód ten wydawał jej się więcej niż głupi i beznadziejny – zwyczajnie żałosny. Nie mogła uwierzyć, iż z tego powodu znosi te wszystkie nieprzyjemności.
Avis zaklęła tak głośno, iż nawet parę ludzi na ulicy obejrzało się, szukając damy tak źle wychowanej, iż ma czelność ona wymawiać takie słowa w miejscu publicznym. Gdyby którykolwiek z nich pomyślał, by spojrzeć w górę, może by się to mu udało – dziewczyna siedziała na zewnętrznym parapecie okna, jedną nogę trzymając zgiętą, o drugą swobodnie opuszczoną w dół. Oparta o ścianę, przyglądała się z góry mieszkańcom, którzy korzystając z tego, iż wieczorem nie było już tak gorąco, masowo wylegli na ulice, załatwiając najróżniejsze sprawy. W dłoni zabójczyni tkwiła mała, opróżniona do połowy buteleczka.
Najemniczkę szlag trafiał za każdym razem, kiedy docierało do niej, iż korzysta z pomocy jakiejś wrednej, starej baby. Specyfik, jaki upuściła ona jeszcze dzisiaj w lesie, był bowiem odtrutką na absolutnie wszystkie trucizny, jakie można było wymyślić. W pierwszym odruchu miała ochotę wyrzucić to draństwo w cholerę, jednak po głębszym namyśle zdecydowała się narazić swój honor. Nie mogła nie zastosować tego leku – te wszystkie poparzenia bolały jak diabli.
Tuż obok niej, na parapecie leżała bluza, należąca do jednej z tych gildyjnych czarodziejek, która znalazła ją wtedy, kiedy Stella ją dopadła. Nadal jej nie wyrzuciła, chociaż za każdym razem obiecała sobie, że to zrobi. Nie łączyło jej nic z tą dziewczyną, nie potrzebowała pomocy od nikogo. Sama doskonale sobie radziła.
Na potwierdzenie swoich słów, chwyciła nieco brudną już bluzę i wystawiła rękę poza parapet. Po kilku sekundach puściła ją, by schwycić w jedynie dwa palce. Jakoś trudno było jej zrobić tym cokolwiek.
- Myślisz, że nie mogę? – Zapytała, wpatrując się w materiał. – To nie moje, guzik mnie obchodzi co się z tym stanie.
Po następnych kilkunastu sekundach bezustannego patrzenia na jeden głupi fragment ubioru, wstała gwałtownie, wrzucając buteleczkę do kieszeni. Chwytając się rynny, przerzuciła bluzę przez ramię i po kilku chwilach sprawnie wdrapała się na dach.
Cholera.
Coraz gorzej z nią.
~*~
Trudno mi napisać cokolwiek, co nie byłoby pełnym poczucia winy skomleniem z powodu niedotrzymywania jakichkolwiek terminów. Rozdział jest, aczkolwiek krótki - następny będzie dłuższy, obiecuję. Jeśli jeszcze jest sens wierzyć w jakiekolwiek moje słowa >.>
Wypadałoby może napisać coś na temat mojego braku punktualności... Otóż, powody są dwa:
1. Podczas ferii świątecznych Juliza wpadła na pomysł na nowe opowiadanie i zaczęła go maniakalnie rozwijać, zapominając o reszcie;
2. Po feriach śiątecznych Juliza wciągnęła się w nowe anime i zaczęła je maniakalnie oglądać zapominając o reszcie;
2. Po feriach śiątecznych Juliza wciągnęła się w nowe anime i zaczęła je maniakalnie oglądać zapominając o reszcie;
Źle ze mną...
Przepraszam, wiem, że to co teraz powiem będzie niemiłe, ale... Kiedy zobaczyłam na moim "pulpicie nawigacyjnym bloggera" że jest nowy rozdział, ryknęłam śmiechem. Ale nie, nie, to nie w żadnym złym sensie, po prostu triumfujący ryk z rodzaju "AAAAH-TAK!". Rozdział krótki, ale niezły. Pałam instynktowną sympatią do Avis, troszkę przypomina mi pierwotny zamysł mojej postaci xD
OdpowiedzUsuńTak na marginesie, Qwesterka ciekawa, jakie to anime tak wciągnęło Julizę ^^ No bo się nudzi, a że akurat choruje, to ma trochę czaaaasu...
Katekyo Hitman Reborn xD Pierwsze paręnaście odcinków jęczałam z rozpaczy, że mam fangirla w klasie który na mnie testuje takie tortury [czyt. totalna porażka]. Teraz jednak się rozkręciło i mam konflikt autorytetów ._.
UsuńNiah, niah :) Ja też akurat weszła i ujrzałam nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńNajpierw o rzeczy ważniejszej - szablon. Jest śliczny! Aż się boję, że po takiej przebudowie dostałabyś u mnie maksa. Naprawdę, bardzo mi się podoba, szczególnie nagłówek. Mam jednak maluczkie, malutenienieńkie ale... dałoby się powiększyć czcionkę? Co prawda od czasu zmiany nie miałam możliwości sprawdzić bloga na laptopie (może to kwestia rozdzielczości - popraw mnie, jeśli czcionka zależy od tego), jednak na stacjonarnym mam straszne mróweczki. Już taka wielkość i czcionka jak w komentarzach bardzo by pomogła...
Natomiast rozdział (gdzie ty widzisz jego krótkość? to przez te małe mróweczki!) jak zwykle czytało się świetnie. Biedny Makarov - starość nie radość, chociaż wierzę, że jak zwykle się wyliże. To jest stara wyga! Zawsze udaje, że ostatni raz chroni gildię, a potem Porlyuisca i tak go składa do kupy :)
To ciężkie powietrze pewnie na swój sposób działa jak element hipnozy czy raczej osłabia mieszkańców Magnolii (i Fiore?). Takich otumanionych ludzi łatwiej podporządkowywać.
Avis, do boju! Mówi o pieniądzach, ale prawda jest taka, że w obecnej sytuacji jedynym pracodawcą może być Cień Ducha. Gdzie pójdzie? Kto ją wynajmie do zabijania, skoro monopol na cały kraj ma jedna sekta, a wszelki opór nie jest mile widziany? Chciał nie chciał, Avis musi pracować dla nich. Albo udawać, że pracuje. Dopóki ktoś nie zyska karty atutowej w walce z Cieniem, zdecydowanie rozumiem Avis i jej postępowanie. Lajf is brutal nawet w takiej historii.
Z niecierpliwością czekam na dalsze losy :3
Pozdrawiam!
Dziab
PS. Jeee, Reborn! XD
UsuńDziękuję bardzo! Za wszelkie komplementy dotyczące szablonu już dziękować nie będę, gdyż nie moja to zasługa, lecz świetnej szabloniarni : )
UsuńCo do czcionki, to niestety - zawsze o tym zapominam. Sprawa jest taka, że kiedy wklejam rozdział na blogspota, to wtedy czcionka w rozmiarze "Normalny" wydaje być się całkiem w porządku... A potem okazuje się, że czcionka normalna w edytorze w rzeczywistości jest normalnie mrówcza. Rzadko wchodzę na oficjalną stronę bloga (korzystam z panelu), więc nie stykam się z tym problemem, ale postaram się coś z tym fantem zrobić~
Pozdrawiam również!
PS> Jeee, Varia! xD
Super!!!! Tylko tyle napiszę, bo brakuję mi słów, by opisać swój zachwyt :).
OdpowiedzUsuń