poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 17 - "Burza w ratuszu"

Gray przeciął pędem niewielki plac, znajdujący się niedaleko gildii, po czym skręcił w alejkę wiodącą do ratusza niemalże w linii prostej. Ledwo wyrabiając się na zakręcie, przejechał paręnaście centymetrów, ślizgając się po bruku. Było bardzo ślisko, choć padało dopiero od paru minut. Juvia miała ułatwione zadanie – dziwne by było, gdyby Kobieta Deszczu miała jakiekolwiek problemy z poruszaniem się podczas takiej pogody. Leciała (choć może lepszym określeniem byłoby „płynęła”…) pod postacią strumienia wody, tuż obok chłopaka, wyprzedzając go nieco. Gdyby chciała, pewnie mogłaby dotrzeć do budynku w jeszcze krótszym czasie, gdyby Mag Lodu, zdany jedynie na własne kończyny nie opóźniał jej tak bardzo.
- Trochę kultury! – krzyknęła oburzona kobieta, o którą biegnący przypadkowo zahaczył ramieniem, wytrącając jej paczki. Gray w każdej innej sytuacji zatrzymałby się, pomagając potrąconej , jednak tym razem odwrócił się jedynie, krzycząc przez ramię byle jakie „Przepraszam!”, by zaraz popędzić dalej. Nie miał zbyt wiele czasu. Evergreen i Bixlow byli daleko przed nimi.

Mistrz na wieść o tym, iż jego rodzony wnuk znowu robi wszystko, by wpakować się w jak największe kłopoty, w pierwszej chwili chciał lecieć do ratusza sam jeden, by osobiście dać krnąbrnemu dzieciakowi po pustej głowie. Dopiero Mirajane i Erzie udało się go uspokoić na tyle, by mógł zastanowić się nad sytuacją.
- Ten głupiec… - mruczał staruszek, zaciskając dłonie na skrzyżowanych na piersi ramionach. Spod zmarszczonych brwi spoglądał na podłogę wilkiem, jakby to ona była winna wszystkim jego problemom. – Co znowu wyczynia? Nie dość mu było tej szopki na paradzie?
Dla wszystkich było jasne, iż to Laxus zmajstrował całe wczorajsze przedstawienie na poczekaniu, w akcie zemsty za zmasakrowanego Freeda. Większość nie potępiała jego działań – mniej więcej co drugi członek gildii miał ochotę zrobić coś podobnego, jeśli nie gorszego. Jednak wszyscy byli zgodni co do tego, iż Smoczego Zabójcę powinno zadowolić zamieszenie, jakie udało mu się wywołać w samym centrum miasta przed oczami większej części mieszkańców.
- Może powinniśmy go tak zostawić? – zapytała Bisca, z gracją obracając rewolwer między palcami, przyciągając tym zachwycone spojrzenie Alzacka. – Da sobie radę, jest najsilniejszy z nas. Był. – poprawiła się.
- Jak ktoś mu podskoczy, to przywali wszystkim tą swoją błyskawicą i załatwi wszystkich jednym ciosem. – stwierdził Macao, odchylając się na krześle.
- Właśnie tego się obawiam.
Lucy siedziała na krześle, opierając się o kant stołu i trzymając złożone ręce na kolanach. Nie odzywała się zbyt często, w zamyśleniu wpatrując się we własne dłonie. Nie znała Laxusa wystarczająco długo, by móc oceniać go w jakikolwiek sposób – w sprawie obecnej sytuacji nie miała nawet swojego zdania. W nieskończoność rozprawiała nad tym, co może knuć Cień Ducha i rozmyślała o wszystkich dziwnych zdarzeniach, które ostatnio miały miejsce. Sprawa wnuka mistrza nie zrobiła na niej zbyt dużego wrażenia – martwiła się, ale tak jakoś… pobieżnie. Być może tak przyzwyczaiła się do wybryków Natsu, że wyrobiło się u niej przekonanie, iż ktokolwiek o porównywalnej do niego siły wpakuje się w kłopoty, wyplącze się z nich bez problemu. Ciekawe, co sądzą inni na ten temat…
Nagłe, niespodziewane pytanie zmusiło ją do podniesienia głowy i zastanowienia się nad nim głębiej. W plątaninie rozmów, dyskusji i kłótni wszelkiego rodzaju, umknęła jej ich istota. Czy inni faktycznie martwili się bardziej od niej? A może też uważali, że wszystko będzie w porządku?
Rozglądając się po wszystkich zgromadzonych, dziewczyna starała się odgadnąć ich myśli. Wakaba wyglądał na całkowicie wyluzowanego, jakby nic się nie działo. Mirajane marszczyła czoło, jakby rozmyślając nad czymś szczególnym, z kolei Natsu… Natsu nigdy nie przejmował się niczym. Natomiast Evergreen…
Evergreen nie wydawała się być zbytnio zdenerwowana jak co poniektórzy. W rzeczywistości w jej oczach można było dostrzec niepokój. Widać było, że nie podobał jej się sposób, w jaki Laxus wyruszył na swoją własną, prywatną misję, nie mówiąc nic nikomu. Ona i Bixlow z pewnością z najmilszą chęcią pomogliby mu w odwaleniu „brudnej roboty”.  Zdążyła się jednak przyzwyczaić do zachowania swojego przywódcy, dlatego teraz mogła sobie pozwolić na leniwe wachlowanie się, siedząc z nogami niedbale opartymi o krzesło przed nią i obrzucając całą resztę cynicznymi spojrzeniami.
W tej samej chwili Makarov spojrzał na nią surowo.
- Evergreen. – zwrócił się do niej. – Wiesz może, do czego dąży Laxus?
- Czy ja wyglądam na jego niańkę? – prychnęła kobieta, jednym ruchem składając wachlarz i opuszczając nogi na podłogę, stukając obcasami o deski.
- On nigdy nie zdradza nam swoich planów. – powiedział Bixlow, a lalki powtórzyły jego słowa. – Chyba, że byliśmy mu do czegoś potrzebni.
Lucy spojrzała na niego zdziwiona. Musiał zauważyć jej wzrok, gdyż uśmiechnął się kpiąco, wystawiając język.
- Nie patrz się tak na mnie, mała. – powiedział, opierając się o bar. – Nie czuję się w żaden sposób odrzucony, czy wykorzystywany. Może dla ciebie brzmi to tak strasznie, a mi odpowiada. Ten cały system z wielką przyjaźnią, deklaracjami i ogólnie „wszędzie razem”, wydaje mi się strasznie upierdliwy.
Dziewczyna zakłopotana odwróciła wzrok, ze zdumieniem stwierdziła, że mężczyzna niemalże całkiem dokładnie odczytał jej myśli. Zapomniała, że potrafi on czytać w duszach. Chociaż z maską na oczach, nie powinno być to możliwe…
Makarov odchrząknął.
- Trzeba coś z tym zrobić. – powiedział. – Wyślemy kogoś za Laxusem, przynajmniej na wszelki wypadek.
- Jesteś pewien, Mistrzu, że to dobry pomysł? – Max niezbyt entuzjastycznie podchodził do tego pomysłu. – Jak Laxus nas zobaczy i jeszcze zorientuje się, że przyszliśmy go pilnować, jeszcze bardziej się wkurzy.
- Mało mnie to obchodzi. – głos staruszka stał się twardy. – Musimy starać się zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie możecie narażać się na niebezpieczeństwa.
- Niebezpiecznie to się dopiero zrobi, jak się ten facet zdenerwuje. – Mruknął Mag Piasku, jednak już z mniejszym przekonaniem.
- Nie mówię tu wyjątkowo o naszym bezpieczeństwie.
Prawie wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem.
- Jak to? Czyim, w takim razie? – zapytała się Lisanna.
- Laxusa.

Wspominając tamtą rozmowę, Gray w dalszym ciągu zastanawiał się, o co mogło mistrzowi chodzić. Nawet jeśli ostatnio nie byli ze sobą w dobrych stosunkach, musiał on zdawać sobie sprawę, jaką siłę posiada jego wnuk. A tu nagle wyskakuje z tekstem, iż może być on w niebezpieczeństwie… To wszystko nie pasowało do siebie i sprawiało wrażenie bezładnej plątaniny różnych informacji, których nijak nie da się połączyć ze sobą. Niemniej, nikt później już nie negował decyzji mistrza, choć padło wiele pytań o rzekome zagrożenie, które ponoć wisiało nad Laxusem. Ten jednak nie powiedział nic więcej, poza wyznaczeniem osób odpowiedzialnych za wykonanie zadania. Gray i Juvia poszli na pierwszy ogień, niepełne Raijinshuu dosłownie wprosiło się samo, nie pytając nikogo o zdanie, czyli zachowując się tak jak zwykle. Choć z drugiej strony, Makarov nie miał nic przeciwko temu, co stanowiło kolejny niezrozumiały fakt w kolekcji zatytułowanej „Mistrz Fairy Tail – zagadki i tajemnice”. Czemu zgodził się na wyruszenie czwórki tak silnych łącznie magów – tego Mag Lodu także nie rozumiał.
Nie patrząc pod nogi, chłopak wbiegł na podwórze, stanowiące niemalże w całości jedną wielką kałużę. To był błąd – spod brudnej wody nie było widać na pierwszy rzut oka wystających kamieni i kawałków bruku. Gray potknął się o jeden z nich, lecąc na łeb na szyję w stronę mini zbiornika wodnego, wyglądający na całkiem głęboki, jak na stworzony przez deszcz. Zanim jednak zdążył wpaść do wody, przed nim pojawiła się Juvia, która najwyraźniej miała ochotę pomóc mu zapobiec wypadkowi. Niestety, w wyniki zaaferowania, nie zauważyła jednego małego szczegółu – nadal była jedynie strumieniem, niknącym w strugach deszczu. Zanim Mag Lodu zdążył zrobić cokolwiek, przeleciał przez niemalże niewidoczną dziewczynę, mocząc się doszczętnie, po czym na dodatek wylądował w wielkiej kałuży, która okazała się być jeszcze głębsza, niż wyglądała – klęcząc w niej, chłopak miał lustro wody dobre kilkanaście centymetrów nad kolanami.
- Przepraszam, Paniczu Gray! – wyjąkała dziewczyna, pojawiając się obok w swojej zwyczajnej postaci i składając ręce w błagalnym geście. – Juvia była nieuważna.
- No co ty nie powiesz. – skomentował sarkastycznie tamten, wstając. Był podwójnie mokry – po nieoczekiwanym spotkaniu trzeciego stopnia z towarzyszką i po niezbyt miłym lądowaniu w kałuży. Wstając, czuł każdym skrawkiem skóry zimne i ciężkie od wody ubrania. – Uważaj następnym razem.
- Przepraszam!
Stwierdzając, iż mokra koszula nie zda mu się na wiele, po prostu ją ściągnął, rzucając niedbale w kałużę, udając, że nie zauważa zachwyconego wzroku i tkliwej miny Juvii. Nadal nie potrafił poradzić sobie z jej kłopotliwym stosunkiem do jego osoby, więc uważał, że ignorowanie tego typu zachowań jest najlepszym wyjściem.
Spojrzał w ciemne wyjście z podwórza, próbując dostrzec coś przez strugi deszczu. Ratusz był już niedaleko.
- Musimy się pospieszyć. – zwrócił się do dziewczyny, odwracając głowę w jej stronę. – Evergreen i Bixlow pewnie już dawno tam są.
- Tak, Paniczu Gray! – przytaknęła ochoczo tamta, zamieniając się z powrotem w strumień. – Juvia będzie się bardzo starać, by jak najlepiej wykonać swoją misję.
- Super. – mruknął chłopak, odgarniając włosy z czoła i mierzwiąc je, by wytrząsnąć z nich wodę. Na niewiele mu się to zdało, ale przynajmniej nie przyklejały mu się tak bardzo do głowy. – Chodźmy już.
- Oczywiście, Paniczu Gray!
*
Wejście do wnętrza budynku władz miasta okazało się dziecinnie proste. Nie musiał się uciekać do żadnych sztuczek (nie, żeby miał taki zamiar), z nikim walczyć, ani nic z tych rzeczy. Laxusa to w pewien sposób zawiodło – miał wrażenie, jakby wygrał walk overem, choć prawdziwa bitwa jeszcze się nie zaczęła.
Idąc spokojnie głównym holem, nie zwracał uwagi na rzucane mu nieprzyjazne, pełne strachu, lub – w niektórych przypadkach – nienawiści spojrzenia. Najwyraźniej wszyscy tu doskonale zdawali sobie sprawę, kto ośmieszył ich na wczorajszej paradzie i bynajmniej nie byli z tego powodu zadowoleni. Chłopak parę razy dojrzał spojrzenia co ważniejszych urzędników, którzy wyglądali, jakby mieli ochotę własnoręcznie go udusić, wydłubać oczy, a potem jeszcze odebrać duszę, czy odprawić inny piekielny obrzęd, czy czym się tam ta ich sekta zajmowała.
W miarę jak przemierzał dalsze metry nadzwyczaj długiego pomieszczenia, szum dookoła stawał się coraz głośniejszy. Ludzie szeptali między sobą, pokazując go palcami i w dalszym ciągu posyłając w jego stronę niezbyt przyjazne spojrzenia. Laxus z początku starał się nie zwracać na to uwagi (czyli inaczej mówiąc – ignorował co się wokół niego dzieje), jednak słowa, które udawało mu się raz po raz usłyszeć, irytowały go coraz bardziej.
- Kolejny z tej elfiej stopy, czy jakoś tak. – dotarł do niego głos młodej, może piętnastoletniej dziewczyny, która dzieliła się swoimi opiniami z niewiele starszą towarzyszką. – Znowu, tchórze, przysłały najsilniejszego.
W jednej chwili przez głowę chłopaka przeleciało tyle luźno związanych ze sobą myśli, że aż sam miał problem z ich ogarnięciem. Pierwsza – od kiedy w ratuszu pracują tak młode bachory? Druga – jak można walczyć z kimś lub czymś, nawet nie znając jego nazwy. Trzecia – dlaczego tak bardzo mnie to irytuje?
Faktycznie, Smoczy Zabójca nie miał pojęcia, co dokładnie zdenerwowało go w tej wypowiedzi. Nagle wściekłość zalała go ogromną falą, której nawet nie próbował powstrzymać. Z powodu jednej, głupiej małolaty, wpadł w nastrój, w którym miał ochotę wybić co najmniej połowę pracowników ratusza. To właśnie coś w jej słowach zmusiło go do gwałtownego stanięcia na środku holu, oraz rzucenia idiotce spojrzenia tak przepełnionego furią, że ta aż zachłysnęła się z przerażenia. Dookoła chłopaka zatańczyły błyskawice, które po kilku sekundach rozbiegły się po całej sali, odbijając się od ścian i płosząc ludzi, którzy zaczęli panikować, próbując ucieczki przed pędzącymi piorunami. Laxus miał szaloną ochotę cisnąć w kogoś jednym z nich, jednak powstrzymał się resztką woli i zostawił szalejącą bezchmurną i bezdeszczową burzę wraz z bliskimi obłędu ze strachu urzędnikami, kierując się w stronę schodów.
Drżący jak osika pisarzyna, którego Smoczy Zabójca zaczepił po drodze, we właściwy sobie, szorstki sposób, jąkając się wyznał, iż biblioteka znajduje się na najniższych piętrach budynku, jednak tylko upoważnieni mają do niej wstęp. Nie wiadomo właściwie, po co dodał to ostatnie – może był to jakiś marny przejaw jakichś przebłysków odwagi, może próba zniechęcenia go do dalszego terroryzowania siedziby władz miasta, czy może potrzeba wypełnienia swoich obowiązków. Ważne, iż u chłopaka nie wywołało to najmniejszego wrażenia, jedynie zdenerwowało go na tyle, by odepchnąć mężczyznę tak gwałtownie, iż ten jedynie cudem osobiście nie poszybował na najniższe piętro najszybszą możliwą drogą.
Schody ciągnęły się irytująco długo – Laxus nie zdawał sobie sprawy, jak daleko w głąb ziemi mogą ciągnąć się piwnice i archiwa ratusza. Mimo to, nie spieszył się – potrzebował zemsty, jednak to nie oznaczało, iż nie może na nią poczekać jeszcze kilkunastu minut. Nie myślał za bardzo o tym, co zrobi, jak wreszcie dotrze do miejsca, do którego teraz zmierzał. Nawet nie brał pod uwagę tego, że ktoś może mu w tym przeszkodzić – niech ktoś tylko spróbuje. Będzie tego gorzko żałował.
Najniższy poziom ratusza był zaskakująco dobrze, choć bardzo staroświecko oświetlony – na ścianach wisiały pochodnie, rzucając światło na niezbyt duże tabliczki, przytwierdzone do muru naprzeciwko schodów i wyglądające na naprawdę stare. Było ich trzy – pierwsza ostrzegała, iż wstęp tutaj mają jedynie osoby, którym udało się uzyskać pozwolenie tzw. „góry”. Druga przypominała o karach, jakie groziły za złamanie tego zakazu. Trzecia informowała tych, których nie przeraziła złowroga treść dwóch pierwszych tablic, iż biblioteka znajduje się u wylotu korytarza wiodącego w prawo.
Dźwięk kroków Laxusa zabrzmiał donośnie w pustej przestrzeni, kiedy ten podążał w kierunku pomieszczenia z księgozbiorem. Dziwne, iż nadal nikogo nie spotkał – spodziewał się, że po drodze przyjdzie mu walczyć z całym szwadronem na szaro ubranych słabeuszy, zanim władze nie pójdą po rozum do głowy i nie przyślą do niego kogoś silniejszego. Nie był głupi – zdawał sobie sprawę, iż zastawienie przez nich pułapki w samej bibliotece to całkiem prawdopodobna możliwość, którą należy brać pod uwagę. Mimo to, nie przejmował się nią za bardzo.
Szerokie, drewniane wrota z żelaznymi okuciami, z wyciętymi na nich literami układającymi się w słowo „Archiwum” ustąpiły ze zgrzytem, po naciśnięciu klamki i rozwarły się, ukazując ogromne pomieszczenie, ciągnące się najprawdopodobniej przez wiele setek metrów i regałów. Ilość książek, woluminów i luźnych, spiętych jedynie klamrami tekstów była porażająca. Półki pięły się wysoko w górę, przypominając ogromne wieże. W pomieszczeniu istniał także cały system schodów, łączący ze sobą różne punkty na regałach i pozwalający na dotarcie do tych najbardziej niedostępnych. Najwyraźniej dawno tu nie sprzątano – w powietrzu unosiła się masa kurzu, a kilkanaście ksiąg leżało luzem na ziemi, w niedbałych stosach. Mimo że na stołach leżały otwarte, niezakurzone jeszcze książki, wskazujące na to, iż niedawno ktoś oddawał się tu lekturze, nie było widać nikogo.
- Myślałem, że będzie ciekawiej. – mruknął Laxus pod nosem, rozglądając się dookoła.
Sięgnął do kieszeni i wyjął kartkę, otrzymaną od Levy. Zapisane było na niej kilka tytułów, oraz liczby, które nic a nic chłopakowi nie mówiły. Jak się okazało po dokładniejszym przestudiowaniu informatora stojącego przy wejściu, były to numery rzędów i półek, które ponoć miały trzymać w ryzach cały ten szalony bałagan. Skąd czarodziejka miała takie informacje, skoro najprawdopodobniej nie była tu ani razu – Smoczy Zabójca nie wiedział. Jednak w głębi duszy pojawiło się ziarenko szacunku dla tej drobniutkiej dziewczyny, którą dotąd traktował z właściwym sobie lekceważeniem.
W połowie drogi do odpowiedniego regału, Laxus zatrzymał się. Stał pośrodku kwadratowego kawałka posadzki wolnego od półek i książek, dookoła którego poustawiane były kanapy, służące do uprzyjemnienia lektury gościom. Chłopak rozejrzał się, kątem oka lustrując szafy po swojej prawej stronie. Czuł czyjąś obecność. Nawet nie jednej osoby, ale kilku, stojących całkiem blisko niego.
- No dalej, wyłazić stamtąd. – warknął. – Nienawidzę tchórzy.
Zza regałów wyszło paręnaście osób, ustawionych w niemal idealnym kole, w którego centrum był on sam. Nie miał żadnych wątpliwości, iż ma do czynienia z członkami Cienia Ducha – mogły wskazywać na to noszone wisiory z obowiązkowymi fioletowymi kryształami. Ubrani byli w stroje nieco różniące się od tych, które miał już okazję zobaczyć – przypominały nieco togi noszone przez mnichów i mędrców – wrażenie to pogłębiały ogolone na łyso głowy, z których większość ukryta była pod kapturami. Kolory także były inne – ubrania Cienistych były ciemnozielone, nie fioletowe ani szare. Dłonie mężczyzn ułożone były w dziwnym geście, przypominającym nieco gest błagalny.
- Więc? – powiedział Smoczy Zabójca, prostując się i wkładając ręce do kieszeni. – Kogo tym razem diabli przygnali?
- Twa dusza błądzi. – stwierdził w odpowiedzi jeden z tamtych, którego strój wyróżniał się spośród innych wyjątkowo głębokim odcieniem zieleni. To właśnie tego nazywali Najwyższym, czy jakoś tak. – Nadal uciekasz przed przeznaczeniem, chłopcze. Pozwól się poprowadzić.
- Nie mam pojęcia o czym bredzisz, staruchu – uświadomił go Laxus. Zaczynała denerwować ta gadka, którą słyszał już po raz enty. – Jednak wiem, że nie mam najmniejszej ochoty się tego dowiadywać. Złazić mi  z drogi, inaczej będzie bolało.
- Duch twój nieczysty. – powiedział inny, w jaśniejszej szacie. – Dusza zbłąkana, przeznaczenie nieznane. Potrzebujesz pomocy, by doznać Uświadomienia.
- Wyrocznia cię wybrała. – kontynuował dalej Najwyższy. – Jest to niezmierny zaszczyt, za który każdy z nas mógłby oddać swoje życie i życia swoich następnych pięciuset wcieleń. Bluźnisz, ignorując wagę tego obowiązku.
- Widać z wami po dobroci nie można. – stwierdził nieźle już zirytowany chłopak, przywołując błyskawice. Krótkie spięcia elektryczne zaczęły strzelać dookoła niego, oślepiając swym blaskiem. – Chyba będę musiał wam pokazać, jak bardzo w poważaniu mam tę waszą Wyrocznię i jej bzdurne przepowiednie.
Zaatakował jednego z Dostojników, który zachwiał się, jednak utrzymał na nogach, podtrzymany przez towarzyszy. Ci natomiast zareagowali w tej samej chwili, unosząc ręce i wypowiadając jakieś niezrozumiałe słowa, z których jedynym, jakie Smoczy Zabójca kojarzył było „Wyrocznia”, nie wiadomo dlaczego wypowiadane w zwyczajnym języku.
Od klejnotu znajdującego się w naszyjniku Najwyższego przeszła fioletowa iskra, która przeskoczyła do następnego z mężczyzn, by po chwili stworzyć cały łańcuch wiązań energetycznych, jaśniejących dookoła Laxusa fiołkowym światłem. Zanim ten zdążył zareagować, poczuł, jak cała magia odpływa z jego ciała, zabierana przez wiązanki, które nie wiadomo kiedy zdążyły opleść jego nogi i ręce.
Chłopak był silny dzięki lacrymie znajdującej się w jego ciele – wiedział o tym doskonale. Jednak tym razem tę moc coś blokowało – jakby kryształ otaczała bariera blokująca przepływ magii. Upadając na kolana, Smoczy Zabójca próbował zaatakować raz jeszcze, jednak jedyne, na co mógł się zdobyć, to marna iskra, która zgasła po kilku sekundach.
- Co wy mi do cholery robicie?! – zapytał, patrząc ze wściekłością na otaczających go Cienistych. Najwyższy spojrzał poważnie w jego oczy.
- Pozwól się poprowadzić. – powiedział. – Pozwól, by olśnienie spłynęło na ciebie jak błogosławieństwo. Twój umysł się rozświetli, nadejdzie Uświadomienie.
- Nie… mam pojecia… o czym ty… pieprzysz! – odparł słaby już Laxus, opierając się na drżących ramionach. Czuł niewyobrażalny ból w czaszce – jakby ktoś próbował włamać się do jego umysłu. Mroczki zatańczyły mu przed oczami – gdyby nie fioletowe łańcuchy oplatające mu nadgarstki, pewnie złapałby się za głowę.
„Co oni mi robią, pranie mózgu?!” przeleciało mu przez głowę, kiedy cierpienie stało się tak nie do zniesienia, że musiał zaciskać zęby jak najmocniej, by nie krzyczeć. Nie widział już nic, słyszał niewiele. Ruszyć nie mógł nawet małym palcem u nogi.
Jak przez ścianę z waty dotarło do niego czyjeś wołanie. W tej samej chwili ból zelżał odrobinę, jakby coś innego zaprzątnęło uwagę atakujących go magów. W następnej minucie cierpienie stawało się coraz mniejsze, a oplatające mu nogi i ręce wiązanki zniknęły, uwalniając go. Uciskając dłonią skroń, podniósł się chwiejnie, zataczając się. Czyjeś ramię podtrzymało go, nie pozwalając upaść.
- Panie Laxus, niech się pan trzyma! – usłyszał znajomy głos, znacznie wyraźniej niż wcześniej. To była Juvia… Tylko skąd ona się  tu wzięła?
Kiedy jego wzrok wrócił wreszcie, chłopak ujrzał przed sobą nieprawdopodobny widok. Walcząca z czterema Dostojnikami na raz Evergreen wyglądała, jakby miała ochotę kogoś zamordować – a najchętniej tych delikwentów, których właśnie miała przed sobą. Bixlow, znajdujący się trochę dalej był spokojny, jednak z zielonych oczu, błyszczących w szczupłej twarzy aż wyzierała wściekłość.
- Ice Make: Lance! – usłyszał za sobą Smoczy Zabójca. Zza jego pleców wyleciały lodowe szpikulce, pędzące w kierunku Cienistych, starających się uciec przed niebezpieczeństwem. Za uciekającymi mężczyznami poleciał Gray, w skoku odbijając się od regałów.
- Ach, Panicz Gray walczy z takim wdziękiem! – roztkliwiła się w dalszym ciągu podtrzymująca Laxusa za ramię. Ten spojrzał na nią niepewnie.
- Skąd się tu wzięliście? – zapytał, uwalniając rękę. Odzyskał wystarczająco sił, by samodzielnie stać, jednak nie na tyle dużo, by walczyć.
- Mistrz Makarov nakazał pójść tu za Panem Laxusem. – odpowiedziała Juvia, w dalszym ciągu śledząc zachwyconym wzrokiem Graya. – Obawiał się, że Panowi Laxusowi stanie się coś złego, dlatego Juvia jest tutaj.
No tak. Staruszek znowu go uratował. Właściwie, to stawało się irytujące, jak dobrze dziadek go znał i potrafił wykorzystać tę wiedzę, by pomóc w najodpowiedniejszym momencie. Z jednej strony było denerwujące, z drugiej w jakiś sposób go uspokajało. Tylko skąd wiedzieli, że jest właśnie tutaj? Pewnie Levy im powiedziała, przecież sami się nie domyślili.
Jego uwagę przykuł Najwyższy stojący za jednym z regałów, niewidoczny dla walczących. Uważnie obserwował Maga Lodu, przemieszczającego się po sali, marszcząc brwi. W jego oczach było coś, co mocno zaniepokoiło Smoczego Zabójcę. Chciał zrobić krok jego stronę, jednak znowu się zachwiał – nie był w stanie poruszać się o własnych siłach.
- Panie Laxus, niech pan uważa! – ostrzegła go Juvia, chcąc go podtrzymać, jednak ten chwycił ją za ramię, obracając w kierunku Dostojnika.
- Ten facet… Zrób coś z nim, bo będą kłopoty. – powiedział, przymykając oko i kładąc dłoń na głowie, która znowu zaczęła boleć.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się nienaturalnie. Musiała także dojrzeć te niebezpieczne iskry czające się w źrenicach mężczyzny. Wystrzeliła jak z procy w górę, opryskując stojącego obok chłopaka wodą i popędziła nie w kierunku Najwyższego, ale w stronę skaczącego właśnie Graya.
- Paniczu Gray, niech pan uważa! – krzyknęła, wpadając na niego z takim impetem, że ten poleciał w stronę jednego z regałów i uderzył w niego plecami. Sekundę później z klejnotu znajdującego się w naszyjniku starca wystrzelił fioletowy łańcuch, który oplótł nogi Kobiety Deszczu. Ta zapiszczała z bólu, próbując chwycić więzy i się od nich uwolnić, jednak te przechodziły jej dłonie na wylot, jakby nie były materialne.
- Cholera! – zaklął Bixlow i posłał w stronę kapłana swoje lalki, które zaatakowały go laserowymi pociskami. Także Gray, który zdążył się już zorientować w sytuacji, posłał w jego stronę lodowy bicz, który uderzył w mężczyznę i przerwał fiołkowy łańcuch. Dziewczyna spadła bezwładnie na posadzkę.
- Juvia! – zawołał Mag Lodu, lądując przy niej i chwytając za ramię. – Wszystko w porządku?!
Czarodziejka uniosła powieki i podniosła się do pozycji siedzącej. Była szczęśliwa – udało jej się ochronić Panicza Graya, który na dodatek się o nią martwi!
Zaraz jednak jej wyraz twarzy się zmienił, kiedy spróbowała podnieść się na kolana. Opadła na bok tak, że chłopak musiał ją przytrzymać, by nie uderzyła głową w podłogę.
- Co się z tobą dzieje? – spytał zaniepokojony.
Juvia spojrzała na niego oczami pełnymi strachu.
- Juvia chce się podnieść. – powiedziała. – Juvia tak bardzo chce… Ale… Nie może.

~*~
Rozdział z dużym opóźnieniem, wymęczony maksymalnie, ale za to długi :) Dziękuję bardzo za cierpliwość!

2 komentarze:

  1. to było boskie! Dziadziuś dobrze zna swojego wnuka, skoro wiedział, że ten będzie w kłopotach!
    Rozdział wciągający i wart czekania :> Pozdrawiam cię i nie mogę się doczekać nowego rozdziału ^^ Trzymaj się! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale!!! Wszystko mi się podobało więc nie będę wymieniać co było genialne :). Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń