Jeszcze parę dni temu chyba żadnemu mieszkańcowi Fiore nie przyszedłby do głowy scenariusz podobny do tego, który urzeczywistniał się w kolejnych dniach. Nikt nawet nie pomyślałby o tym, że rewolucja przewracająca cały kraj do góry nogami może dokonać się tak nagle, tak szybko i – co najdziwniejsze – bezkrwawo. Tak naprawdę, poza nielicznymi zamieszkami mającymi miejsce tu i ówdzie, wznieconymi przez co większych patriotów, wielkiego buntu nie było. Większość mieszkańców czuła się zdezorientowana i zagubiona w obecnej sytuacji – nikt tak właściwie nie wiedział, czy sprzeciw jest tutaj na miejscu i czy w ogóle miałby on jakikolwiek sens. Czemu mogliby się sprzeciwiać? Abdykacji króla? Rezygnacja z rządów to jego pełne prawo. Zmianie ustroju? Biorąc to na chłopski rozum, dalszy ciąg monarchii byłby niemożliwy, ze względu na przekazanie władzy doradcom i wyraźnemu życzeniu poprzedniego króla, by pozostała ona w rękach wielu… Być może była to naturalna kolej rzeczy, być może jedynie nadinterpretacja. A jednak – coś było nie tak. Niepokoił fakt, iż te wszystkie zmiany dokonywały się pod wodzą organizacji tyleż znanej, co godnej zaufania. Samo jej istnienie, podejrzenie, że to prawdopodobnie ona pociągała za sznurki w całym kraju, oraz jej metody działania – to wszystko denerwowało i nie pozwalało patrzeć ze spokojem na ten cały państwowy rozgardiasz.
A działo się naprawdę wiele – nie tracąc czasu, władze Republiki Fiore (jak ją teraz tytułowano) zabrały się do ponownego organizowania zarządu krajowego. Jak można było przeczytać w gazetach (które swoją drogą stały się produktem tak pożądanym, iż niektóre drukarnie zwiększyły nakład nawet dwukrotnie), uchwalono iż każde większe miasto będzie posiadało własnego, otoczonego wyższymi urzędnikami przedstawiciela, z którym będą konsultowane najważniejsze decyzje. Mniejsze miejscowości nie posiadające swojego, miały podlegać najbliższemu zarządcy. Teoretycznie miałby on działać we współpracy ze swoimi doradcami. Jak to miało wyglądać w praktyce – nie wiadomo.
Podczas tych feralnych dni w Fairy Tail atmosfera była dosyć napięta – niektórzy chodzili zmartwieni i zaniepokojeni całą sytuacją, inni – jak na przykład Natsu – nie mogli usiedzieć w miejscu, zirytowani bezczynnością. W tym czasie zatrzymał się system zlecania i wykonywania misji – większość potencjalnych pracodawców wolała zaczekać aż sytuacja w kraju się ustabilizuje. Gildyjni magowie za to, woleli pozostać we własnym gronie – wszystkie zmiany, nawet największe znosi się lepiej w towarzystwie przyjaciół. Dlatego też – z racji, iż niemalże wszyscy członkowie przesiadywali w gildii od rana do wieczora – sprzeczki wybuchały częściej niż zwykle i to ze zdwojoną siłą, z powodu panującego wokół stresu. Tak było i trzeciego dnia po pojawieniu się gadających zjaw w miastach Fiore. Tym razem jednak dla odmiany w sali głównej budynku panował zaskakujący spokój. Być może dlatego, iż Natsu i Gray – wygonieni przez Erzę – wyszli „porozmawiać” na zewnątrz, a Elfman – jeden z największych mięśniaków w Fairy Tail – wyszedł za nimi, najwyraźniej biorąc do siebie zawołanie „Wyjdź, jeśli jesteś mężczyzną!”. Reszta pozostała w środku, rozmawiając o tym, co już kilka dni temu zdominowało wszystkie dyskusje toczone w państwie.
- Ale kaszana – podzielił się swoimi przemyśleniami Wakaba, przeglądając zdobytą jakimś cudem gazetę. – Kto tam na górze o tym wszystkim decyduje? Chaos jak ja nie mogę.
- Pomijając to, nie sądzicie, że to wszystko dzieje się zbyt szybko? – spytała Mirajane, opierając łokcie na blacie baru i opierając głowę na splecionych dłoniach. – Wczoraj utworzyli od nowa rząd, dziś piszą o zarządcach miast…
- Jutro dowiemy się, że zdążyli już stworzyć nowy system administracji i wydać piętnaście książek kucharskich dotyczących sposobu przyrządzania grzybków marynowanych. – mruknął Macao, zaglądając przyjacielowi przez ramię.
- Cóż, nasz kraj nie ma zbytniego doświadczenia z demokracją czy republiką, tak przynajmniej czytałam – stwierdziła Levy, odkładając okulary przyspieszające czytanie na stół i zamykając trzymaną na kolanach książkę. – Praktycznie od zawsze byliśmy Królestwem. Może dlatego na razie idzie im tak jak idzie, a nikogo to nie dziwi.
- Nawet jeśli, to jeszcze nigdy nie panowała taka jednomyślność. Tutaj mamy kilku członków jednej sekty, o jednym celu i jednym światopoglądzie. Nic dziwnego, że tak łatwo im dojść do porozumienia. – włączyła się do dyskusji Erza, krzyżując ręce na piersi. Od kiedy jej podejrzenia się sprawdziły, coraz częściej dochodziła do wniosku, że prawdopodobieństwo tego, iż Cieniowi Ducha zależało jedynie na zmianie sytuacji w państwie, jest praktycznie równe zeru. Była niemalże pewna, iż chodzi im o coś więcej, coś o czym mówili wtedy na zebraniu, które podsłuchali. Nie potrafiła się jednak domyślić o co – możliwości było nieskończenie wiele.
- Juvia nie sądziła, że to wszystko przyjdzie im tak łatwo… - powiedziała Kobieta Deszczu, patrząc na przyjaciół. – Zupełnie jakby doskonale wiedzieli co robić i kiedy.
- Może wiedzą… - powiedziała cicho Lucy, wbijając wzrok w stół.
Spojrzenia wszystkich powędrowały w kierunku dziewczyny.
- Co masz na myśli? – spytała zdumiona Mira.
Blondynka milczała przez chwilę, zanim udzieliła odpowiedzi.
- Tak duży sukces polityczny jest praktycznie niemożliwy – mówiła – Nawet jeśli posiadali wystarczającą liczbę członków, a ich działalność jest już wieloletnia, nie powinni być w stanie stworzyć planu idealnego i nie popełnić przy tym żadnego błędu. Podczas tej całej rewolucji, miałam wrażenie, jakby wszystko było obliczone na jak najlepszy efekt – odzew ludzi, ich reakcje… Możemy założyć, że posiadali ogromną ilość informacji… Ale nawet z nimi, nie mogli przeprowadzić wszystkiego w sposób tak perfekcyjny. Wszyscy mówiliśmy, że wygląda to trochę nienaturalnie, że wszystko przyszło im tak łatwo… Takie – zawahała się – jest moje zdanie…
Przyjaciele zamilkli na moment, rozważając usłyszane przed chwilą słowa. Jakby się nad tym zastanowić, to Lucy mówiła całkiem sensownie. To, jakim cudem Cieniowi udało się uzyskać taki sukces, było przedmiotem sporów już od początku całej akcji. Mimo wielu rozmów przeprowadzonych na ten temat, nadal nie potrafiono udzielić w miarę satysfakcjonującej odpowiedzi, choć wymyślane przez niektórych możliwości przerastały wszelkie oczekiwania (według Laki król musiał się zakochać w córce przywódcy sekty, natomiast Cana uparcie obstawiała, że cały plan był efektem pijackich wizji lidera którejś ze stron). To o czym mówiła dziewczyna miało nawet sens.
- Albo mają niesamowite szczęście, albo genialnego jasnowidza. – stwierdziła pijaczka, potrząsając trzymaną w ręku butelką. – Zaraz zacznę być zazdrosna, cholera jasna.
- Czy tak dokładne przepowiadanie przyszłości jest w ogóle możliwe? – zainteresowała się Levy.
- Możliwe, możliwe – obruszyła się tamta. – Wszystko jest możliwe. Tylko to nie za bardzo. Spójrz na mnie i Charlę. Nasz poziom można uznać za całkiem niezły, a i tak szczegółów znamy tyle co nic.
- Czyli jednak są lepsi od ciebie. – uśmiechnął się złośliwie Wakaba. Cana spojrzała na niego złym wzrokiem.
- Odezwał się, wszechwiedzący.
- Skupmy się lepiej na naszym problemie. – zwróciła im uwagę Levy. – Sam to on się na pewno nie rozwiąże.
- Jakim problemie? – odezwał się nagle Natsu, który nie wiadomo kiedy pojawił się za plecami dziewczyny. Przyjaciele spojrzeli na niego ze zdumieniem – zajęci rozmową, nawet nie zauważyli, kiedy cała trójka, a więc także Gray i Elfman wrócili z „męskiej rozmowy”.
- Nie ma żadnego problemu. – odpowiedział sam sobie chłopak, uderzając pięścią w otwartą dłoń. – Trzeba im po prostu pokazać kto tu rządzi!
- Moglibyśmy odwiedzić jeszcze raz te jaskinie, w których byliśmy wcześniej z Erzą. – podsunął Gray, podchodząc bliżej. – Nie jestem pewien, ale skoro tam odbywały się ich zebrania, to oznacza, że może tam być ich centrum dowodzenia, albo coś…
- Nie sądzę. – zaprzeczyła Tytania. – Nie przepuścili by nam tak łatwo odkrycia ich kryjówki. Jednak zgadzam się, to najlepsze, co teraz możemy zrobić.
- Myślisz, że znajdziemy tam jakieś wskazówki? – spytała Lucy, odwracając się w jej stronę.
- Nie mam pojęcia. – pokręciła głową dziewczyna. – Ale jak na razie, nie mamy żadnego innego pomysłu.
Rozmowę przerwał nagły trzask dobiegający od strony wejścia. Drzwi otworzyły się gwałtownie, niemalże uderzając w ściany po bokach. Prawie wszyscy, jak na komendę, obrócili głowy, by pozostać w tej pozycji, z szeroko otwartymi oczami. Każdy w gildii potrafiłby rozpoznać tę postać w długim czarnym płaszczu, zmierzającą teraz w ich stronę. Charakterystyczne słuchawki i blizna w kształcie błyskawicy na twarzy nie pozostawiały żadnych złudzeń.
- Laxus…? Co on tu robi? – w całym pomieszczeniu rozległy się nietajone szepty, podczas gdy chłopak zmierzał w stronę baru, nie odzywając się i nie rozglądając na boki. Zanim jednak Mira zdążyła powiedzieć cokolwiek, przez całej gildii rozległ się okrzyk zachwytu.
- LAXUS! – zawołał uradowany Freed, pędząc w jego stronę na złamanie karku, wraz z Evergreen i Bixlow’em. – Wiedziałem, że wrócisz!
*
Chcąc jak najbardziej uogólnić reakcje gildyjnych magów na powrót Smoka Błyskawic trzeba by napisać, iż były one bardzo zróżnicowane. Niektórzy cieszyli się, że znowu go widzą, inni zachowywali dystans, jakby nie wiedząc, czego się po nim spodziewać. Nieliczni sprawiali wrażenie, jakby ze szczęścia mogliby wystrzelić w powietrze, oblecieć pięciokrotnie całe Fiore i to podczas gry na mandolinie i zaklinania węży. Jedni żądali natychmiastowej walki, inni z boku obserwowali całą sytuację, próbując odgadnąć jego intencje. Reakcji jednoznacznie wrogich nie było, jednak mimo to Laxus nie sprawiał wrażenie szczególnie uszczęśliwionego. Cierpliwie znosił wszystkie pytania i wyzwania, ale ilekroć chciał coś powiedzieć, wszystkie jego słowa były zagłuszane. Kiedy już udało mu się zrzucić z siebie uszczęśliwionych Raijinshuu i doprowadzić do jako takiego posłuchu, w drzwiach na zaplecze gildii pojawił się Mistrz Makarov. Wtedy wszyscy zamilkli i odsunęli się od młodego Dreyara, jakby dając mu miejsce na powitanie z dziadkiem. Ten jednak nie ruszył się z miejsca.
- Nie martw się, staruszku. – powiedział chłopak, unosząc rękę. – Nie wracam.
- To może powiesz mi jakim prawem włazisz do naszej gildii, skoro zostałeś wygnany?! – zdenerwował się mężczyzna. – Myślałeś że ja tu będę cię ze łzami w oczach przytulał i na kolanach dziękował, że raczyłeś przybyć?! GUZIK!
- Spokojnie, Mistrzu. – uspokajał go Max, nie pozwalając mu rzucić się na wnuka.
- Zamknąłbyś się. – mruknął Laxus, patrząc w bok. Mimo dłuższej rozłąki ich stosunki nie zmieniły się ani trochę. – Przyszedłem w sprawie tej sekty, co nam ostatnio opanowuje świat, czy coś w ten deseń.
Mistrz uspokoił się, skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w podłogę. Pod krótkiej chwili odezwał się znowu.
- Mów.
Opowiedzenie całej historii nie zajęło chłopakowi zbyt dużo czasu, najprawdopodobniej dlatego, iż nie była ona zbyt długa, tak jak spotkanie z Cieniem. Największym zaskoczeniem dla wszystkich była propozycja, jaką otrzymał Laxus od jednego z członków. W głowach wszystkich magów panował straszny mętlik – nikt nie potrafił poukładać wszystkich informacji w jedną, spójną całość. Kolejne wiadomości wprowadzały jedynie dodatkowy zamęt.
- Tajemnicza organizacja przejmuje władzę w państwie niemalże w całości, manipuluje urzędami, bredzi coś o uświadomieniu, czy czymś takim i zaprasza do siebie Laxusa, twierdząc, że jest zbawicielem, czy czymś takim? – Gray przejechał ręką po włosach, patrząc niepewnie na towarzyszy. – Rany, to się robi coraz bardziej poplątane.
- Myślicie, że to ma jakiś związek? – Lucy nadal miała wątpliwości. – Możliwe, że to tylko zbieg okoliczności…
- Nie byłabym taka pewna. – sprzeciwiła się Erza, siadając i zakładając nogę na nogę. – Po tej sekcie można się spodziewać wszystkiego. Poza tym już wcześniej ustaliliśmy, że ich działania są zbyt wypracowane, żeby mogły mieć miejsce bez użycia magii. Być może przepowiednia, o której mówili Laxusowi może być wskazówką.
Mistrz siedział na barze w milczeniu, przyglądając się swojej lasce w zamyśleniu. Nie dbał już o to, czy jego wygnany wnuk przebywa w gildii. Sytuacja, w której się obecnie znajdowali, z każdą chwilą stawała się coraz bardziej podejrzana i niezrozumiała. Im bardziej się nad nią zastanawiał, tym więcej pytań pojawiało się w jego głowie. W końcu podniósł się i odchrząknął, przerywając dyskusję magów.
- Myślę, że na razie musimy powstrzymać się od wyciągania jednoznacznych wniosków – powiedział. – Zbyt mało informacji posiadamy, żeby podjąć jakiekolwiek działania. Nasze położenie jest trudne – potoczył wzrokiem po milczących członkach gildii. – Ale nie sądzę, żeby było na tyle trudne, by Fairy Tail nie potrafiło sobie z nim poradzić.
- Oczywiście, że nie jest! – zgodził się Natsu, a na jego dłoniach pojawiły się płomienie. – Rozwalimy tego całego ducha czy co tam jest na kawałki! Aż się do tego palę!
- Nie słyszysz, że nic nie powinniśmy na razie robić, idioto? – zgasił go Gray.
- O tak, ty na pewno chciałbyś siedzieć tym swoim gołym tyłkiem na miejscu i nawet palcem nie ruszyć!
- Coś ty powiedział?!
- Chcesz się bić?!
- Uspokójcie się, Natsu, Gray. – powiedział Makarov. – Nie chodzi mi o to, by nie robić kompletnie nic. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłoby zbadanie Kamieniołomu, w którym Erza i inni byli wcześniej. Nawet jeśli miałoby okazać się to bezcelowe, zawsze jest to jakieś doświadczenie.
- Mistrzu, ale… - odezwała się Lucy, jednak nie zdążyła dokończyć, gdyż wrota gildii otworzyły się ponownie, z nie mniejszym hukiem niż przy wejściu Laxusa.
Tym razem nie stanął w nich jednak Smoczy Zabójca, ale ubrany w strój przypominający trochę zbroję, a trochę togę młody mężczyzna, w towarzystwie zaopatrzonych w broń, ubranych na szaro postaci oraz Rycerzy Run. W jego stronę powędrowały wrogie lub też zaniepokojone spojrzenia, niektórzy zaczęli wymieniać między sobą szeptem uwagi. Większość znała już osobę, która odwiedzała właśnie ich gildię. Jego zdjęcie można było zobaczyć w gazecie ogólnokrajowej, a także lokalnej, magnolskiej. Był to Edvin Quatore, nowy zarządca ich miasta. Po utworzeniu rządu, Cień przystąpił do organizacji swojej władzy w innych częściach kraju. Urzędnicy tacy jak Edvin zostali powołani właśnie po to, by sekta miała kontrolę w miejscowościach innych niż Krokus. W Magnolii postać ta nie wywołała zbyt pozytywnych uczuć, jak zresztą wszystkie zmiany wprowadzane przez Cień. Z powierzchowności nie przypominał wielkiego łotra – wyglądał raczej zwyczajne. Półdługie, ciemne włosy czesane z przedziałkiem, brązowe oczy, wyraz twarzy raczej obojętny niż wrogi – to wszystko sprawiało, że mieszkańcy nie byli pewni, co o nim myśleć. Ciężko było go znienawidzić od pierwszego wejrzenia, zwłaszcza, że nie różnił się zbytnio od spotykanych na co dzień na ulicy osób.
Teraz szedł spokojnie przez środek sali głównej, nie rozglądając się na boki, zmierzając wyraźnie w stronę baru. Mistrz wstał i zszedł na podłogę, nie dbając o to, iż zarządca był od niego ponad trzy razy wyższy. Magowie usunęli mu się z drogi, nie spuszczając jednak z niego wzroku. Laxus nie ruszył się z miejsca, spoglądając na gościa nieprzyjaźnie. Zdążył już uprzedzić się do absolutnie wszystkich członków podejrzanej sekty.
Zarządca stanął przed Makarovem i odkaszlnął.
- Edvid Quatore. – przedstawił się, patrząc uważnie na malutkiego staruszka przed sobą. – Przedstawiciel rządu w Magnolii, zwierzchnik wszelkich urzędów, łącznie z siłami zbrojnymi.
Mistrz zmarszczył brwi. Zdecydowanie nie spodobały mu się ostatnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę.
- Słucham.
- Jestem tu w celu dostarczenia wezwania na przesłuchanie, do niejakiej Wendy Marvel. – kontynuował tamten, rozglądając się dookoła. Gdy jego wzrok padł na małą dziewczynkę uczesaną w dwa kucyki, w jego oczach pojawił się błysk rozpoznania. Wyciągnął rękę z pismem, jednak zanim zdążył podać je Wendy, Natsu stanął przed nim rozzłoszczony.
- Czego chcesz od Wendy, draniu?! – zapytał, zapalając płomienie na dłoniach.
- Jak już mówiłem, chodzi o wezwanie do sądu… - powtórzył Edvin spokojnie.
- Ja się pytam, co wy zamierzacie z nią robić na tym niby przesłuchaniu?!
- Spokojnie, Panie Natsu… - starała się zbagatelizować konflikt dziewczynka, wychylając się zza sylwetki chłopaka.
- Uspokój się, Natsu. – nakazała Erza, patrząc na niego groźnie.
Smoczy Zabójca spojrzał na nią zdenerwowany.
- Zgłupiałaś?! Czy ty nie widzisz, że…
- Powiedziałam, uspokój się. – powtórzyła dziewczyna. – Decyzja należy do Mistrza.
Staruszek milczał przez chwilę. Obawiał się wysłać tak młodą dziewczynę prosto do jaskini potwora, czyli w tym przypadku tajemniczej organizacji. Z drugiej strony mogła być to szansa na pozyskanie dodatkowych informacji.
- Zgadzam się. – odrzekł w końcu. – Jednak mam dwa warunki. – dodał, zanim ktokolwiek zdążył zaoponować. – Po pierwsze – wraz z Wendy idzie Laki. W porządku? – Dziewczyna pokiwała głową. – Po drugie: Obie mają wrócić w stanie, w jakim opuszczały gildię. Czy wyrażam się jasno?
Edvin poważnie pokiwał głową.
- Oczywiście. Nie widzę możliwości, żeby pańskim podwładnym stała się jakakolwiek krzywda. Przyrzekam, iż po powrocie nawet liczba ich włosów na głowie będzie taka sama jak w tym momencie. A więc, możemy…?
Mistrz ponuro przytaknął. Zanim dziewczęta wyszły w towarzystwie Rycerzy Run, pociągnął Maga Drewna za rękę.
- Bądźcie ostrożne.
- Tak, Mistrzu.
Natsu sprawiał wrażenie, jakby chciał się jeszcze sprzeciwiać, ale wzrok Erzy usadził go na miejscu. Nie rozumiał, jak oni wszyscy mogą być tacy spokojni. On sam nigdy nie pozwoliłby tej sekcie nawet dotknąć palcem któregokolwiek ze członków.
Nie zdawał sobie sprawy, że wszyscy czują mniej więcej to samo, co on.
Robi się coraz ciekawiej, dlaczego porwali Wendy? Zrób wreszcie jakąś walkę! Ogólnie bardzo mi się podoba ale wprowadź więcej dialogów.
OdpowiedzUsuńJejciu jejciu! Przeczytałam dzisiaj całe opowiadanie i mi się bardzo podoba!
OdpowiedzUsuńSzukają smoczych zabójców, jako zbawicieli? Z poczatku myślałam, że będzie im chodziło o Natsu, a tu proszę, Wendy ;)
Masz fantastyczny styl i bardzo przyjemnie się czyta, nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
No akcja się rozwija. Szkoda tylko, że nie do końca wyjaśniasz o co dokładnie chodzi tym typkom. Ale tego pewnie dowiem się później :).
OdpowiedzUsuń