Płuca piekły ją jak nigdy dotąd.
Zataczając się i oddychając ciężko, Avis szła bocznymi uliczkami miasta, starając się nie rzucać nikomu w oczy i opierając się o ściany budynków. Widząc przed sobą niewielką wnękę, obsunęła się po murze, siadając i obejmując rękami kolana, by choć trochę przytępić ból.
Szlag ją trafiał na samą myśl o tym, ale musiała przyznać, że ta czarownica z Najsilniejszych zrobiła ją na szaro. To, co przeżywała w tej chwili było nie do opisania. Jakby ktoś jej rozrywał wnętrzności i na dodatek polewał kwasem. Plotki nie kłamią, kobieta naprawdę zna się na truciznach. Tylko miło by było, gdyby nie testowała ich akurat na niej.
Dziewczyna pochyliła głowę, zaciskając zęby. Decydując się na pracę z nimi, liczyła się z tym, że mogą znaleźć się ludzie, nie akceptujący jej jako „niewierzącej”, „nieuświadomionej” czy nie wiadomo jakiej jeszcze. Nie sądziła jednak, że będą tu aż tacy fanatycy. Ta, która ją nafaszerowała swoimi specyfikami, była najwyraźniej jedną z tych bardziej zapalczywych. Już na początku raczyła poinformować ją, że jest bezużytecznym śmieciem niegodnym przebywania w siedzibie Wyroczni, czy kogo oni tam mieli.
Avis oddychała ciężko, zamglonym wzrokiem wpatrując się w ścianę przed sobą. Powoli jej myśli zaczęły się plątać, rzeczywiste obrazy zacierały się, dając miejsce złudzeniom, które coraz szybciej wirowały przed jej oczami. Czyżby trucizna przygotowana przez tę czarownicę miała w zanadrzu kolejne atrakcje? Cudownie. Nie dość, że będzie skręcać się z bólu, to jeszcze dodatkowo oszaleje.
Nad Magnolią słońce już zachodziło. Cienie budynków wydłużały się, oświetlane teraz dodatkowo przez latarnie uliczne i wschodzący, prawie że niewidoczny jeszcze księżyc. W uliczce, w której znajdowała się dziewczyna, znajdowała się jedynie jedna lampa, wisząca bezpośrednio nad nią, nadając jej cieniowi ostre kontury i nieco przerażający wygląd. Zabójczyni patrzyła na niego, nieobecnym wzrokiem. Nie była w stanie już myśleć jasno, nie zdawała sobie też sprawy z tego, co się dzieje dookoła. Została sama – ze swoimi złudzeniami.
Avis wpatrywała się w swój własny cień, opierając się o ścianę. Bezwładne ręce nie obejmowały już kolan, lecz leżały nieruchomo po obu stronach jej nóg, spoczywających na ziemi w równie dziwnej pozycji. Nie poruszając ciałem nawet o milimetr, dziewczyna uśmiechnęła się.
- Cóż. – odezwała się dziwnym, nieswoim głosem do własnego cienia. – Wygląda na to, że zostaliśmy sami.
Nie wiadomo, kogo ujrzała na jego miejscu. Nie było też pewne, czy w ogóle ujrzała cokolwiek – czy też zwyczajnie mówiła do siebie, udając, że ma przed sobą rozmówcę. Także obserwująca całą sytuację zza węgła ulicy drobna, niebiesko włosa dziewczyna nie miała o tym pojęcia. Nie rozumiała co się dzieje, nie wiedziała jak powinna się zachować. Stała i patrzyła, obawiając się podejść i zapytać o co chodzi.
- Ale się porobiło. – mówiła dalej dziewczyna, zwracając się do cienia. – Wpakowaliśmy się w niezłe bagno. – dodała, odchylając głowę do tyłu i opierając ją o ścianę.
Przypatrująca się wszystkiemu Levy, zrobiła krok do przodu, wciąż obawiając się, jak zareaguje tamta. Kim ona była? Natsu opowiadał, że walczył z kimś o zielonych włosach i żółtych oczach… Czy to możliwe, by chodziło o nią? Nawet jeśli, to dlaczego znajdowała się właśnie tutaj? W takim stanie?
Avis nawet nie zauważyła zbliżającej się postaci. Kontynuowała rozmowę?
- Życie. Pieniądze. Uczucia. Czym jest to wszystko? – zapytała. – Po co w ogóle jesteśmy zsyłani tutaj, jak jacyś skazańcy? Nic nie ma wartościowego na tym świecie. Człowiek może przez ileś tam lat… Ileś tam lat biegać w kółko jak kot z pęcherzem, a i tak będzie niezadowolony…
Levy zatrzymała się o parę kroków od dziewczyny. Nieoczekiwanie chora gwałtownie obróciła głowę w jej stronę, patrząc nieprzytomnymi oczami. Członkini Fairy Tail ledwie powstrzymała się od wycofania w głąb uliczki. Spojrzenie tamtej przerażało ją. Mieszanka szaleństwa, bezsilności i pogodzenia z losem. To wszystko w parze z dziwnym uśmiechem, który cały czas tkwił na jej twarzy.
- Ta cała sekta… Ta cholerna sekta jest taka sama. – poinformowała ją dziewczyna, choć Levy nie była pewna, czy ją w ogóle zauważa. – Mają, cholera, wszystko. Władzę. Moc magiczną. A chcą więcej i więcej. Jak pijawki. Każdy człowiek jest taką pijawką. Krwiożerczą, chciwą, dbającą tylko o swój pysk… - urwała, a jej głowa opadła, oczy zamknęły się. - …pijawką. – dokończyła i nie powiedziała już nic więcej. Jej oddech się stał się spokojny i równy. Wyglądało na to, że zasnęła.
Levy podeszła powoli do chorej, ostrożnie dotykając jej ramienia, by sprawdzić, czy faktycznie straciła przytomność. Dziewczyna nie reagowała na delikatne potrząsanie i pytania, czy wszystko w porządku, więc czarodziejka zdjęła obwiązaną w pasie bluzę i okryła nią chorą. Miała niemalże pewność, iż jest to ta sama osoba, którą Natsu spotkał w ratuszu. Mimo to, mimo pytań kłębiących się w jej głowie – Co? Jak? dlaczego? – bezwładna sylwetka i rozpaczliwe słowa wypowiadane przez nią wcześniej obudziły w niej coś na kształt współczucia. Nie potrafiłaby zostawić jej tak po prostu.
Upewniwszy się, że dziewczyna śpi snem kamiennym, Levy oddaliła się nieco, po czym zaczęła biec w stronę siedziby gildii.
Kiedy jednak piętnaście minut później pojawiła się w tym samym miejscu razem z Erzą i Gajeelem, nikogo już tu nie było.
*
Do Urzędu Porządku Publicznego, mieszczącego się w ratuszu, dotarli najprawdopodobniej w rekordowym tempie. Patrząc na prędkość z jaką Natsu przedzierał się przez kolejne zarośla i pokonywał przeszkody, oraz ledwie nadążającą za nim Lucy – nie było to nic dziwnego. Tym razem jednak dziewczyna nie miała do towarzysza pretensji – ona także chciała jak najszybciej zobaczyć się z Mistrzem. Ale przedtem musieli jeszcze coś załatwić.
Zniecierpliwiony Smoczy Zabójca chwycił i pociągnął za klamkę przymocowaną do pokaźnych wrót. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, iż drzwi ani myślą ustąpić. Spróbował jeszcze raz i kolejny. Efekt nadal był ten sam.
- Co to za cholerstwo?! – zdenerwował się chłopak, szarpią już obydwoma rękami, a dla zwiększenia siły zapierając się nogami o wrota.
- Może te drzwi cię nie lubią, Natsu? – podsunął mu niebieski kot.
- Dlaczego miałyby?! – Magowi zdecydowanie nie spodobał się ten pomysł.
- Pomyślałbyś trochę. – Zwróciła mu uwagę Lucy, która jako ta słabsza fizycznie dobiegła zdyszana zaledwie przed paroma sekundami. Teraz stała przed wejściem do budynku, wskazując przymocowaną do muru tabliczkę, na której wcześniej znajdowała się jedynie rozpiska godzin otwarcia. Teraz jednak napis informował wszystkich zainteresowanych, iż jeśli ktoś ma ochotę skorzystać z pomocy i usług Urzędu Porządku Publicznego, musi niestety zrezygnować z tego zamiaru, gdyż urząd został zamknięty na czas nieokreślony.
- Co to ma znaczyć? – zapytał Natsu. Właściwie nie za bardzo było wiadomo do kogo się zwraca – ani Lucy ani Happy raczej nie znali odpowiedzi.
- Dlaczego go zamknęli? – zadała sobie pytanie dziewczyna, przykładając palec do brody. – Przecież teraz ich praca jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek, w tej sytuacji.
- Może wyjechali na wakacje? – wpadł na kolejny, genialny w swojej prostocie, pomysł Happy.
- Nie sądzę…
Smoczy Zabójca już nabrał powietrza, żeby obwieścić całemu światu co on sądzi o tej całej chorej biurokracji ale nagły głos zza jego pleców udaremnił mu ten zamiar.
- Czyżby znowu Fairy Tail?
Za nimi stał ten sam staruszek, z którym jeszcze niedawno rozmawiali na temat zlecenia w Kamieniołomie. Poorana zmarszczkami twarz uśmiechała się przyjaźnie, a szaroniebieskie oczy spoglądały ciepło zza grubych okularów. – Dawno żeśmy się nie widzieli. – dodał.
- Ach! Dzień dobry panu! – przywitała się uprzejmie Lucy. – Właśnie pana szukaliśmy.
- Przyszedł pan otworzyć ratusz? – zapytał Happy, podlatując bliżej.
Mężczyzna pokręcił głową, uśmiechając się smutno.
- Dostałem przymusowy urlop na czas nieokreślony… - powiedział, wskazując głową tabliczkę. – Ale dalej codziennie tu przychodzę, choćby po to, żeby sobie posiedzieć przed drzwiami… Jak człowiek trzydzieści lat spaceruje w to samo miejsce, to potem trudno się odzwyczaić ot tak.
- Przymusowego urlopu? – dziewczyna zrobiła wielkie oczy – Jak to?
- Wszystkiemu winien jest nasz cudowny nowy rządca. – staruszek skrzywił się. Widać było, iż w przeciwieństwie do własnych słów, nie ma o nim zbyt dobrego zdania. – Jesteśmy małym miastem, więc podlegamy urzędnikowi z sąsiedniego. A on kazał zamknąć.
- Tak po prostu? – zdziwił się Natsu. Nawet on wiedział, że zamknięcie jakiegokolwiek urzędu nie jest zbyt proste.
- Tak po prostu. – pokiwał głową mężczyzna, wzdychając. – Co za czasy nadeszły…
W międzyczasie Lucy udało się wreszcie przypomnieć sobie, po co tak właściwie chcieli spotkać się ze staruszkiem.
- Proszę pana. – zwróciła się do niego. – Czy działy tu się ostatnio jakieś dziwne rzeczy?
- Panienko, tutaj takie rzeczy dzieją się cały czas. – odparł tamten. – Spójrz tylko na ten napis.
- Chodziło mi raczej o Kamieniołom…
Mężczyzna spoważniał.
- Ostatnio wszystko ucichło. – powiedział, patrząc gdzieś w dal. – Nikt kto ma trochę rozumu i słyszał o tamtych wydarzeniach, dzieci do lasu nie posyła… Choć muszę przyznać, że od zeszłego tygodnia tyle ubranych na szaro ludzi się tu kręci, że człowiek zaczyna zastanawiać się, czy przypadkiem nie został daltonistą. Ale jeszcze nie było sytuacji, by jakiś pokój czy mieszkanie wynajmowali, nie. Przed wieczorem zawsze się zmyją. Muszę mieć gdzieś tu w pobliżu jakąś kryjówkę, czy coś. Myślałem, czy by to koledze z wydziału porządku nie zgłosić. Ale skoro urząd nam zamknęli…
Lucy spojrzała na przyjaciela porozumiewawczo. Tamten skinął głową. Urzędnik odszedł, a oni zostali jeszcze przez chwilę, rozmyślając nad tym, co właśnie usłyszeli.
- Myślisz, że to sprawka Cienia? – zapytała dziewczyna, opierając się o mur i krzyżując ręce na piersi.
- Nie ma wątpliwości. – stwierdził Natsu, spoglądając w stronę Kamieniołomu. – Nie chcą, żeby ktoś im przeszkadzał w knuciu kolejnych spisków.
- Prawdę mówiąc, jeśli ta sekta ma gdziekolwiek jakąś bazę, to tylko tam. – zgodziła się Lucy. – Jedno mnie tylko zastanawia, czemu się nie ukrywają?
- Myślą, że nikt nie może im zaszkodzić. – stwierdził Natsu zaciskając pięści. – Już nie mogę się doczekać, żeby pokazać im jak bardzo się mylą.
*
Ciężko było z tym wszystkim dojść do ładu.
Westchnąwszy ciężko, Lexy zdjęła okulary przyspieszające czytanie i oparła głową na ręce. Znalezienie jakiejkolwiek wzmianki o danej osobie posiadając jedynie jego imię – zdanie to było trudne i męczące. Wprawdzie wiedziała o tym już na początku, kiedy postanowiła podjąć się tej pracy, jednak nie zdawała sobie sprawy, iż ciągłe czytanie i szukanie znuży ją po tak krótkim czasie.
Kiedy tylko Natsu i Lucy wrócili z Kamieniołomu, wszyscy już wiedzieli, że spotkało ich coś dziwnego. Mieli to wręcz wypisane na twarzach. Opowieść, którą przytoczyli, była niewiarygodna – zarówno pojawienie się dziwnej dziewczynki, jak i jej słowa. Nikt nie potrafił odnaleźć w nich żadnego sensu, choć myślała nad tym niemal całą gildia. Jedynie Mistrz zwrócił uwagę na zaskakujące zdania o niejakim Acalinie i to właśnie ona nakazał odszukać na jego temat jakiekolwiek informacje.
- Dziecko, które spotkali Natsu i Lucy – mówił – wspominało, iż on jest władcą, a wszyscy inni – jego gośćmi. Może być to ważny trop w naszym śledztwie.
- Być może miała na myśli założyciela, lub twórcę jaskiń. – stwierdziła Erza, która też niedawno wróciła. – A więc możliwe, że także założyciela Cienia Ducha.
- Przecież te groty stworzył jakiś tam Arcymag, nie? – zapytał Wakaba, wyjmując fajkę z ust.
- To nie imię – zwróciła uwagę Lucy. – tylko tytuł, lub pseudonim. Każdy może się tak nazwać.
Jak teraz tak nad tym myślała, fakt iż założyciel Cienia i twórca jaskiń to ta sama osoba, nie wydał się Levy już taki oczywisty. Możliwe, że sekta miała długą i bogatą historię – liczba jej członków była ogromna, aczkolwiek nadal nieznana – ale czy to możliwe, by była tak stara jak kamienie tworzące jej kryjówkę? Skąd pewność, że tamtej dziewczynce właśnie o to chodziło?
Zatopiona w myślach czarodziejka machinalnie sięgnęła po kolejną książkę z przygotowanego wcześniej stosu i otworzyła ją od niechcenia. Zanim zdążyła jednak choćby spojrzeć na tekst strony tytułowej, potężna siła odrzuciła ją do tyłu, ciskając jej ciałem o regały. Levy opadła na ziemię, jęcząc cicho. Gdy podniosła głowę, jej oczom ukazał się niesamowity widok – z opasłej księgi zaczęły wylatywać luźne strony, zabarwione na czarno z dziwnymi symbolami, pisanymi fioletowym atramentem. Nim zdążyła zrobić cokolwiek, spomiędzy kartek wysunęły się długie, stworzone jakby z liter łańcuchy, chwytając ją za nogi i ręce i unosząc parę metrów nad posadzkę.
- Niech ktoś mi pomoże! – Levy krzyknęła na całe gardło, choć nie była pewna, czy ktoś ją w ogóle usłyszy. Mury biblioteki i w ogóle podziemi gildii były naprawdę grube.
Dziewczyna z przerażeniem zauważyła, że czarne strony utworzyły dookoła niej ciasny krąg, wirując powoli. Tekst z jednego z arkuszy zaczął lśnić, po czym kartka rozsypała się popiół krążący wokół czarodziejki.
- Klątwa. - wyszeptała tamta z przerażeniem, patrząc na symbole z otwartymi szeroko ze strachu oczami. Jako mag specjalizujący się w piśmie, miała już styczność z podobnymi rzeczami. Ta, której ofiarą właśnie padała, należała do bardzo starych, silnych i bolesnych w skutkach.
Po niecałej minucie już ponad połowa stron zamieniła się w czarny proszek, wirujący coraz szybciej dookoła niej. Levy krzyknęła raz jeszcze, dużo bardziej rozpaczliwie niż przedtem. Jej magia była zablokowana, ona – uwięziona, a sytuacja z każdą chwilą stawała się coraz bardziej nieprzyjemna.
Po kolejnych kilkunastu sekundach pozostałą już tylko jedna kartka – wszystkie inne otaczały teraz dziewczynę pod postacią czarnego popiołu. W przeciwieństwie do reszty, tekst na niej rozświetlał się powoli, jakby chcąc podrażnić się jeszcze z ofiarą. Zanim jednak ostatnie litery błysnęły na fioletowo, wielki gwóźdź nadlatujący od strony wejścia do biblioteki przebił papier i przymocował go wraz sobą do regału, zagłębiając się silnie w drewno.
- Czy ty cały czas musisz wpadać w kłopoty? – zapytał ktoś. Chociaż Levy nie mogła odwrócić głowy, doskonale wiedziała, kto stoi za nią. – To się zaczyna robić irytujące.
- Jesteś nierozsądny, Gajeel. – uświadomił mu Freed, który najwyraźniej przybył razem z nim. – Takie coś nie zatrzyma klątwy.
Miał rację – przedarta strona odczepiła się od szafy i powróciła na swoje miejsce w kręgu, powoli się zrastając.
- Freed! – zawołała Levy, wykręcając szyję jak tylko mogła najmocniej. – Dasz radę to przełamać?!
- Mamy mało czasu. – powiedział mag, niezwłocznie przystępując do działania. Swoją szabloną mógł przesuwać i zamieniać znaki miejscami. – Może być ciężko.
- Zostaw to mi. – zaofiarował się Gajeel, ponownie udaremniając dokończenie rytuału rzucania klątwy. Tym razem pociął papier na drobne kawałeczki tak, by regeneracja zajęła więcej czasu.
- Gajeel! – usłyszał krzyk dziewczyny. – Uważaj!
Zanim zdążył się obrócić, coś chwyciło go za nogę i przygwoździło do sufitu. Dookoła jego kostki owinięty był taki sam łańcuch, jaki krępował Levy.
- Cholera. – zaklął mag, próbując chwycić i rozerwać więzy. Niestety, za każdym razem, kiedy zbliżał do nich dłonie, znaki tworzące je rozsuwały się, udaremniając mu ten zamiar.
- Co za denerwujące kretyństwo! – wściekł się Żelazny Smoczy Zabójca. – Freed, może byś się tak pospieszył?!
- Robię co mogę! – odkrzyknął w odpowiedzi mag, już zdenerwowany.
Porwana na strzępy przez Gajeela kartka zdążyła się już poskładać do kupy, a jej tekst zaczął poraz kolejny lśnić fioletowym blaskiem.
- Szybciej!
- Już prawie…
Nagle, nieoczekiwanie wszystkie znaki zabłysły w ciągu sekundy, za wyjątkiem ostatniego, decydującego symbolu.
- Nie zdąży! – krzyknęła przerażona Levy. W tej samej chwili ostatnia strona zamieniła się w popiół, który w następnej sekundzie zatoczył koło wokół jej sylwetki i powrócił do pustych okładek księgi, przemieniając się z powrotem w zwykły papier. Także łańcuchy krępujące magów puściły i powróciły do książki. Dziewczyna upadła na kolana, odetchnąwszy z ulgą. Smoczy Zabójca wstał, pocierając stłuczone, na skutek spadania, ramię.
- Co ty za cholerstwo wywołałaś? – zwrócił się do czarodziejki.
- Nie mam pojęcia… - odpowiedziała tamta, ignorując zaczepkę. Podeszła do księgi i dotknęła jej ostrożnie, po czym przekartkowała. Nic więcej się nie wydarzyło.
- Myślę, że powinnam to przejrzeć. – powiedziała z namysłem.
- To musi być coś podejrzanego. – zgodził się Freed. - Nikt nie nakłada klątw na mało ważne notatki.
Levy zerknęła na losowo wybraną stronę, po czym mina jej zrzedła, ustępując miejsca zażenowaniu.
- Był raz sobie bociek mały, co nosił duże sandały… - przeczytała na głos, ku zdumieniu towarzyszących jej panów. – I choć łowca z niego słaby, co dzień lubił łapać żaby… To wierszyki dla dzieci.
- Chyba sobie żartujesz! – zdenerwował się Gajeel, wyrywając dziewczynie książkę i potrząsając nią mocno. Ze środka wypadła mała karteczka. – A to co znowu?
Czarodziejka podniosła papier i przeczytała wypisane na nim słowa. Jej oczy stały się okrągłe jak spodki.
- To to. – wyjąkała.
- Co to? – nie zrozumiał chłopak, zaglądając jej przez ramię.
- Acalin. – odpowiedziała krótko. – Kochanemu Acalinowi – czytała – być przestał być Magiem Królewskim choć na chwilę i odnalazł swoje wewnętrzne dziecko. Magnolia, czerwiec roku 613. P.S Arcymag to jak dla mnie zbyt wydumany tytuł. Zawsze twoja – Minara.
*
Tymczasem, piętro wyżej, w głównym pomieszczeniu gildii trwała w najlepsze dyskusja na temat tajemniczej Dziewczynki z Kamieniołomu, jak niektórzy ją nazywali. Mając już widocznie dość trwającej ciągle poważnej i ponurej atmosfery, magowie odprężali się, snując najdziwniejsze domysły i dodatkowo – doskonale się przy tym bawiąc. Natsu na przykład uważał, że tajemnicze dziecko nie było człowiekiem, ale kosmitą, który przy upadku z wysoka („- Kosmos jest wysoko, prawda?”) uderzył się w głowę i zaczął opowiadać niestworzone rzeczy, najprawdopodobniej o swojej planecie. Happy przyklasnął temu pomysłowi, jednak nie zgodził się z nim Gray, który obstawiał przy swojej wersji, czyli dziewczynce, której los spłatał figla i urodziła się już z takim typem urody. Juvia z kolei podsunęła, iż mógł być młodzieńczej, niespełnionej miłości, która nie pozwoliła nieszczęśliwej duszy zejść z tego świata. Mag Lodu powstrzymał się od komentarza.
- Ojej, jak tu wesoło. – zauważyła Mira, wchodząc głównymi drzwiami i jedynie cudem unikając nadlatującej w jej stronę butelki.
- Jak Wendy? – zapytała Erza. Od czasu zawiezienia dziewczynki do szpitala, wszyscy odwiedzali ją kolejno, choć w większości przypadków była nieprzytomna, albo spała. Jednak to właśnie Mirajane była tą, która bywała u niej najczęściej, opiekując się nią i pocieszając. Oczywiście nie licząc Charli, która praktycznie przesiadywała tam dzień i noc, nie dając się namówić na odejście od przyjaciółki choćby na godzinę.
- Coraz lepiej. Lekarz mówi, że dojdzie do siebie. – odpowiedziała kelnerka, podchodząc do baru i zabierając się do wycierania szklanek. – Ale mówi też, że tak zmaltretowanego dziecka jeszcze nie widział… - dodała po chwili. Jej dłoń zacisnęła się mocniej na ścierce.
W gildii zapadła ponura cisza. Wszystkim zrzedły miny na samo wspomnienie o stanie w jakim Wendy wróciła z „przesłuchania”. Nadal nie wiedzieli jaki był jego cel – w tych krótkich chwilach, kiedy dziewczynka była przytomna, nie chcieli denerwować jej pytaniami – a tylko ona mogła udzielić im jakichkolwiek informacji na ten temat.
- Cholerni Cieniści! – zdenerwował się Natsu. – Już ja im pokażę!
Nagle drzwi do gabinetu Mistrza otworzyły się z trzaskiem i stanęli w nich przedstawiciele dwóch różnych pokoleń rodziny Dreyar – dziadek i wnuk. Oczy wszystkich zwróciły się na nich – jakiś czas temu Laxus został wezwany przez Makarowa na „rozmowę”. Niby wszyscy zdawali sobie sprawę czego miałaby ona dotyczyć, a jednak patrzyli na całą sytuację z obawą. Nie wiedzieli jakie są zamiary ich Mistrza – czy chce na chłopaka nawrzeszczeć, przyjąć z powrotem, odrzucić, czy po prostu zwyczajnie wywalić na zbity pysk. Choć większość podejrzewała, że zważając na rozgrywające się niedawno wydarzenia, wnuk Makarova raczej zostanie z nimi. – choćby po to, żeby zrobić Cieniowi na złość.
Staruszek odchrząknął. Smoczy Zabójca Błyskawic stanął obok, w swojej standardowej pozycji pt. „wszystko mi jedno”, jednakże widać było, że nie jest już tak spięty, jak wcześniej.
- Ze względu na sytuację w naszym mieście i całym kraju, zdecydowałem się na unieważnienie wygnania Laxusa na czas walki z Cieniem Ducha… - poinformował wszystkich Makarov.
Natsu jakby tylko na to czekał.
- Hura! – wykrzyknął, zrywając się z miejsca. – Laxus, walcz ze mną! Zobaczymy, kto jest silniejszy!
- Nasz przywódca powrócił! – Raijinshuu z trudem powstrzymywało się przed rzuceniem się Smoczemu Zabójcy na szyję. Gdyby nie nieobecność Freeda, z pewnością nie opanowywaliby się aż tak bardzo.
- Ale zaznaczam! – dodał Mistrz, celując palcem wskazującym we wnuka. – Jak tylko uda nam się ogarnąć ten bałagan, wylatujesz i nie chcę cię tutaj widzieć przez następne pół roku, albo i więcej. Zrozumiano?!
- Tajest. – mruknął tamten, patrząc w bok.
Mimo wszystko, dobrze było wreszcie wrócić do domu.
No no, całkiem całkiem, mam nadzieje że Avis nic się nie stało.Polubiłam ją po tym jak sprała Natsu xD. Co do sceny w bibliotece, świetna. Naprawdę dobrze to opisałaś :) Oby tak dalej
OdpowiedzUsuńWłaśnie zauważyłam ze nie opisałaś ubrań Avis mogłabyś to zrobić? Jestem ciekawa w co jest ubrana :)
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawiej. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuń